Polub mnie na FB :)

piątek, 31 stycznia 2014

Blog Roku - nowa edycja!

Witajcie!

Ja dziś tylko na chwilę.
Od wczoraj, tak jak rok temu, znów można głosować na ulubione blogi.

(Tak, tak, biorę udział - a co mi tam! :) )

Jeżeli zatem uważacie, że warto mnie wspomóc i podoba Wam się (jeszcze) mój blog, wystarczy wysłać 

smsa o treści G00105 pod numer 7122 (koszt 1,22zł).


Z góry dziękuję za wszelkie oddane głosy!

PS Obiecuję niedługo więcej postów!


---
korolowa


niedziela, 26 stycznia 2014

A song

Jeszcze tydzień. Tylko jeden tydzień i, mam nadzieję, będę już na ostatnim semestrze studiów. 
Jak to szybko zleciało!

Już wczoraj mogłam trochę odetchnąć, bowiem wpadli do nas znajomi, mogłam sobie zatem swobodnie pogawędzić i nie myśleć o tym, co za mną i - jeszcze trochę - przede mną ;).

Dziś rano wpadłam również na chwilę na próbę zespołu A. Była nas aż...czwórka, ale to mi akurat bardzo dzisiaj odpowiadało. Muzyka, to jest właśnie to, czego mi było trzeba! Dostałam pyszną, ciepłą herbatkę i popijając ją, wsłuchiwałam się w dźwięki gitar Roberta i Andrzeja oraz balladowego głosu Jarka.
Ich muzyka mnie tak natchnęła, że po powrocie do domu...napisałam nową piosenkę! Może kiedyś ją wykorzystają..?

Możliwe, że jeszcze nieraz będę ją modyfikować, mimo to, dla chętnych załączam poniżej fragment tekstu.


    I 
Z mojego policzka
spada kropla gorąca
lecz Ty już jej nie ujrzysz
już nie zaświeci Ci słońce
z mojego policzka
kropla  - za twym uśmiechem
co ze mną będzie
czy ktoś odpowie mi - nie wiem...
   ref.
Ja chciałbym wrócić do tych pięknych dni
i w ptaków śpiewie twój móc odnaleźć
chciałbym usłyszeć Twoje 'dobrze śpij'
dobranoc, Ty śpij dalej


http://magda.redblog.gp24.pl/files/2008/09/lza.jpg


Życzę Wam wielu pozytywnych natchnień!

---
korolowa

niedziela, 19 stycznia 2014

'Alpagi łyk i dyskusje po świt..' - czyli 'PRL w klimacie absurdu'.

Wiecie, co kryje się pod tajemniczą nazwą alpaga, o której wspomina się w jednej z piosenek zespołu Perfect ('Autobiografia')? Co przeskrobał jeszcze za czasów swych studiów Roman Polański, że omal nie został wyrzucony ze szkoły? I dlaczego obchodzenie imienin zarówno w domu jak i w pracy (zwłaszcza w tym drugim) było tak ważne?

To i jeszcze wiele innych rzeczy można dowiedzieć się z książki 'PRL w klimacie absurdu'.

zdjęcie: http://4.bp.blogspot.com/-oCynLT9Nw_0/UpJi0Q2BJAI/AAAAAAAAqeQ/wvJB6k4vnUk/s1600/1.JPG


Książkę tą zakupiłam zupełnie przez przypadek, w Biedronce, na przecenie, za 7,50zł.
Było jeszcze wiele innych tanich pozycji, głównie kryminałów, pomyślałam jednak: czemu by tak nie zagłębić się w niedaleką przeszłość? Poznać dzieciństwo, lata naszych rodziców?
Przecież okres ten (przynajmniej jego końcówka) wiąże się także i z pierwszymi latami mojego życia!

Postanowiłam zatem natychmiastowo książkę zakupić, wydać te 7,50PLN i wzbogacić o coś niepo(ważnego).
Dziełko to, bowiem, zostało napisane w sposób niezwykle humorystyczny i przystępny, tak że nawet osoba taka jak ja, dość często czytająca jedno zdanie 10-tki razy, nie miała problemów ze zrozumieniem tekstu.

Do powstania tej pozycji przyczyniło się aż czterech naszych rodaków: Zuzanna Grębecka, Hubert Musiał, Grzegorz Sobaszek oraz Wiesława Grochola. Całość świetnie okraszają zdjęcia ukazujące omawianą epokę - czyli Polskę Rzeczpospolitą Ludową. Możemy zatem zobaczyć sławnych sportowców i artystów z tamtego okresu, puste sklepy i ludzi na paradach lub czekających pilnie w kolejce po wodę sodową. Możemy zobaczyć modne ówcześnie ubrania i fryzury, zdjęcia z filmów i przemówień. Ośmielę się wręcz powiedzieć, że możemy zobaczyć prawdę: puste półki w sklepach i długie kolejki; ale też i ludzi wymieniających się w tych kolejkach, polegających na sobie nawzajem; minimum pięknych, polskich zabawek; maksimum wyobraźni na podwórku; wreszcie -  kontrolę i chłód ze strony 'towarzysza'; ale i ciepło od niemal każdego współrodaka.

Książka podzielona została na pięć głównych kategorii: Codzienność PRL-u, czyli Miś Barei na żywo ; Nowa świecka tradycja, czyli rytuały PRL-u; Idole PRL-u; Co i w jaki sposób próbowano nam wmówić oraz Kto i dlaczego nami rządził.
Można zatem wybrać interesujący nasz rozdział, lecz można również tak jak ja - zacząć czytać po prostu od pierwszej (a tak naprawdę to czwartej) strony.

Myślę, że czasem warto przybliżyć sobie nieco historii. Bo ona często wcale nie jest nudna, a wręcz przeciwnie. Przybliżyć sobie właśnie te lata, które kończyły się niewiele przed/po naszych urodzinach, a których jednak nie zdążyliśmy już sami przeżyć. Zapoznać się z latami, urokami i absurdami których zmagali się nasi rodzice i dziadkowie...bo kto wie, czy jakieś zdarzenie mające miejsce właśnie w tamtej epoce, nie miało wpływu na ich późniejsze życie, a tym samym i na nasze wychowanie?

Ja to zrobiłam - sięgnęłam po tą wiedzę - co i Wam serdecznie polecam.

---
korolowa

poniedziałek, 13 stycznia 2014

WOŚP i koncert Otherland

Cześć i czołem, jak to mówi Jerzy Owsiak ;).

W minioną niedzielę odbył się już 22. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Z tej okazji, jak wiadomo, podejmowane są różne ciekawe inicjatywy typu licytacje czy koncerty charytatywne.
Tym razem koncert w Stargardzie dał m.in. zespół Otherland - czyli grupa mojego chłopaka i naszych bardzo dobrych znajomych :)


zdjęcie robione w listopadzie 2013.


Koncert odbył się ok. 19, w Chilli Pub, Stargardzie Szczecińskim.
Poza Otherland, tego dnia w tym samym klubie grały również takie zespoły jak The Morświn's Antiplan, Semi Dry, Arktica Blues, Elektrowooz, Dirty Bastards, a zatem raczej lokalne zespoły.


Wracając jednak do Otherland'u...
Jak wspomniałam, koncert rozpoczął się po godz. 19. Przygotowana z aparatem, stałam na środku niewielkiego parkietu pod sceną, próbując znaleźć dobry punkt odniesienia. Ustawiłam się. Czułam, że niektórzy ludzie za mną  - również.  A ONI - zaczynają. Zaraz zaczną się ich alternatywno-rockowe brzmienia. Nastawiam zatem aparat. Nagrywam...


Słyszę pierwsze dźwięki...i mam ochotę ich zabić. Nie za muzykę - tą spokojną i harmonijną, czasami też i lekko drapieżną. Nie za wokal, który - moim zdaniem - dobrze pasuje do tego typu utworów. Ani nawet za obycie sceniczne - bowiem drapieżność Andrzeja i stonowanie pozostałych członków genialnie się razem komponowało.


Miałam ochotę zabić ich za to... że zamiast rzucać się, tańczyć i śpiewać razem z nimi (znam przynajmniej większość refrenów!) musiałam tam stać spokojnie i ich po prostu nagrywać!


ALE - kochani moi! Jeśli to czytacie, to chciałam Wam powiedzieć, iż wybaczam Wam to i wybaczę jeszcze kilkaset tysięcy razy, bo odwaliliście naprawdę kawał dobrej roboty!

Inne zespoły również trzymały poziom, jednak - nie wiem, czy to kwestia więzi, czy to faktycznie wrażenia muzyczne - ale Was się, naprawdę, fantastycznie słuchało!




Otherland - Dwie Minuty


A moim czytelnikom doradzę tylko, że jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję posłuchać muzyki zespołu Otherland - nie wahajcie się ani chwilę! 
Poza dobrymi nutami,ta formacja to po prostu grupa świetnych ludzi - których zresztą nie da się nie kochać <3


PS Przepraszam - wiem, piszę dziś jak nastolatka, ale to z ekscytacji :)



---
korolowa

niedziela, 5 stycznia 2014

Sugar Man - czy nie przesłodzony?

Inspiracją do napisania owego posta stał się tym razem film dokumentalny, gorąco polecany przez mojego Tatę. Gdzieś tam, w głowie, jego tytuł brzmiał mi dość znajomo. Sugar Man.

Jeśli zamierzacie obejrzeć ten film - nie czytajcie dalej!

Dokument zaczyna się od pokazania ulic, uliczek, pubów amerykańskiego miasta Detroit. To tam, ponoć, swoje pierwsze, muzyczne kroki, podejmował niejaki Sixto Rodriguez. To tam dostrzegli go producenci, dzięki którym dostał niemal niepowtarzalną szansę - udało mu się podpisać kontakt z wytwórnią Sussex Records, wydając tym samym dwie płyty - Cold Fact (1970) i Coming from Reality (1971). Albumy, niestety, nie zrobiły żadnej przewidywanej furory, wręcz przeciwnie - okazały się być całkowicie niezauważane przez amerykańskie społeczeństwo.

I tu historia urywa się na bardzo długi okres czasu. W tym czasie właśnie, płyty Rodrigueza jakimś cudem dostają się do RPA, gdzie - o dziwo - zaczynają cieszyć się ogromną popularnością. Były one dla tamtejszej społeczności rodzajem hymnu, który pomagał im walczyć z polityką apartheidu. Były słodyczą dla uszu, takim cukierkiem na zachętę, aby coś w końcu zmienić.
Jedno tylko dręczyło głowy tych (i nie tylko tych) ludzi: kim jest autor tych, jakże budzących wrzawę, utworów?

W dobie przed Internetem oraz telefonami komórkowymi ciężko było jednak ustalić pewne fakty. Mężczyzna na okładce płyty nosi bowiem okulary i nie wyróżnia się niczym szczególnym, a i jego imię i nazwisko również były wtedy jeszcze niepewne.

Sprawą mocno zainteresował się dziennikarz Craig Bartholomew. Próbował szukać, docierać, dzwonić. Czasami wpadł na jakiś trop... który potem okazywał się nie być zbyt pomocny. Był jednak pewien, że jeżeli cokolwiek znajdzie, to jedynie czyjeś wspomnienia lub też wynagrodzenia za koncerty - mówiło się bowiem, iż Rodriguez zastrzelił się podczas własnego koncertu.

Poszukiwania, zdawało się, spełzły na niczym. Minęło 20 lat, nadzieja na odnalezienie poszukiwanego człowieka już prawie się wypaliła. Nadchodzą czasy Internetu. Na pewnym forum umieszczona zostaje informacja o poszukiwaniu Rodrigueza. Nagle, ktoś się odzywa. Jedna z jego córek deklaruje swoją chęć do współpracy, do rozmowy o swoim ojcu, który, jak się okazuje... żyje i ma się całkiem dobrze.

Przyznam szczerze, że historia sama w sobie nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Ilu jest/było niedocenionych muzyków z tamtego okresu, o których również słuch zaginął? Tutaj została jedynie dodana nuta dramatu : wierzono w mit Rodrigueza strzelającego sobie na scenie w łeb, podczas, gdy on żył naprawdę. I, fakt, to na pewno dodaje temu wszystkiemu pewnej wyjątkowości.
Plus cały filmowy montaż. Muzyka. Zdjęcia Detroit, krótkie filmiki z koncertów i wywiady, przeplatane utworami Sixto, to było magiczne połączenie, które wprawiało nas w stan wręcz transcendentny.
Czy jego muzyka jest jednak  lepsza od Boba Dylana, jak twierdzono w owym dokumencie? Wydaje mi się (oczywiście to tylko moja subiektywna opinia), że takie stwierdzenie jest lekką przesadą. Sixto w pierwszej piątce najlepszych artystów? Po przesłuchaniu jego płyt, mogę z całą pewnością stwierdzić, że ja sama znam dużo lepszych (nie wspominając już o tych nam zupełnie nieznanych).

Co mnie natomiast poruszyło jeśli chodzi o samego artystę, to jego skromność i pokora. Ponoć początkowo był nawet dość przeciwny realizacji tego dokumentu. Całe życie ciężko pracował fizycznie i żył w skromnym domku. Niektórzy powiadali o nim nawet 'bezdomny', 'włóczęga', bowiem przez pewien czas wyglądało, jakby Sixto nie miał domu i ciągle szukał swego miejsca.

Jeśli chodzi o sam film, to spokojnie mógłby być krótszy, bowiem wiele informacji powiela się w trakcie jego trwania. Z drugiej strony - gdyby nie był na tyle długi, zapewne nie byłoby tylu wstawek, odniesień do lat ubiegłych. Nie byłoby tylu piosenek, utrzymujących klimat filmu. A co jak co, ale klimat trzeba docenić... w końcu każda, nawet najpiękniejsza historia, bez choćby szczypty magii, mogłaby przejść, tak po prostu, bez echa.



---
korolowa