Polub mnie na FB :)

niedziela, 22 grudnia 2019

Kiedyś zrozumiesz.

Niebo za oknem spowiła ciemność.
I choć żaden płatek śniegu nie rozjaśnia obecnie nocnego krajobrazu, coś migoczącego i tak zaczyna podsycać w Tobie ciepłe wspomnienia.

--
Stoły uginają się od wielości różnorodnych potraw. Karp, kutia, grzybowa, pierogi z kapustą i grzybami, barszcz, sałatka jarzynowa... Babcia zastanawia się, czy to nie za mało, choć już z góry wiadomo, że jedzenia wystarczy i dla pułku wojska. Obok śledzika pojawiają się kieliszki, które później wypełni rozgrzewający trunek. 
Dzieci niecierpliwie wiercą się przy choince, czekając na znak. Na to migoczące "coś". Na te jedyne i niepowtarzalne ciało niebieskie, które pojawia się raz do roku, zwiastujące rychłe odpakowywanie prezentów. Ten szelest kokard, ta niepewność, to podniecenie... Co to będzie? Lalka, miś, klocki Lego, worek słodyczy, a może jakaś ciekawa książka?


Myśli o tych przyjemnościach przerywa jednak okrzyk babci z kuchni, aby nakryć do stołu. Przeliczasz talerze i zauważasz, że podała Ci o jeden za dużo.
"Dziecko - mówi babcia- ten jeden jest dla niespodziewanego gościa."
Robisz zdziwioną minę.
"Ale po co kłaść dodatkowy talerz? Przecież każdy ma chyba własną rodzinę, z którą spędza święta?"
Babcia uśmiecha się do siebie i odpowiada jedynie lakonicznym: "Kiedyś zrozumiesz."

Dokładasz więc kolejną parę sztućców i szklankę, rozmyślając o tym, co właśnie powiedziała babcia.

Obok Ciebie ogromna choinka świeci feerią barw. Na samym dole wiszą większe, cięższe bombki. Pośrodku zrobione przez Ciebie i mamę pierniczki. Po bokach zaś "fruwają" wesołe aniołki i psotne elfiki.
Całość natomiast okraszona jest srebrnym łańcuchem i migoczącymi, białymi lampkami.
Na samej górze choinki widnieje oczywiście ta najważniejsza - wielka, złota gwiazda.

Przypominając sobie o niej, spoglądasz zaciekawionym wzrokiem za okno. Czyżby nadszedł już czas..:?
***

Od kilku minut obserwujesz spowijający miasto mrok.
Na biurku przy oknie świeci mała, sztuczna choinka. Bez łańcuchów, pierniczków czy aniołków. Tylko kilka niewielkich białych bombek.

Przy Twoim boku krząta się trzyletni brzdąc. Razem z mężem ustaliliście, że nie będziecie nigdzie jechać, bo za daleko i nie macie już na nic siły ani chęci. Spędzicie te święta w trójkę. Tylko Ty, on i owoc Waszej miłości.

Zapalasz więc świece, aby było bardziej klimatycznie. Na stole może nie jest tak suto jak za czasów Twojego dzieciństwa, jednak nie mogło zabraknąć barszczu, sałatki jarzynowej i pierogów z Biedronki. I choć w tym roku musieliście przycisnąć pasa, każdy dostaje po drobiazgu: mąż powerbanka, który już od dawna mu się marzył; Ty - piękne pudełko na drobiazgi; dziecko zaś - spodenki i nowego misia, bo tamtemu już dawno "ktoś" wydłubał oczy.

Maluch dalej krząta się przy Tobie, nie odstępując nawet na sekundę. Spoglądacie razem w niebo. Czyżby coś zamigotało w oddali?
"Zobacz, to pierwsza gwiazdka" - mówisz do synka. Wystrojeni, chcecie zasiąść do nakrytego pięknym, bordowym obrusem stołu. Jednak, gdy docierają nań ostatnie dania, nagle słychać dzwonek do drzwi.

Nie masz pojęcia, kto to może być. Przecież nikogo się nie spodziewałaś. Czyżby jakiś bezdomny liczył na trochę jedzenia?

Mąż otwiera drzwi. Widzisz w nich starszą sąsiadkę. Chciała poprosić o szklankę cukru, bo zabrakło, a sklepy już pozamykane. Wygląda jednak dość nieswojo. Widać u niej bardziej pomarszczone czoło i zaczerwienione oczy.

Domyślasz się, co się stało. Nie pytając o nic, zapraszasz ją do środka. I choć opiera się przez chwilę, ostatecznie ustępuje pod naciskiem Twych słów i wchodzi do pokoju, z którego dociera już zapach pierogów i barszczu.

Synek patrzy z niedowierzaniem. Spogląda to na mamę, to na miejsce przy stole.
Przygotowane czwarte miejsce.
"Mamusiu, skąd wiedziałaś, że ta pani dziś do nas przyjdzie?" - pyta zaciekawione dziecko.
A Ty w głębi ducha uśmiechasz się do siebie. 

I odpowiadasz mu jedynie : "Kiedyś zrozumiesz."



---
korolowa

niedziela, 8 grudnia 2019

So cosy.

Blask świecy ociepla łososiowe ściany pokoju.
I nie tylko.
Choć za oknem mróz szczypie policzki, czuję jak wewnątrz mnie lata stado motyli.


---
Szybko ubieram sukienkę, robię delikatny makijaż. Po raz kolejny sprawdzam zawartość torebki: portfel, parasolka, szminka, chusteczki... Wszystko jest. W ostatniej chwili chwytam w dłoń jeszcze książkę i klucze. Przekręcam zamek i wychodzę.

Powietrze pachnie ulicznymi spalinami i nadchodzącym deszczem. W niedługim czasie czuję na sobie ciężkie krople. Słońce próbuje przemknąć przez zachmurzone niebo. Choć nie udaje mu się to na długo, czuję, jak mimo wszystko, ogarnia mnie rozchodzące się po całym ciele ciepło.
---
Jadąc, obserwuję ludzi.  Na ich twarzach widzę ich codzienność: rozterki i zadowolenie, smutki i szczęścia.
Tak wiele z nich opowiada osobną historię. Tak wielu z nich szuka czegoś, choć sami nie wiedzą, czego dokładnie. Dokąd zaprowadzi ich własny pociąg?

Obserwuję też zmieniający się za oknem krajobraz. Przytulające się do siebie konary drzew. Zbliżające się do siebie altostratusy. Krople deszczu przebywające drogę po tym samym oknie, stykające się przy jej samym końcu.
---
Powietrze miast spalin pachnie malinami.
Coraz silniej czuję jego słodycz.

Wchodzę szybko po schodach.
W myślach już widzę Ciebie i Twój uśmiech.

Otwierasz drzwi.
I znów wraca do mnie to uczucie.
Blask świecy.
Ciepło.

Czuję.

Jesteś.



"Ludzie z Twojej planety hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie… i nie znajdują w nich tego, czego szukają… A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży."

---
korolowa


wtorek, 5 listopada 2019

Chandra? Precz! - 10 sposobów na jesienne smutki.

Z czym kojarzy Ci się jesień?

Mi do tej pory w pierwszej kolejności na myśl przychodziły coraz krótsze, mgliste dni. Opadające z drzew liście, zwiastujące koniec podnoszącej na duchu, wszechotaczającej zieleni.
Szarobure niebo, wywołujące snucie przytłaczających wizji.

I choć to wszystko nie znika w stu procentach z mojej głowy, to jednak okres wrześniowo-październikowo-listopadowy widzę w coraz cieplejszych barwach.

Jakie są moje sposoby na jesienną chandrę?


1. Odkrywanie nowych inspiracji muzycznych
Na odprężenie po pracy nie ma nic lepszego na niż puszczenie na full'a ulubionych dźwięków i śpiewanie lub tańczenie wraz z ulubionymi kapelami. Moim odkryciem roku jest zdecydowanie Kwiat Jabłoni, którego fundamentem jest rodzeństwo, Kasia i Jacek (notabene, dzieci Kuby Sienkiewicza z Elektrycznych Gitar).  Uwielbiam też słuchać grającej na wiolonczeli Karoliny Protsenko bądź Hauser'a. Ze starych ulubieńców, niezmiennie króluje u mnie Pearl Jam i Slash. 

2. Oglądanie filmów
Latem zawsze poświęcam na to mniej czasu. Kiedy jednak nadchodzą chłodniejsze dni, uwielbiam zakopać się pod kocem, z winem i pizzą (albo i bez ;) ) i włączyć coś, na co mam obecnie ochotę. Ostatnio odświeżyłam sobie "Clerks 2" i był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę - zabawny, mega relaksujący film, w sam raz na sobotni wieczór. Na nieco dłuższą chwilę i już w dużo bardziej poważniejszym klimacie polecam "Oczy Szeroko Zamknięte' Stanley'a Kubrick'a - wierzcie mi, dreszcze gwarantowane!

3. Gotowanie
Latem nie zawsze mamy ochotę na typowy obiad. Co innego jesienią, gdy za oknem termometr pokazuje minusową temperaturę i sugeruje, abyśmy się dobrze przygotowali na zimowy okres.
Nasz organizm natychmiastowo zaczyna domagać się kalorii. Oczywiście wszystko należy robić z głową, jednak - sami powiedzcie, kiedy mamy piec ciasta, jeśli nie teraz? Kiedy jeść zapiekanki, spaghetti, wszelkiego rodzaju pierogi czy wspomnianą wcześniej pizzę? Właśnie teraz jest na to najlepsza pora. I - co najlepsze - to wszystko możemy przygotować w domu własnymi rękoma.
Serdecznie polecam Wam strony Ania Gotuje czy Kwestia Smaku - dość często stają się moją kulinarną inspiracją. Może od tej pory zostaną też i Twoją?



4. Czytanie książek
Niby banalne, ale - któż oparłby się choć kilku stronom dziennie? Najchętniej w ciepłym szlafroku, z kubkiem gorącej herbaty i przy ulubionej, acz ściszonej muzyce. Choć przyznam, że ostatnio topornie mi to idzie, to powoli, mozolnie wręcz czytam kryminał Samuel'a Bjorka "Sowa." Z tego roku jednak najbardziej spodobał mi się "Samotny Wilk" J. Grishama. A Wy, co byście polecili?

5. Escape Room/Dom Strachu
Większą ekipą zawsze warto udać się do escape roomu. O zaletach tego sposobu spędzania czasu pisałam już kiedyś w tym poście :KLIK:. Taka rozrywka kosztuje przeciętnie od 100 do 120 zł. Oczywiście im więcej osób się zbierze, tym mniejsze wyjdą koszta na osobę. Sama uwielbiam escape roomy, choć byłam do tej pory w zaledwie dziesięciu. Mój ulubiony to zdecydowanie szczeciński Demon Asylum przy Bolesława Krzywoustego 76.

6. Filharmonia lub teatr
Jeśli uważacie, że escape room czy zwykły film to mało wymagająca rozrywka, to zdradzę Wam "sekret" - okres jesienno-zimowy to czas pełen wszelkich przedstawień teatralnych czy koncertów filharmonijnych. Jeżeli zatem macie ochotę na sztukę przez duże S - sprawdzajcie na bieżąco repertuar pobliskich ośrodków kultury. Bilety na niektóre przedstawienia należy rezerwować już z kilkumiesięczną rezerwacją, zatem - miejcie rękę na pulsie!

7. Odwiedź ulubione miejsce
Kiedy się już ściemni, a latarnie zaczną oświetlać zmęczone hałasem i wyczekujące odpoczynku miasto, warto udać się gdzieś, gdzie mentalnie będziemy w stanie odpocząć. Pójść w ulubione miejsce. Choćby na kwadrans. Dotlenić ciało. Oczyścić umysł. Po prostu wziąć, ot tak, ukochaną osobę za rękę i pójść w nieznane, póki nogi nie zdrętwieją Wam z zimna. A potem przyjść i rozgrzać się w taki sposób, na jaki tylko będziecie mieli ochotę.


8. Kursy i szkolenia
Dla osób, które nie lubią stać w miejscu i czują nieustanną potrzebę rozwijania się, polecam zapisanie się na szkolenie z zakresu, który znajduje się w Waszym polu zainteresowań. Jeśli w tygodniu nie macie czasu na taki kurs, zawsze istnieje opcja wykupienia takowego online - zdarzyło mi się korzystać z takich kursów i byłam nawet zadowolona. Są one często dużo tańsze niż kursy stacjonarne, a często niewiele im brakuje pod względem ilości informacji do takowych. Sama już prawie zakończyłam kurs marketingu i reklamy w sieci oferowany przez stronę PM Management. Ogromna ilość ćwiczeń praktycznych i nie mniejsza wiedzy - zdecydowanie polecam.

9. Podejmij aktywność
Więcej jedzenia oznacza więcej tkanki tłuszczowej - warto byłoby zatem choć troszkę pozbyć się jej nadmiaru. Zastanów się, czy w Twojej okolicy jest coś, co by Cię zainspirowało do działania? Ja na przykład kocham pływać, niestety jedyny normalny basen w moim mieście jest obecnie w remoncie, zatem muszę poczekać jeszcze z rok, zanim będę mogła go użytkować. Na ten okres zajęłam się i na poważnie zainteresowałam jogą - jest wspaniała i dla ciała, i dla umysłu. A Ty, jaki typ ćwiczeń/ruchu preferujesz?

10. Znajdź swoje hobby
Niejednokrotnie słyszałam "ale ja się do niczego nie nadaję", "nie mam bzika na jakimkolwiek punkcie", "nie jestem w niczym dobry/a". Well, it's rubbish!  Być może po prostu jeszcze nie znasz swojej ukrytej mocy, wierzę jednak, że na pewno ją posiadasz. Obserwuj samego siebie. Zapytaj otoczenie, co Ci wychodzi najlepiej. Próbuj różnych rzeczy: szyj, maluj, pisz, graj, śpiewaj, tańcz. W końcu coś Ci wyjdzie. Poczujesz, że coś należy do Ciebie. Że jesteś w tym dobry. Ale pamiętaj - próbuj. I - choć nic na siłę - nie poddawaj się. Bo, kto wie, kiedy odnajdzie Cię Twoje przeznaczenie?

 ***
A tak już całkowicie ode mnie - wsłuchaj się w siebie. W to, co podpowiada Ci Twój umysł, ciało i serce.
Tylko wtedy znajdziesz spokój i być może odnajdziesz radość w chwilach, które wydają się być szare, a tak naprawdę - wystarczy kilka kolorowych liści, aby ułożyć swą jesień w piękną całość.


---
korolowa

poniedziałek, 14 października 2019

Joker - zwyrodnialec bez sumienia czy samotny obłąkaniec?

"Wierzę, że cokolwiek cię nie zabije, po prostu uczyni cię… dziwniejszym."
Joker

Czarny charakter z komiksu o Batmanie zyskał nareszcie swoje 5 minut. I to takie pomnożone przez dwadzieścia  pięć - tyle bowiem trwa film o kultowej postaci z kreskówek i filmów o Batmanie -  krwisto-ustym, niezrównoważonym psychicznie Jokerze.


Na początku chciałabym zaznaczyć, że żadnym znawcą kina nie jestem, jednakże filmy oglądać bardzo lubię  - zwłaszcza nowsze produkcje oraz te z lat 90-tych. Oczywiście nieobcy jest mi również - mimo, iż za komiksami i filmami fantasy średnio przepadam -  portret Batmana, którego części również oglądałam. I tak jak uważam, że Mroczny Rycerz Powstaje z ś.p. Heathem Ledgerem to było coś absolutnie fenomenalnego, mocno depresyjnego i wręcz przygniatającego swym mrocznym klimatem, tak, jeśli chodzi o Jokera...niestety takiego odczucia już nie miałam.

Na film szłam fakt faktem już z pewnymi oczekiwaniami - oceny i opinie na Filmwebie wskazywały bowiem, iż będzie to coś absolutnie genialnego. Coś, co mnie wwierci w  kinowy fotel i przez dłuższą chwilę nie pozwoli mi wstać. Film był wszakże opisywany jako absolutne arcydzieło, a J. Phoenix jako pierwszy pretendent do Oskara. Czy jednak film ten urzekł mnie na tyle, abym mogła się pod tymi wszystkimi pochwałami i zachwytami podpisać?

Cóż - niewątpliwie Joaquin "zrobił" ten film. Jego mimika twarzy i gesty wraz z genialnie dobranym image'm oraz całą kolorystyką obrazu sprawiły, iż film ów był  bardzo klimatyczny, a z całą pewnością - nie był nijaki. Tak jak tytułowy Joker i jego wizje - okazał się być na swój sposób groteskowy: "zabawny" i smutny zarazem, a jednocześnie - trochę pogubiony. Jeden wątek wydał mi się bowiem zbędny i niewiele wnoszący do tego, co już jako widzowie otrzymaliśmy.Na minus było również przedłużające się zakończenie i miejscowa dosłowność - choć wiem, iż niektórzy uważają, że właśnie tak miało być - wydaje mi się, że mogłoby jej być odrobinę mniej - niemniej, to tylko i wyłącznie moja opinia.

Piękna była natomiast scena na schodach - barwy, muzyka i Phoenix, z którego wychodziły emocje - to wszystko sprawiało, że mogłam jeszcze bardziej wczuć się w atmosferę filmu i uwierzyć, że tak właśnie mógł zachowywać się w takiej chwili Joker, gdyby faktycznie istniał.


Nie chciałabym jednak zdradzać więcej szczegółów, aby nie zburzyć Wam przyjemności z oglądania filmu, jeśli jesteście dopiero przed seansem.

Dlatego, podsumowując - czy film spełnił moje oczekiwania? Nie w stu procentach.
Czy warto się na niego wybrać? Zdecydowanie tak.
Joker to imho bardzo dobry film i warto go obejrzeć chociażby po to, aby samemu wyrobić sobie o nim zdanie. I choć według mnie reżyser nie wspiął się tutaj na wyżyny swojego Everestu - zwłaszcza jeśli chodzi o studium psychologiczne tak arcyciekawego przypadku jakim jest właśnie Joker - to mimo wszystko warto zgłębić się w tę drogę, przemianę, którą genialnie odtworzył Phoenix, stając się tym samym godnym następcą ś.p. Ledgera.

---
korolowa

czwartek, 5 września 2019

Półka

(...) Świat będzie pozbawiony barw, chyba, że flamastrem go namalujesz sam (...)
Flamaster, Hollow Quartet
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ile razy uderzyłeś, o coś, po czym poczułeś jak słodka, czerwona ciecz pojawia się na Twojej skórze? Jak często zdarzyło Ci się wtedy krzyknąć z bólu? Czy narzekałeś wtedy na tę cholerną półkę wiszącą tuż nad Twoim ramieniem, rozpamiętując incydent w bezkres? Stanąłeś, czekając, aż ktoś Cię pogłaszcze po główce? 
A może po prostu nałożyłeś opatrunek i uśmiechając się do siebie pomyślałeś, że trzeba tę półkę po prostu przewiesić?



Wiesz, świat wcale nie będzie nigdy lepszy.
Ani bardziej sprawiedliwy.
Ani pełen samego dobra.
Nie będzie w nim samych przyjaznych ludzi, którym warto zaufać.

Ale to nie znaczy, że trzeba się przed nim chować w piasek.


Bo świat nie będzie również gorszy.

Nie będzie bardziej niesprawiedliwy niż już jest.
Nie będzie na nim samych złych ludzi.
Tylko na niektórych trzeba czasem uważać.

Bo tak naprawdę, my sami tworzymy swój świat.

Codziennie wyjmujemy różne kredki i malujemy na nowo własne pejzaże.
Kreujemy rzeczywistość na bazie własnych emocji i doświadczeń.
Jeśli więc pokolorujesz ją dzisiaj odcieniami czerni i szarości, nie miej o to pretensji do całego świata.
Daj jej trochę zieleni i błękitu nieba, a zobaczysz, że na pejzażu pojawi się również coś  okrągłego i mocno żółtego, nasycającego swoją barwą pozostałe kolory.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Bo na tym świecie, półka może znaleźć się wszędzie.
Od Ciebie zależy, co zrobisz, gdy Twoja głowa zetknie się z nią ponownie.


---
korolowa

środa, 21 sierpnia 2019

Studnia.

Witaj, strudzony wędrowcze.
Chciałabym Ci dziś powiedzieć tyle rzeczy.
Chciałam, ale...

Wiesz, każdy człowiek ma w sobie taką studnię. To wiadro uczuć, które znajduje się w środku, gdy jest przepełnione wodą, nie wytrzymuje ciężaru słów. Każdy gest jest na wagę złota. Każdy miły uśmiech powoduje, że podnosi się do góry. Tylko dlaczego ostatnio czuję, jakby moje dotykało dna?

Fot. Krzysztof Bolesta

Coraz częściej szukam jakiejkolwiek namiastki tęczy w tej codziennej szarudze zajmującej moją głowę.

Czekam, aż zrozumiesz - Ty, Ty i Ty, że tak nie można.

Nie można najpierw czegoś wymagać, a potem oczekiwać czegoś zupełnie innego.

Nie można oczekiwać szacunku, jeśli wcześniej samemu się tej drugiej osoby nie szanowało.

Wykonywać  pewnych gestów, jeśli nie jest się ich pewnym.

Oswajać, gdy nie chce się być oswojonym.

Wzbudzać strachu i jednocześnie oczekiwać pozytywnych uczuć wobec swojej osoby.

Czekać, aż wewnętrzna bomba wybuchnie i udawać, że wszystko jest w porządku.
Nic nie jest w porządku, jeśli w czymś tkwią sprzeczności.

To tak jakby mówić na wróbla, że to sokół, a kąciki zwrócone ku dołowi tworzą uśmiech.

Fot. Krzysztof Bolesta


Wkładam więc to wszystko do jednego wiadra.
Bez usłyszenia, choć raz, "jestem z Ciebie dumny."
Bez pewnego "przepraszam" i zastanowienia się nad tym, co się robi i do czego się naprawdę dąży.
Bez choćby jednej odpisanej wiadomości i głupiego "do widzenia", jakbym nawet na tyle, po latach znajomości, nie zasługiwała.

I choć znajduje się tam szczypta pewnej refleksji i odrobina otuchy, to jednak szala przeważa ku dołowi.

Bo pewne rzeczy przychodzą po chwili.
Bo ciężko jest mi mówić pewne rzeczy na głos.
Bo chciałabym wykrzyczeć całemu światu swoją cichą niemoc.

I choć próbuję usłyszeć w tym wszystkim siebie, dochodzi do mnie tylko dźwięk samotności i lęku.
Szukam siły, której obecnie nie posiadam.
Wszystko zatopiło się w jednej studni.

Dlatego chciałabym Ci dziś powiedzieć tyle rzeczy.

Chciałam, ale...

---
korolowa

sobota, 17 sierpnia 2019

Władysław Hasior - artysta bez granic

Powiedzieć o nim "kontrowersyjny" to zdecydowanie za mało. Pochodzący z Nowego Sącza artysta był z pewnością postacią nietuzinkową. I takie również były jego prace - wprawiające w zdumienie, skłaniające do refleksji, a nawet  - budzące strach. Bo jak inaczej można określić twór składający się z wózka dla dzieci i znajdujących się w środku miniaturowych krzyży?


Władysław Hasior urodził się 14 maja 1929 r. Czasy, w których dorastał, jak można się zresztą nietrudno domyślić, nie należały do najlżejszych. Przyszłemu twórcy życie wyjątkowo postanowiło nie ułatwiać spokojniejszego wejścia w dorosłość. Wychowywany w rozbitej rodzinie, a następnie wyrzucony na bruk przez swojego ojczyma młodzieniec szybko został zmuszony do poszukiwania szczęścia na własną rękę . I choć na jego drodze życiowej stanęło wielu dobrych ludzi, zdaje się, że to właśnie te początki obudziły w Hasiorze wrażliwość na zło i całą ludzką krzywdę, którą później przejawiał w swoich, pokusiłabym się o określenie, wręcz awangardowych - przynajmniej jak na polską twórczość -  pracach.


Jako dydaktyk w Państwowym Liceum Technik Plastycznych, starał się wzbudzać wśród swych uczniów przede wszystkim wrażliwość na sztukę, którą niegdyś wyzwalał w nim jego własny  nauczyciel, Antoni Kenar. Ponadto, Hasior był zdania, iż artystycznych poczynań nie powinny obowiązywać jakiekolwiek granice. By dać temu dowód, swoich podopiecznych potrafił prowadzać wieczorami do lasu, by móc, w prześcieradła, w nikłym świetle latarki, łapać owady. Innym razem wprowadzał ich do ciemnej sali, w której stawiał trumienkę, a do środka... wsypywał cukierki.


Hasior zasłynął przede wszystkim jako polski pionier asamblażu (czyli pracy, która powstaje z połączenia przedmiotów codziennego użytku). W swojej twórczości wykazywał się odniesieniami do surrealizmu, rzeźby abstrakcyjnej i nowego realizmu, przy czym - z uwagi na miejsce zamieszkania - w jego pracach widać odwołania do stylu zakopiańskiego, a także do fascynacji naturą, obrzędami religijnymi oraz żywiołami. Jego prace charakteryzuje  przede wszystkim ich niewątpliwa, mroczna natura, która ma skłaniać do refleksji, wzburzać, a czasem wręcz przerażać wizjami, które się w niecodziennym połączeniu tych codziennych przedmiotów, kryją.


By dać nieco pełniejszy obraz  rzeczonego rzeźbiarza, malarza, scenografa i nauczyciela w jednym, nie da się nie wspomnieć o dwóch słabościach artysty: jednej - do kieliszka, zaś drugiej - jak się nietrudno domyślić -  do pięknych kobiet.
Choć był dwukrotnie żonaty, jego związki nigdy nie przetrwały próby czasu. Zatapiał się więc w coraz większej ilości: wódki i chętnych, kobiecych ciał.
Można by rzec, że tak naprawdę jego jedyną prawdziwą, odwzajemnioną miłością, była sztuka. Wszak kochanek miał wiele, ale ją - jedną.
Najszczerszą.
Tę, w której znajdował ukojenie.
    
Bo kiedy igrał z nią, nic już nie było ważne. Polityka czy nawracające problemy z przeszłości nagle przestawały istnieć, gdy bez reszty zanurzał się właśnie w  niej - swojej muzie i jedynej wiernej małżonce.

I prawdopodobnie, to właśnie z nią wziął prawdziwy ślub. Nie z Joanną. Nie z osobliwą poetką z Wybrzeża, ale z nią - sztuką. I to w jego przypadku - pisaną przez naprawdę wielkie "S".

***

Galeria Władysława Hasiora znajduje się w Zakopanem na ul. Jagiellońskiej 18bKoszt biletu: normalny - 7 zł, ulgowy - 5,50 zł


---
korolowa

sobota, 10 sierpnia 2019

Motyl.

Po nocnym pukaniu w okno, nadszedł w końcu orzeźwiający dzień. Przywitał pięknym uśmiechem skrzydlatego przyjaciela. Przytulił do siebie ciepłym ramieniem. Objął mocno, tak, aby nikt już skrzywdził. Nie zranił. Aby bez obaw można było przejść linę wywieszoną nad stromymi skałami. Bez potknięć. Z pewnością i bez zająknięcia.

Choć lato się jeszcze nie skończyło, w środku powoli rozpala się kominek -  pozytywnych uczuć i wiary, że "jeszcze będzie przepięknie." Tak naprawdę, bardziej czekasz na drugą część słów piosenki i dopowiadasz sobie w myślach "jeszcze będzie normalnie." Powoli jest, myślisz.  Powoli jest.

I uśmiechasz się sama do siebie. Do ludzi, którzy okazali się być tymi najpiękniejszym motylami. 
Z wdzięcznością patrzysz im w oczy. 

Za kilkugodzinne rozmowy do rana.
Za cierpliwość.
Za przywrócenie wiary we własną wartość.
Za odwzajemniony uśmiech i pizzę o północy (wszak o tej godzinie pizze smakują najlepiej!).

Za to, że są.
Dzięki takim osobom wraca wiara w ludzkość. 

Fot. Krzysztof Bolesta
Fot: Krzysztof Bolesta
Dlatego chcę napisać Wam po prostu: dziękuję.

Nie wiem, gdzie bym pofrunęła, gdyby nie Wasze wyciągnięte ręce. Codzienne rozmowy na komunikatorze. Spotkania w cztery oczy i trochę więcej litrów wlanych dla rozwinięcia języka procentów. 

A przecież ostatnio tyle okien zostało zamkniętych. Tyle wylatujących z niego ciem,  motyli...

Wierzę jednak w przepływ energii i równowagę w przyrodzie, w życiu. Wierzę, że jeśli coś się zakończyło, za moment zacznie się coś nowego. Otwieram więc delikatnie okna. Czuję obecność ludzi, którzy do niego wlecieli i obecnie w nim przebywają. I tak mi dobrze. 
I wierzę, że będzie jeszcze lepiej.
Piękniej. Barwniej. Spokojniej i jaśniej.

Bo z motylami wokół, nie może być inaczej.

           ---
              korolowa


poniedziałek, 29 lipca 2019

Pukam. Otworzysz?

Nikt nie powiedział, że to będzie proste. Zamknąć tyle niezamkniętych dróg. Otwartych na oścież serc, czekających na telefon, głupie "co tam?" Cokolwiek.
Lecz zamiast tych wszystkich rzeczy, uderza Cię nagle goła prawda.
Coś się skończyło.

I wtedy masz dwa wyjścia: próbować na siłę wrócić do stanu pierwotnego, czyli pukać w czyjeś okno, co chwila sprawdzając, czy nie ma Cię również w lodówce, albo... najzwyczajniej w świecie jak najszybciej to zaakceptować.


Nie wszystkie decyzje należą do nas. Jeżeli kogoś traktujesz z szacunkiem, dajesz mu prawo wyboru.
Jeśli wróci, to znaczy, że nigdy nie odszedł.
Jeśli nie, to prawdopodobnie zrobił to już dawno, tylko Ty tego nawet nie zauważyłeś.

I wszystkie "ale dlaczego "kiedy to się stało" " i "przecież się tak długo znaliśmy" powoli przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Koniec to koniec. Nieważne, czy przyjacielskiej relacji, czy związku.

Na początku czujesz się dziwnie, jakby ziemia miała zaraz rozstąpić Ci się pod nogami. Normalnie koniec świata i czarna dziura. Rozpaczasz, bo nagle tyle lat poszło w niepamięć. Tyle wspólnie spędzonego czasu. Tyle pięknych chwil...

Głowa cały czas przetwarza wszystkie te obrazy. Momenty, kiedy śmialiście się razem z najbardziej żenujących żartów. Długie spacery i rozmowy o wszystkim i o niczym. Wsparcie emocjonalne, gdy jedno potrzebowało drugiego. Nie możesz uwierzyć, że to już się rozsypało. Że tego już nie ma. I nie będzie.

I wtedy zastanawiasz się, co z Tobą jest nie tak. Jak bardzo beznadziejnym człowiekiem jestem, że to wszystko znowu się kończy?  I dlaczego to wszystko musi tak bardzo boleć?

Mając w głowie kłęby różnych myśli, przymykasz lekko okno. Mimo wszystko wierzysz w gołębia, w posłannictwo dobrych wieści. Na świat patrzysz jednak z coraz większym sceptycyzmem.
Choć wiesz, dobrze wiesz, że nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu otworzyłeś je zbyt mocno, tym razem będziesz ostrożniejszy. W końcu nie chcesz później znowu przechodzić bólu, który odczuwasz teraz. Zdajesz sobie jednak sprawę, że to naiwne myślenie, bo czy ktokolwiek ma nad tym stuprocentową kontrolę? Nad uczuciami? Decyzjami, które nierzadko są dla nas kompletnie niezrozumiałe?

Przecież wiesz, że nie jesteś beznadziejny. Czasami tylko beznadziejnie się zachowujesz. Czy to jednak pozwala komuś na to, aby, tak po prostu, zatrzasnąć je z hukiem?

Wszak jedni otworzą je na tyle, by móc zamieszkać w nim na dłużej. Drudzy uchylą, by móc później doń wrócić. Inni jednak zamkną je na zawsze.


I tutaj, ten jeden wybór należy do Ciebie Nie pozwól im się nim bawić. Zamykaj je, kiedy trzeba. Nawet jeśli czujesz jak świat w Twoich myślach rozpada się na tysiąc kawałków. Że coś Cię tak bardzo boli i nie daje spać po nocach. Gdy czujesz jak wszystko w Tobie drży i nie potrafi przestać, pamiętaj - to jest Twój wybór. Jeśli ufasz - uchyl. Jeśli nie, bądź czujesz, ze to już nie to - zamknij, zarygluj i nigdy więcej nie otwieraj. Czasami taka całkowita separacja i spalenie mostów jest nam potrzebne, aby zachować zdrowie psychiczne. Dla własnego dobra.

Dlatego dbaj o to, kto się w nim znajduje, bo masz je jedno.
To, które bije codziennie, tylko dla Ciebie.
Chroń je przed kolejnym zadanym ciosem.
Zrób to dla niego.
Dla swojego zagubionego, zranionego, a jednak oczekującego na nowo otwarte okno, serca.

---
korolowa

niedziela, 14 lipca 2019

Tam, gdzie mieszka serce.

Zza okna wyłania się połączenie żółci i pomarańczu. Delikatne promienie pieszczą opalone już policzki. Choć ostatnio na nadmiar słońca narzekać nie mogłam, to jednak czuję, że wraca do mnie upragnione ciepło.

Przywdziewam zatem letnią sukienkę i wyruszam z domu. Na piętach mam plastry i ślady pięknych wycieczek. Szukam siebie wokół, ale nie znajduję. Dalej jestem tam. Kilkaset kilometrów stąd.


Idę dalej. Wspominam feerię neonowych szyldów i barwnych strojów. Śmiech turystów na Krupówkach i powitania na szlakach. A przede wszystkim, zapierające dech w piersiach, widoki.

 Kiedy gdzieś wyjeżdżam, staram się planować wszystko w taki sposób, aby nic mi nie umknęło. Abym mogła rozkoszować się każdą chwilą. Gryźć ją, kęs po kęsie, zamiast napadać na nią łapczywie, co mogłoby skończyć się mocno obolałym brzuchem i wrzodami żołądka.


Taki balans w zwiedzaniu pozwala mi na pełniejsze poznanie danego miejsca. Mogę wtedy tkać każdy dzień różnymi nićmi, sprawdzając, która z nich będzie mi bliższa. A może utkany krajobraz w ogóle nie będzie pasował do mnie, albo to ja okażę się nietrafionym elementem tego konkretnego skrawka ziemi?


Lubię błądzić i odnajdować się w różnych miejscach. Iść przed siebie i sprawdzać, dokąd mnie poniosą nogi. Przez miasto i wśród natury. W tłumie i samotności. Hałasie i głuchej ciszy.
Wygrzewając się w ciągu słonecznego dnia i chłodząc morskim wieczorem.



Idę i rozglądam się dookoła. Nie ma tu gór, ani nawet zagęszczonych różnymi nacjami Krupówek. Nie sprawdzę teraz ręką jak zimny jest nasz Bałtyk.
Ale mogę przywołać je w myślach.

Tak jak zielone wzgórza i pagórki w Irlandii. Wieczory przy winie w W Starym Kadrze w samym centrum  Gdańska. Spacer ze znajomymi po  Krakowie i ten pamiętny koncert Pearl Jam.

Nie muszę wyjeżdżać, aby tam być.
Choć mogłabym tam być codziennie.

W tych wszystkich miejscach, w których kiedykolwiek zamieszkało moje serce.


---
korolowa

A gdzie zamieszkało TWOJE serce? Podziel się swoją piękną historią!

piątek, 28 czerwca 2019

Introwertyk, ekstrawertyk, ambiwertyk - kim jesteś?

Kiedyś opowiadałam swojemu tacie pewną sytuację. Nie pamiętam już, o co dokładnie w niej chodziło, za to pamiętam reakcję mojego taty, mniej więcej w stylu "Nie dziwię się. Przecież jesteś osobą ekstrawertyczną, więc...". Halo, halo! Słucham? Ja, ekstrawertykiem? A w życiu! Toć ze mnie totalne przeciwieństwo ekstrawertyzmu! Tata mnie, najzwyczajniej w świecie, nie zna!
Zaczęłam się jednak poważnie nad tym zastanawiać. I po wgłębieniu się w temat, stwierdziłam... że poniekąd ma rację. Ale nie do końca.

Pojęcie ekstrawertyzmu i introwertyzmu

Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku szwajcarski psycholog i psychiatra Carl Gustav Jung jako pierwszy użył pojęcia ekstra - oraz introwertyzmu. Jung rozdzielił dwa typy osobowości pod względem energii, którą przedstawiają i która napędza ich do działania. 

Ekstrawertycy są skoncentrowani na nieustannym działaniu, pędzie, dążeniu do celu. To osoby, które uwielbiają przebywać z ludźmi i świetnie odnajdują się nawet w towarzystwie nieznajomych. To ze spotkań towarzyskich czerpią największą energię, gdy zaś nie podlewają swojego ogrodu przyjaźni zbyt często, bardzo szybko więdną. Jednym słowem - ekstrawertyk nie potrafi obejść się bez towarzystwa innych osób, inaczej  - zwiędnie z samotności.


Introwertycy, w przeciwieństwie do tego, co się często o nich pisze, również lubią spotkania, lecz tylko z najbliższymi osobami i niezbyt często. Źle czują się w większej gromadzie, a już zwłaszcza wśród nieznajomych bądź przy osobach, które je w jakimś sposób tłamszą. Jeśli się z kimś w miarę regularnie spotykają, to znaczy, że mają do tej osoby ogromne zaufanie i dobrze się przy niej czują. Jednak nawet spotkania z najbliższymi osobami, jeśli są aranżowane zbyt często, mogą zmęczyć introwertyka. Wtedy taka osoba najchętniej zaszywa się w mieszkaniu słuchając muzyki, czytając książkę bądź oglądając film. Najchętniej - samotnie. Dopiero wtedy się regeneruje. I może nawet za dwa tygodnie zaprosi przyjaciela na obiad. Bo po co wychodzić do restauracji - tam przecież jest tak tłoczno!


...a jednak jest coś jeszcze.

Ilekroć się nad tym wszystkim zastanawiałam, nie miałam bladego pojęcia, do jakiego typu ja w końcu należę. Cechy, które posiadam pokrywały mi się częściowo z jednym jak i drugim rodzajem osobowości. Lubię grupki ludzi, choć raczej małe i zaufane. Nie mam nic przeciwko tłumom, jeśli nie muszę w nich przebywać zbyt długo. W piątek chętnie wyjdę ze znajomymi na piwo, aby w sobotę na spokojnie posprzątać, a wieczorem poczytać książkę. Nie mam większych problemów z nawiązywaniem kontaktów i prowadzeniem rozmowy, jednak nie przy wszystkich czuję się swobodnie. Nieczęsto lubię się wypowiadać na dany temat w towarzystwie. Chyba, że jestem z kimś sam na sam, ewentualnie w małej grupce zaufanych znajomych. Umiem słuchać, ale potrafię i coraz częściej lubię mówić również o sobie.

Brzmi znajomo?

Spieszę zatem Was poinformować, że istnieje jeszcze jeden typ osobowości. 
Wprowadził go Hans Eysenck, angielski psycholog i autorytet w dziedzinie badania osobowości. Eysenck stwierdził, że stworzona przez Junga teoria osobowości na intro - i ekstrawertyków jest zbyt uproszczona. Wprowadził więc pojęcie ambiwersji, czyli czegoś pomiędzy tymi dwoma typami.



Ambiwertykami jest zdecydowana większość naszego społeczeństwa. Według artykułu magazynu Focus, to najstabilniejsza emocjonalnie grupa ludzi. Badania prowadzone przez Adama Granta z Wharton School of Business (University od Pensylvania) dowodzą, że ambiwertycy są lepszymi handlowcami niż ekstrawertycy, ponieważ łączą w sobie pewność siebie z empatią, umiejętnie słuchają i dostosowują się do potrzeb klienta.

Czy po przeczytaniu tego tekstu masz wrażenie, że jesteś ambiwertykiem, jednak nie jesteś co do tego do końca przekonany ? Wystarczy, że odpowiesz na trzy poniższe pytania, przygotowane przez behawiorystkę Vanessę van Edwards:

1. Czy lubisz spędzać czas zarówno samotnie, jak i wśród ludzi?

2. Czy niektóre sytuacje sprawiają, że czujesz się pewny siebie i otwarty, a inne powodują, że zamykasz się w sobie?

3. Czy nie potrafisz jednoznacznie określić się jako introwertyk lub ekstrawertyk?

Jeżeli na każde z poniższych pytań odpowiedziałeś twierdząco, możesz mi przybić piątkę - tak jak ja, Ty również jesteś ambiwertykiem!

I choć tak naprawdę cały ten podział nie jest aż tak bardzo ważny i nie ma potrzeby, aby się tak mocno szufladkować, to jednak warto czasem zastanowić się nad swoją naturą - wtedy łatwiej będzie nam zrozumieć przyczyny ludzkich  - w tym i własnych - zachowań.

---
korolowa


PS Dajcie znać, jakim typem osobowości jesteście i jakie zachowania zauważyliście u siebie, które przekonują Was, że to właśnie do tego typu należycie!

piątek, 21 czerwca 2019

"Otoczeni przez idiotów' , czyli każdy z nas jest głupi dla innych i każdy ma rację.

 - O co ci znowu chodzi? - zapytała Aśka.
 - Bo kubek nie stoi na stole. Jego miejsce jest w kuchni, w tej szafce przy parapecie,  nad drugą szufladą. Poza tym - Tomek przyjrzał się uważniej swojej dziewczynie -  co ty masz na sobie?
Asia jęknęła w duchu. Wiedziała, czego się może spodziewać i w jakim to najprawdopodobniej pójdzie kierunku. Jednak ze stoickim spokojem odpowiedziała wybrankowi serca najczystszą prawdą, jakiej nie znał ten zapaskudzony świat.
- Bieliznę. Chcesz sprawdzić? - spytała uwodzicielskim głosem.
Chłopak jednak nie był w nastroju na żarty, ani na kuszącą i rzuconą pół żartem, pół serio propozycję ukochanej. W głowie kołatały mu się tysiące myśli.
 - Jak możesz być taka tępa, aby nie pamiętać, że te pieprzone kubki trzymamy w tej cholernej szafce! I zdejmij tę szmatę, wyglądasz w niej jak dziwka. No chyba, że odstawiłaś się tak dla Mareczka ...
W Aśce wezbrał gniew. Po raz kolejny. Nie chciała być tak traktowana. Kochała Tomka, jednak nie potrafiła się z nim dogadać. Starała się jak mogła. To dla niego próbowała być najlepszą wersją siebie. Wiedziała, że nie wszystko jej wychodziło...ale przecież nikt nie jest idealny. Ona się starała, a on tego nie doceniał. Nie wiedziała już, co robić. Jak się zachowywać? Jak rozmawiać, aby pomiędzy nimi było lepiej?
-----------
Prowadzenie owocnych rozmów i utrzymywanie pozytywnych relacji to sztuka, którą można szlifować, jednak niemal niemożliwe jest osiągnięcie w tym perfekcji. Dlaczego? Ponieważ, że już polecę truizmem, każdy z nas jest inny. A skoro KAŻDA pojedyncza jednostka różni się czymś od pozostałych, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zawsze może inaczej zareagować niż osoby do niej w jakiś sposób podobne. Choć można by, z drugiej strony, nieco sobie ułatwić życie i spróbować wyróżnić kilka konkretnych rodzajów osobowości. I gdyby tak tego się trzymać i stosować do pewnych wskazówek, można sobie nieco tę drogę porozumiewania się uprościć.

Jakie to rodzaje osobowości, zapytacie? W swojej książce "Otoczeni przez Idiotów" Thomas Erikson ukazuje podział takowych na cztery barwy: zieloną, żółtą, niebieska i czerwoną.


Oczywiście istnieją jeszcze inne podziały, które są w książce nadmienione, chociażby słynny podział Hipokratesa na sangwiników, choleryków, melancholików i flegmatyków. Swoją drogą, czy wiedzieliście, że nazwy te nie są przypadkowe i wzięły się od nazw związanych z ludzkim ciałem? Przykładowo, łacińskie słowo sanguis oznacza krew, zaś greckie chole to żółć, która jest związana z wątrobą.
Aztekowie znowuż rozróżniali cztery główne żywioły: wodę, ogień, ziemię i powietrze. Przyznaj - ile razy w życiu sprawdzałeś, którym żywiołem jesteś?

Wróćmy jednak do tych barw.
Żółci, według tego, co opisuje Erikson, są niezwykle otwartymi gadułami. Wszędzie ich pełno, są najbardziej towarzyscy, mili i entuzjastycznie podchodzący do życia. Pełni energii i wiecznie uśmiechnięci. To oni najczęściej komplementują innych, choć bardzo lubią plotki i rozmowy o wszystkim i o niczym. Znacie takich?

Czerwoni są, dosłownie, rozgrzani do czerwoności. To ci, którzy, gdy nadepniesz im na odcisk, zostaniesz pozbawiony wszystkich palców, pięty i dodatkowo głowy. Wiecznie wszystko kontrolują i nie znoszą nieposłuszeństwa. Są równie, a nawet bardziej energiczni niż ludzie o żółtej osobowości.
Często też zajmują stanowiska kierownicze, ponieważ są konkretni i z reguły ambitnie pną się po szczeblach kariery. A teraz, przyznaj się - czy na myśl przyszedł Ci właśnie Twój własny szef?

Niebieski to, dla kontrastu, ostoja spokoju, choć potrafi być dość upierdliwy. Sztywno trzyma się zasad, regułek i obliczeń z arkuszy Excela. Jeśli chcesz z nim na jakiś temat podyskutować, musisz mieć solidne argumenty w postaci najświeższych faktów. Wytknie Ci niemal każdą pomyłkę, abyś przypadkiem nie żył w niedouczeniu bądź niewiedzy. Chyba każda mama ma w sobie trochę z niebieskiego temperamentu.

A zieloni, zapytacie? To większość z nas. Oni najlepiej dogadują się z pozostałymi grupami, ponieważ najłatwiej wychodzi im dostosowanie się do innych osób. Najczęściej siedzą cicho i po prostu robią swoje. Kompletnie nie nadają się na liderów, za to są świetnymi pomocnikami i przyjaciółmi. Jeśli jednak szala goryczy się u nich przeleje, to może w konsekwencji poskutkować zaburzeniami czy chorobami wynikłymi ze zgromadzonego stresu.

Erikson nadmienia, że większość z nas łączy w sobie dwa, a nawet trzy kolory, jednak nigdy wszystkie cztery. Dlatego czasami może być trudne ustalenie "koloru" danej osoby, a zatem cech, które ją nakreślą w sposób najbardziej autentyczny.

W "Otoczeni przez Idiotów' autor ukazuje jak szeroki jest problem komunikacji między ludźmi  i jak sobie z tym problemem radzić. Przedstawia historie z życia wzięte i ludzkie reakcje na konkretne sytuacje. Podpowiada, co robić i jak reagować mając do czynienia z osobą o konkretnej osobowości.
I choć to wszystko można na tak zwany "chłopski rozum" samemu rozkminić, to warto jednak przypomnieć sobie pewne kwestie związane z naszym charakterem i osobowością. I docenić to, że jesteśmy inni  - wszakże różnorodność jest piękna.



-------

A teraz pytanie do Was - wyobraźcie sobie ciąg dalszy historii z początku posta. Asia po kilku godzinach wraca do Tomka. Chce, aby ją w końcu zrozumiał i by rozmowa miała pozytywne zakończenie. Co mu powie?
- Tomek, chciałam z Tobą porozmawiać...

---
korolowa


piątek, 14 czerwca 2019

Moralność pani wierzącej.

"Przekażcie sobie znak pokoju"  - słowa księdza docierają do mnie tym razem z lekkim opóźnieniem.
 Rozglądam się dookoła. Wokół mnie ludzie w skupieniu słuchają dobrze już znanej im formułki.
Obserwuję ich uważnie. Co robią? Gdzie patrzą? Czy bezmyślnie powtarzają wypowiedzi duchownego, czy z przejęciem śpiewają na cześć Pana, wreszcie - czy przy znaku pokoju, patrzą bliźnim w oczy?

Wśród nich jest i ona. Jej bladoróżowa, elegancka marynarka idealnie współgra z sukienką o podobnym odcieniu. W jej postawie widać pełne skupienie. Gdy na chwilę odwraca wzrok, odkrywa przejęcie w jasnobrązowych oczach. Jakby za każdym razem przeżywała to inaczej. Intensywniej. Piękniej. Tak bardzo prawdziwie. Jak jedna z niewielu, pobożna, dobra parafianka.

Obserwuję jak wyciąga rękę do uścisku. Jak z łagodnością patrzy na każdego wokół.
I zastanawiam się, po co ona do cholery próbuje kogokolwiek oszukać.


Wiem, co  naprawdę myśli o dziewczynie, której ściska rękę. Jak oddala najbliższych od reszty rodziny i znajomych. Ile kłamstw, krętactwa i niedomówień wyszło do tej pory z jej ust. Jak bardzo jest skoncentrowana na pościgu za pieniądzem oraz to, ze niejednokrotnie złamała już daną komuś obietnicę...

Patrzę na nią. Na kilka innych osób. Na krzyż. Księdza. Obraz Jezusa.
I kolejny raz czuję, że coś się nie klei.
Ten cholerny dysonans pomiędzy pobożnością a spaczeniem. Moralnością i zepsuciem. Udawanym dobrem.

Czy ludzie naprawdę uważają, że jeśli co tydzień wybiorą się do tej sakralnej instytucji i odhaczą niecałą godzinę chórków i klęczków, to nagle staną się lepsi? Że niebiosa będą stały dla nich otworem, bo co niedzielę dawali  5 złotych na tacę?

Osobiście nie mam nic do samego uczęszczania do kościoła, o ile ktoś faktycznie stara się żyć według dekalogu, nie robi nikomu krzywdy i można o nim rzec, że jest dobrym człowiekiem.
Ale jeżeli ktoś idzie się tam jedynie wybladoróżowić, to już dla mnie szczyt hipokryzji.

Drodzy bladoróżowi: jeżeli chcecie być postrzegani jako dobrzy ludzie, powiem Wam coś, czego być może jeszcze nie wiecie: nie musicie wcale chodzić do kościoła. Wystarczy, że będziecie zachowywali się choć troszkę bardziej moralnie i traktowali innych na równi z sobą, a wtedy i sumienie Wasze będzie czystsze, i Wam - oraz innymi -  będzie się lepiej żyło.



 ---
korolowa


piątek, 7 czerwca 2019

Cichy krzyk o zrozumienie - "7 uczuć" M. Koterskiego

Wykrzyczeć. Wyrzucić z siebie. Zapomnieć.
Wzrastający gniew w głowach i sercach bohaterów ostatniego filmu Marka Koterskiego to odpowiedź na wszechobecną ignorancję ze strony dorosłych. Na umniejszanie problemów dzieci i niezauważanie ich potrzeb. Na przejęcie kontroli nad ich zainteresowaniami, potrzebami, ich dalszym losem. Tylko czy ktoś kiedykolwiek te dzieci zapytał, czego one tak naprawdę potrzebują?



Film teoretycznie ma ukazać budzące się w przedstawionych postaciach tytułowe uczucia: radość i smutek, złość, strach, samotność, wstyd oraz poczucie winy. Powiedziałabym jednak, iż ukazuje dużo więcej: że mimo tak obecnie popularnego bezstresowego wychowania (z którym nie do końca się zgadzam, ale to już temat na osobną dyskusję), istnieje wiele młodych dusz, które są notorycznie zastraszane, manipulowane emocjonalnie, wpędzane w poczucie wstydu i winy. 
W produkcji Koterskiego jedną z takich dusz jest grana przez Gabrielę Muskałę Weronika Porankowska. Jej postać wydała mi się najlepiej, bowiem najprawdziwiej, wykreowana. Była mi również najbliższa jeśli chodzi o przeżyte doświadczenia. Przypomina mi również przypadek jednej z moich uczennic, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że takie przypadki nie zdarzają się wcale nieczęsto.

To, co możesz zobaczyć w tym filmie dzieje się tuż za rogiem. Być może właśnie teraz, za ścianą Twojej sypialni, jakieś dziecko płacze, bo dostało piątkę minus, a nie, jak oczekiwał ojciec, pełną ocenę. Może właśnie teraz jakiś chłopiec próbuje znaleźć prawdziwych przyjaciół, a tymczasem nawet rodzice nie chcą poświęcić mu swojego czasu, otaczając ciepłym uczuciem. A może właśnie przed chwilą dziewczynka, na którą matka zrzuciła pełną odpowiedzialność za brata, zgubiła go gdzieś za rogiem i boi się z tego powodu wrócić do domu, woląc umrzeć niż nieść na ramieniu poczucie winy i braku odpowiedzialności?

Z iloma problemami zmagają się te z pozoru zwykłe, normalne dzieci? Co się kotłuje w ich głowach?
Jakie mają marzenia? 

Czy tej Weronice naprawdę potrzebna jest ta kolejna 5 z geografii? Czy Adaś w końcu odnajdzie kogoś, kto polubi i pokocha go z wzajemnością, czy jego ewentualnie ponowne złamane serce i problemy miłosne nie zostaną znowu zbagatelizowane przez jego własnych rodzicieli?


Ile takich historii mogło skończyć się tragicznie, tego nikt nie wie. Choć końcówka filmu, gdzie Bohosiewicz jako szkolna sprzątaczka wygłasza swoją przemowę, nie do końca do mnie przemówiła, to uważam, że jest to dobry, a już  na pewno - bardzo ważny film. Już nie chodzi nawet o to, czy się komuś technicznie podoba i na ile gwiazdek subiektywnie zasługuje. 
Wierz mi, że  kiedy tylko zasiądziesz w fotelu i puścisz "play", nagle zamienisz się z Miśkiem rolami - teraz to Ty siedzisz na kozetce, omawiając zdarzenia z przeszłości. Opowiadając o dzieciństwie. Czasie szkolnym, kiedy po raz pierwszy się zakochałeś, ale złamano Ci serce. O bólu niezrozumienia przez rówieśników. Wygórowanych wymaganiach i niespełnionych ambicjach ojca. O lęku przed niespełnieniem oczekiwań i narastającą samotnością. Jak się wtedy czułeś? Co chciałeś zrobić? Jakie miałeś myśli?

Kiedy to wszystko sobie przypomnisz, odświeżając kadr po kadrze swoją historię, uświadomisz sobie, że przecież też byłeś dzieckiem. Takim samym jak  Adaś, Weronika. Jak oni wszyscy.


---
korolowa