Polub mnie na FB :)

poniedziałek, 26 maja 2014

Nie wyjechałaś...

Pozwoliłam sobie napisać wiersz z okazji Dnia Matki. Przyznam, że dla mnie to temat wyjątkowo emocjonalny z wiadomych powodów.
 

Nie wyjechałaś

nie wyjechałaś wcale
gdzieś daleko
widzę Cię przecież
w pół-czerwonym słońcu
czuję  Cię w każdej
wiatru mgiełce
 i słyszę Twój szept 
w liściach szeleszczących

nie wyjechałaś wcale
jesteś tutaj
w krwi i pocie czoła
Twego żyć mi dano
nie wyjechałaś 
nie
Ty wciąż tu jesteś
  - wciąż przy mnie, na zawsze,
już będziesz, Mamo.



***
Wszystkim Mamom pragnę życzyć przede wszystkim zdrowia, bo tego chyba najczęściej najbardziej brakuje; a także czasu dla siebie, dla rodziny; tej chwili spokoju, kiedy możemy się po prostu cieszyć z najbliższymi. 


---
korolowa 

sobota, 24 maja 2014

Na skróty po angielsku

Uwielbiam takie dni, gdy siedzimy sobie z A. w domu, za oknem deszcz. Rozmawiamy, czytamy albo - tak jak w chwili, w której to piszę - oglądamy X Factor (edit: yeeaaah, nasz Artem w finale!). Wczorajszy wieczór był tak fajny i szalony, że dziś trzeba było po prostu posiedzieć sobie spokojnie na kanapie z herbatą w ręku i odpocząć.

Btw,dykwImGtTaT ?

Nie, to nie jest japońskie zapytanie.
W podobny sposób tworzy się angielskie skróty.



 zdjęcie:en.paperblog.com

Niektóre, tak jak powyższy [By the way, do you know what I'm going to talk about today ?] powstają od inicjałów danych zdań czy zwrotów.
Przykładowo, gdy na angielskojęzycznym czacie chcemy bardzo szybko dowiedzieć się czegoś na temat naszego rozmówcy, wystarczy napisać a/s/l?, co oznacza odpowiednio age/sex/location?
Kolejnym popularnym internetowym skrótem jest afk, czyli away from keyboard (przydatne, gdy chcemy szybko poinformować rozmówcę, że odchodzimy na jakiś czas od komputera). Innym sposobem na przekazanie podobnej informacji jest napisanie brb, a więc - w wolnym tłumaczeniu, niedługo wrócę (be right back).
Btw chciałam wspomnieć, że btw oznacza przy okazji, a tak często niepoprawnie stosowanie imho to po prostu in my honest/humble opinion (może być też w wersji imo, a więc in my opinion).

Skróty te nie muszą być jedynie akronimami. Części liter mogą być również zastąpione cyframi. Najprostszy przykład? 4U, 4ever (for you, forever), 2day (today),ttyl8r (talk to you later) czy LU2 (love you too).
Najczęściej składają się one jednak z pierwszych lub pierwszych i środkowych liter wyrazów.
Inne popularne skróty stosowane w mediach? Nvm (nevermind - nieważne), lol (różnie tłumaczony, m.in. jako lots of laugh - dużo śmiechu; ale się uśmiałam/em); pls (please), omg (o my God!) czy thx (thanks).

 Są jeszcze inne sposoby na tworzenie skrótów, ale o tym być może napiszę kiedyś w innym poście.

Btw, który skrót Wam się podoba najbardziej? Ja chyba najbardziej lubię HAND, czego i Wam jutro życzę, a, co on oznacza -  pozostawiam Wam do rozszyfrowania :)



---
korolowa



niedziela, 18 maja 2014

Cooltowo na Kulcie

Jeśli miałabym wskazać jakiś dobry, starszy polski zespół, to poza Budką Suflera, z pewnością byłby to zespół, na koncercie którego miałam okazję pojawić się w miniony piątek.

Kult to kapela, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Założony w 1982 roku przez Kazika Staszewskiego i Piotra Wieteskę zespół, w międzyczasie witał i żegnał różnych muzyków, m.in. samego Wieteskę (gitara basowa).
Kult to połączenie kilku gatunków muzycznych. Możemy usłyszeć zarówno elementy punkowe jak i jazzowe, choć mimo wszystko przeważa jednak rock alternatywny.

Na koncercie byłam sama (bilet dostałam od A. na urodziny) i, choć moi znajomi siedzieli zaledwie kilka miejsc dalej, uniemożliwiło mi to tą podzielność odczuć i energii płynącej z muzyki z innymi. Niemniej na koncert warto iść było, tym bardziej, że było to naprawdę porządne niemal dwie i pół godziny fantastycznej muzyki.
'Gdy nie ma dzieci', 'Arahja' czy motyw do filmu o tym samym tytule, 'Czarne Słońca'  - te utwory nie mogły się nie pojawić na Kult Unplugged. Zabrakło mi jedynie jednej z moich ulubionych piosenek 'Do Ani', ale reszta hitów zrekompensowała mi tę stratę.

Być może dlatego, że nie jestem wielką fanką i nie znam wszystkich utworów Kultu, byłam sama, a dodatkowo koncert był megadługi, nie byłam wielce rozentuzjazmowana. Przyznać jednak należy, że Kult tworzą muzycy niesamowicie profesjonalni i genialni w tym, co robią. Kazik wraz z resztą członków zespołu stworzył historię, piękną historię polskiej muzyki alternatywnej, i za to należy mu się wielki pokłon i szacunek.




---
korolowa

niedziela, 11 maja 2014

Best day of my life!

Wpis ten początkowo miał być o Eurowizji. Jeszcze wczoraj planowałam napisać o naszych 'Słowianach', o Conchicie Wurst i jej brodzie, która na pewno nie miała wpływu na wyniki owego show.

Swoją drogą, czy to jakaś nowa moda społeczna, że ludzie o odmiennej orientacji seksualnej czy o innym kolorze skóry ( nie mówię, że gorsi, podkreślam - po prostu na jakiś sposób inni) zdają się mieć coraz więcej przywilejów w porównaniu do tych przeciętnych (białych, zarabiających plus minus średnią krajową)? Chodzi mi nie tyle o Polskę jeszcze, co o Stany Zjednoczone. Chcesz tam iść, załóżmy, na studia, brakuje ci punktu, jednego czy dwóch, a tu okazuje się, że już ktoś dostał +10 za sam kolor skóry (i tym kolorem na pewno nie jest biały). Zaznaczam jednak, że ja absolutnie nikogo nie chcę się tu czepiać, wręcz szkoda mi tych ludzi, gdyż wydaje mi się, że w ten sposób próbuje się im zrekompensować jakieś braki, których przecież absolutnie z żadnego powodu nie powinni odczuwać.
Do tego strach się bać, co by złego słowa nie powiedzieć o jakiejkolwiek mniejszości, nie urazić.

No, ale nie o tym ostatecznie chciałam.

Wybaczcie dziś moją monotonię - pewnie niektórzy z Was domyślają się, o czym chcę napisać - ale nadszedł dzień, który może niekoniecznie zdarza się raz w życiu (to znaczy najlepiej, gdy jednak się zdarzy tylko raz i już na wieki wieków amen, no ale różnie bywa), niemniej jest on jednym z tych najważniejszych. Uprzedzam - nie, nie jestem w ciąży!

Wczorajszy wieczór był wyjątkowy. I to nie dlatego, że - o czym oczywiście wiadomo - były moje urodziny. I nie tylko dlatego (choć również), że mój kuzyn (Artem Furman, smsy możecie wysyłać na nr 7322 o treści 3) przeszedł do ścisłej szóstki X Factora. Przewspaniałym, aczkolwiek dalej nie końcowym elementem wczorajszej układanki dnia było przejście mojego ukochanego Otherlandu do finału Przeglądu Młodych Talentów (daliście wspaniały koncert, Jarku - pokłony za wokal!). Dopełnieniem okazała się bowiem niespodziewana, ostatnia atrakcja wieczoru, który spędziłam z moimi ukochanymi ludźmi. I pierwszy raz naprawdę zrozumiałam te wszystkie dziewczyny i ich płacz... ze szczęścia. Ja nie płakałam, ale było blisko.

W życiu nie spodziewałabym się, że w ogóle może istnieć idealny dzień. Może być piękny, romantyczny, miły...ale idealny? Wczoraj okazało się, że jednak taki może istnieć. I mimo pewnych rzeczy w życiu, które muszę w końcu sfinalizować, a przecież jeszcze więcej jest przede mną; mimo braku pewnych osób, które chciałabym, aby obok mnie w tym dniu były... i tak poczułam się przeszczęśliwa.

Moja ukochana ekipa nie zawiodła, za co bardzo, bardzo wszystkim i każdemu z osobna serdecznie dziękuję. Dzięki Wam, mogłam dzielić się swą radością, a chyba to jest właśnie w życiu ważne - aby dzielić się z innymi swoimi sukcesami, nie tylko tymi dużymi, ale także i mniejszymi, codziennymi radościami.
:)




 ---
korolowa

piątek, 2 maja 2014

'Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek'

Jedzenie to, zaraz po torturowaniu ludzi (w tym i swej żony) ulubiona rozrywka Alberta, tytułowego złodzieja w filmie 'Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek' produkcji Petera Greenaway'a.

Albert (Michael Gambon), ów złodziej, jest specjalistą od denerwowania oraz obrażania ludzi.
Ma piękną żonę, Georginę, która towarzyszy mu za każdym razem, gdy ten odwiedza swoją restaurację...co oznacza, niemal codziennie.

foto:http://www.canalplus.pl/film-kucharz-zlodziej-jego-zona-i-jej-kochanek_1689


Mając dość brutalnego męża, Georgina (Helen Mirren) niespodziewanie zakochuje się w jednym z klientów restauracji. Jej uczucie zostaje odwzajemnione. Między nią a, jak się później okazuje, bibliotekarzem Michaelem ( Alan Howard) nawiązuje się płomienny romans. Niestety, ich szczęście nie trwa zbyt długo. Albert, dowiadując się o romansie swej żony przyrzeka jej, że gdy tylko znajdzie jej kochanka, to najpierw go zabije, a później zje...

Początkowo film może nie zachwycać, gdy jednak obejrzy się całość, wszystko zaczyna się układać, mniej lub bardziej sensownie, w jedną całość. Filmy postmodernistyczne, do których ten również należy, nie mogą być bowiem brane dosłownie, lepiej w nich nie szukać większej logicznej spójności. Ale właśnie na tym kino postmodernistyczne polega - na tym porządku w bezładzie.
Mamy zatem wiele odniesień do przeszłości - stroje oraz obrazy z epoki baroku; naturalistyczne sceny z nagością i krwią w roli głównej; a także niesamowitą muzykę - w tym, co zrobiło na mnie chyba największe wrażenie - chóralny śpiew chłopca z kuchni. Jego wysoki głos, brzmieniem zbliżony do dziewczęcego sopranu, na tle tych kuchennych, obnażających ludzkie ciała zdarzeń, potrafił wywołać na mojej skórze niesamowite dreszcze...


Poza niesamowitym soundtrackiem, na uwagę zasługuje również cała ta zaplanowana teatralność w grze aktorskiej - czasami ma się wrażenie, że zamiast przed ekranem komputera czy telewizora znajdujemy się  na widowni, oglądając przedstawienie.

Reżyser postarał się, aby to przedstawienie nie było wybrakowane i do głównej potrawy dodał wiele pikantnych, słodkich i gorzkich przypraw, które złożyły się na jedną, wielką, jakże przerażająco sycącą całość.

--- 
korolowa