Polub mnie na FB :)

sobota, 27 lutego 2021

"Król potworów" Marcina Libera - czyli o potworach współczesności.

Apokalipsa na wesoło? Czemu by nie! Aczkolwiek, czy ostatnie przedstawienie w reżyserii Marcina Libera na pewno można uznać za komedię?

"Król potworów", bo nim właśnie mowa, to sztuka pełna kontrastów i emocjonalnych uniesień.

Poszukająca sprawcy wszelkich krzywd, próbująca sama wymierzyć sprawiedliwość (pytanie, czy zawsze w słuszny sposób?), idealnie wpasowuje się w nasze tu i teraz - teraźniejszość podszytą lękiem i niepewnością.

Fot: Król potworów - Teatr Współczesny w Szczecinie (wspolczesny.szczecin.pl)

Akcja spektaklu rozpoczyna się podczas bankietu w późnych latach 60-tych, na którym spotykają się różne osobistości. Znajdziemy tutaj m.in. męża-chama i podporządkowaną mu kobietę, a także spełnionego reżysera, któremu próbuje podlizać się filmowy krytyk, powtarzając wciąż te same, utarte frazesy. Nic nie jest tutaj ani sielankowe, ani przerysowane, jedynie przebieg zdarzeń zwiastuje raczej marny koniec przyjęcia.

Drugi akt natomiast przenosi nas do roku 2050. W tej nieodległej przyszłości, odnajdujemy Polskę przegraną - po wojnie ze Stanami Zjednoczonymi - i  - przez potężne zmiany klimatyczne - dziką i niepoukładaną.  I właśnie w takiej Polsce, po raz pierwszy od zakończenia wojny, grupka myśliwych wybiera się na polowanie. W lesie kryje się jednak coś dziwnego...

Co czai się w lesie? Kto lub co okaże się tytułowym królem potworów? I czy patriarchalny porządek świata zostanie nagle odwrócony?

Spektakl ów to nie tylko komedia w klimacie science fiction. Rzekłabym nawet, iż - choć talentu komediowego aktorom odmówić nie mogę - humor, który się w nim pojawia, jest przytłoczony narastającym lękiem. W jaką stronę zmierza ten kraj?  Co (i kto) w nim zostanie za kilkadziesiąt lat?

Co okaże się naszym największym potworem?  

W  tym niemal trzygodzinnym przedstawieniu poruszanych jest wiele wątków i tematów - sztuka traktuje bowiem i o zmianach w środowisku, i o rządzeniu, patriarchacie, wierze jak i wielu innych kwestiach.

Jej największą wartością jest, imho, jej przekaz ogólny - którym wierzę, iż miał być sygnał do refleksji nad sobą. Wszak wszelkie konflikty i zmiany klimatyczne, zaczynają się od jednej osoby - "ja". 

I to dopiero "ja" w liczbie mnogiej spowoduje, że ten kraj będzie szedł w lepszym kierunku. Tylko musimy zacząć chcieć. I mądrymi decyzjami, wspólnie poprawić ten obecnie popieprzony, wywrócony do góry nogami, porządek.

Fot. Król potworów - Teatr Współczesny w Szczecinie (wspolczesny.szczecin.pl)

"Król Potworów" zmusza do zastanowienia się przede wszystkim nad naszymi czynami. Decyzyjność ma tutaj moc niemal magiczną - bohaterowie muszą bowiem liczyć się z tym, iż za każdy swój ruch będą nieustannie ponosić mniejsze lub większe konsekwencje. To piętno widać w każdym działaniu  - nawet w uciekającym sprzed nosa polujących nań myśliwych, dziennikarzu. 

Zbyt pochopne decyzje również zostają ukarane, o czym nieustannie przekonuje się premier (notabene, świetna rola Macieja Litkowskiego). Jego lekceważący stosunek do kobiet (zwłaszcza tej mu podlegającej) zostaje pomięty i wyrzucony na śmietnik przez amerykańską,  niezwykle seksowną, panią ambasador (Maria Dąbrowska), która ostatecznie staje się ambasadorem nie tylko swojego kraju.

Choć "Król Potworów" to nie tylko aluzja do potworności, w której żyje i do której dalej zmierza Polska, to głównie tak właśnie wypadałoby ową sztukę traktować. Być może trochę z uśmiechem i dystansem- ażeby całkiem nie zwariować - jednak również z refleksją i powagą, odnajdując w niemal każdym momencie spektaklu metafory i odniesienia do cieni współczesności.

Sama konwencja przedstawienia jest niezwykle interesująca - na samym początku pojawia się ekran, na którym widzimy sytuacją dokładnie analogiczną do tej dziejącej się na scenie (czyli bankiet). Dodatkowo kombinacja komedii z science fiction to imho połączenie całkiem udane -  dzięki temu nie czuć tam krzty nadmiernego patosu, zaś niemal większość scen owiana jest parodią graniczącą z groteską.

Humorystycznego akcentu nie udałoby się zapewne osiągnąć bez fantastycznej gry aktorskiej. W tym miejscu, naprawdę, bez cienia przesady, należą się ukłony wszystkim aktorom  - sprawili, że sztukę oglądało się, w nawet nieco przydługich scenach, z niemałą przyjemnością.

Z chęcią jeszcze raz wybrałabym się na ten spektakl, aby przeanalizować go jeszcze dogłębniej i przyjrzeć się z bliska potworowi, który - być może w niedalekiej przyszłości, a może właśnie już teraz, gdzieś - i nie w głębi lasu, lecz niebezpiecznie blisko - wyczekuje każdego naszego błędu, braku rozsądku, czy zaniechania.


---

korolowa (Karolina Kułakowska)