Polub mnie na FB :)

czwartek, 18 czerwca 2015

Nie będę chodzić bez makijażu.

Rząd rządem, zmiany zmianami, ale są przecież inne sprawy, które zaprzątają niejedną młodą, zwłaszcza kobiecą, głowę.

Dziewczyno - przyznaj się! Klęknij przede mną tu i teraz, i wyspowiadaj się tak całkiem szczerze. Czy panikujesz za każdym razem, gdy wyjdziesz z domu bez makijażu?
Czy bez kresek i tuszu do rzęs często czujesz się tak jakbyś nie miała twarzy?

Ostatnie dni dały mi dużo do myślenia. Naprawdę, nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym aż tak bardzo. To znaczy, do tej pory wyznawałam zasadę, że wygląd jest ważny, ale inteligencja, osobowość i tak dalej są przecież sprawą istotniejszą; niemniej -  jedno i drugie powinno się jakoś ze sobą łączyć.

Natomiast kilka dni temu, ze względów zdrowotnych, postanowiłam na co najmniej tydzień zrezygnować z makijażu oczu. W końcu zdrowie ważniejsze, tłumaczyłam sobie.

W poniedziałek wyszłam zatem do pracy jedynie z podkładem na twarzy, pomijając "zakazane" okolice.
Śmiejcie się ze mnie lub nie - to było niemal najgorsze uczucie ever.

Nigdy wcześniej nie czułam się tak strasznie niewyraźna, taka...brzydka.
Jasne rzęsy, brak kreski, brak czegokolwiek, co by mogło jakoś podkreślić to, co w swoim wyglądzie cenię najbardziej - wierzcie mi, to było dla mnie straszne. Jeżeli dodam jeszcze, że cierpię właśnie na comiesięczną przypadłość kobiecą - chyba nie muszę dodawać, jak bardzo mi było dziwnie, a wręcz - źle.

Przez to właśnie uświadomiłam sobie, jak ważny jest dla mnie mój wygląd .Ten  mój codzienny, nawet delikatny, makijaż. Bez niego jestem jak bez ubrania. Po prostu czuję, że bez choć lekkiego pomalowania rzęs tuszem, czegoś zdecydowanie mi brakuje.

Nie mam problemu z wyjściem bez makijażu tak ogólnie, na przykład do sklepu czy na basen. Gdzieś, gdzie nieważne jak będę wyglądała, ponieważ mi to najzwyczajniej w świecie - zwisa. Ale jeśli idę coś załatwić do urzędu/pracy, gdzieś, gdzie chcę, aby odebrano mnie profesjonalnie, a przynajmniej jako osobę dorosłą - wiem, że muszę się pomalować, bo inaczej nikt nie będzie brał mnie na serio, choćbym nie wiem jak była przygotowana psychicznie i/lub merytorycznie. Jak to napisała jedna ze znajomych z Instagrama: bez makijażu wyglądam jak 15-letni chłopiec.
Well, lepiej bym tego chyba nie określiła

Bez - co najmniej - podkreślonych oczu czuję się jak...jak niedomalowany obraz. Jak dłoń bez paznokcia. Albo nawet kilku.

I choć wydaje się to na pozór takie oczywiste, to jednak dopiero po tym wszystkim dotarło do mnie, że najważniejsze przede wszystkim jest to jak się czujemy sami z sobą: czy z makijażem, czy bez; w spódnicy, czy w spodniach; w okularach czy z tatuażami - nieważne! Jeśli ktoś Ci mówi, że masz za mocno podkreślone oczy, ale Ty się akurat dobrze z tym czujesz - dalej maluj je grubą, czarną kreską!
A jeśli, mimo delikatnej, jasnej urody i tak świetnie odnajdujesz się bez makijażu, powiem tylko - zazdroszczę!

funorfacts.org




Choć niektórzy twierdzą, że i bez makijażu wyglądam dobrze, ja wcale tak nie uważam -bez niego po prostu nie czuję się komfortowo, więc i tak dalej będę się malować tak,  jak zwykłam to robić do tej pory.

Dlatego, dziewczyno, jeśli ktoś mówi Ci coś, do czego jesteś kompletnie nieprzekonana, powiedz NIE - masz do tego prawo!
Nie bój się ubierać, malować tak jak masz na to ochotę - w końcu każdy ma swój styl, więc póki potrafisz dostosować się do sytuacji bez przekraczania pewnych barier -  co komu do tego?


PS A Wy, dziewczyny, przeżyłyście podobne "traumy", doświadczenia związane z wyglądem?

---
korolowa










poniedziałek, 1 czerwca 2015

Ty też jesteś dzieckiem.

Budzisz się o 6:30, razem z Twoją ulubioną, budzikową melodyjką. Alarm wyłączasz. Resztę dośpiewujesz w głowie.
Idziesz do łazienki. Przeglądasz się w lustrze. Przeczesujesz włosy, robisz szybki make-up i czyścisz zęby dwa razy, bo na trzeci - według zegarka - nie masz już czasu.

Przebierasz się migiem w swój ulubiony pracowniczy zwyklaczek. Tym razem nie ubierasz sukienki - i tak masz dziś za dużo roboty, aby przejmować się wyglądem.
Już za dwadzieścia ósma. Bierzesz torebkę pod pachę i lecisz czym prędzej po schodach z trzeciego piętra. Rekord, niecałe 40 sekund! - uśmiechasz się w duchu do siebie. To na chwilę poprawia Ci humor. Po kilkuminutowym maratonie, znajdujesz się już w pracy (swoją drogą, brawa dla Ciebie już za samo utrzymywanie się na tych potężnych obcasach!).
Roboty jest od cholery - tu Cię wołają, tam Ci coś mówią. Powoli dostajesz kociokwiku, choć to dopiero początek tygodnia, a ekran komputera wyświetla 8:46. Boże, niech ten poniedziałek już się skończy.

W międzyczasie dowiadujesz się z sms'a, że nie ma już nic na obiad. Dlatego po pracy, którą kończysz o ponad godzinę później (bo przecież jest tyle do zrobienia), idziesz do sklepu na mały maraton zakupowy. Tak mały, że wychodzisz z dwiema torbami pełnymi pieczywa, proszków do prania, brakujących ściereczek i porcji warzyw na drugie danie. Tak, dziś masz zamiar zaserwować jedyny w swoim rodzaju i jakże ambitny posiłek - warzywa z ryżem! Być może zrobiłabyś coś lepszego, ale zanim dochodzisz do domu, nie masz ochoty na wykazywanie się swoimi kulinarnymi zdolnościami. Biorąc pod uwagę godzinę, o której ostatecznie stajesz przy garach - tak, warzywa z ryżem zdecydowanie wystarczą.

W międzyczasie włączasz pralkę, bo w weekend sterta do prania nieco się zwiększyła. O jakieś niedopasowane skarpetki i tę bluzkę, którą masz zamiar jutro założyć, no i od ponad miesiąca nie uprane spodnie. W kuchni wycierasz umorusaną spadającymi z patelni pomidorami, podłogę. Jest godzina 21.00. Nareszcie KONIEC.

W końcu mogę robić to, na co mam ochotę - myślisz.

Czujesz się taka dorosła. Taka odpowiedzialna. 
Tylko, że... na nic nie wystarcza Ci już siły.

W takich chwilach przypomina Ci się, jak będąc dzieckiem tak bardzo chciałaś już być duża. Być niezależną. A teraz?


Tęsknisz do tych czasów. Czasów, kiedy to Mama była Twoim budzikiem. Gdy, zamiast do pracy, rano chadzałaś do szkoły, a po niej jedynym Twoim obowiązkiem było odrobienie zadania domowego, które to i tak trwało zbyt długo (ponad 20 minut!). Do tej niezliczonej liczby momentów, kiedy to mówiłaś: "Mamooo, o nic więcej w życiu cię już nie poproszę, ale kup mi tą Barbie, pliiiz!". Pamiętasz, jak się  popłakałaś, bo za piątym razem już nie dała się na to nabrać?

A teraz? Czasem odmawiasz sobie lepszego jedzenia, żeby wystarczyło na rzeczy niezbędne do przeżycia. O nowych ubraniach zapominasz na kolejne pół roku, chyba, że jakimś cudem szef zgodzi się na podwyżkę.

Smutne? A jednak nie płaczesz, nie tupiesz nogami. Zagryzasz zęby i po prostu żyjesz dalej.

Wiesz, że zawsze może być gorzej. Ale może być też lepiej.

Uwierz więc w siebie. W lepsze jutro. Bądź naiwnie pozytywny. Tak jak dziecko.
Przecież dalej, gdzieś w środku, nim jesteś.



---
korolowa