Polub mnie na FB :)
niedziela, 23 października 2022
Kasztanowe.
środa, 22 czerwca 2022
Time to say goodbye.
"Walking and observing are how you gather the ingredients of your travel, reflection is how you turn them into a meal." P. Iyer *
___
Kiedyś powiedziałabym, że jedyne, o czym marzę, to aby mój świat - prywatny i zawodowy - przestał się w końcu zmieniać niczym w kalejdoskopie.
Marzyłam o stabilności i równałam ją z rutyną, jednostajnością. Na słowo "zmiana" reagowałam nerwowo, panicznie się jej bojąc. Bojąc się, że coś, co próbowałam jakkolwiek nadzorować, wymknie się spod mojej kontroli.
Niektórzy powiedzieliby, że w ich wieku za późno na jakiekolwiek zmiany. Że w tych czasach aż strach podejmować jakiekolwiek poważniejsze decyzje. Że może lepiej przeczekać ten trudny moment.
Dziś, słuchałabym ich, kiwając głową. Tym razem jednak... przecząco.
Może jestem wariatem... ale próbuję spełniać swoje marzenia. I nie odkładać ich, po raz kolejny, na później.
Odchodzę z miejsca, które z jednej strony pokochałam, z drugiej jednak... tak naprawdę, trudno znaleźć mi słowa adekwatne do sytuacji. Uwielbiam ludzi, z którymi przyszło mi współpracować. Uczniów, którzy nie raz spowodowali szeroki uśmiech na mojej twarzy. Tę specyfikę szkoły integracyjnej, w której uczniowie szybko uczą się współpracy, pomocy i zrozumienia.
Zabrzmi to banalnie, ale ta placówka naprawdę nauczyła mnie wielu rzeczy. Jestem wdzięczna za doświadczenie, które tu zdobyłam.
I jestem wdzięczna też sobie, że podjęłam się zmian.
A najważniejszą widzę w sobie.
Pamiętam swoje pierwsze lekcje w jednej z klas. Moją niemoc. Próby dotarcia do uczniów. Pisanie do nich listów mówiących o moich odczuciach. Tak, łatwo nie było.
Ale gdyby tak było, nie doceniłabym tego, co mam. Choć dalej czekam na wyniki egzaminów z języka angielskiego, i tak jestem niesamowicie dumna ze "swoich" ósmoklasistów. Nie za wiedzę czy niewiedzę - ale za ich sympatię i dobroć.
Chciałabym tu przekazać jeszcze o wiele, wiele więcej.
O tym, jak zmieniłam swoje nastawienie i jaką zmianę przeszłam - dzięki treściom, które czytam, ale też i ludziom, których przez te kilka lat poznałam.
O tym, że przestałam się bać tych "groźnych" zmian i zostawiać swoje marzenia na "kiedyś."
Bo to "kiedyś" może nigdy nie nadejść.
Dlatego cieszę się, że z czystym sumieniem i bez wylewania zbędnych żalów, mogę zacząć je realizować już dzisiaj.
Zaczynam nową drogę, podczas której zamierzam smakować, obserwować, dotykać i czuć.
Zbierając składniki podróży, by ostatecznie móc zmienić je w pyszny posiłek. Podróży, której nie cel, lecz sama w sobie - będzie moim szczęściem.
___
*...and my travel has not ended yet, but it has just begun.
sobota, 16 kwietnia 2022
Odwilż.
Gdy dwa lata temu napisałam post o przeżywaniu świąt podczas pandemii (KLIK), nie spodziewałam się, że tyle się w tym czasie jeszcze zdąży zmienić.
Przeżyliśmy pandemię. Przeżywamy - mniej lub bardziej - wojnę. Jakby jakiś Armagedon spadł na nas niczym grom z jasnego nieba.
Staliśmy w obliczu trudnych, życiowych dylematów. Oddaleni od bliskich, zjednoczeni we wszechogarniającej tęsknocie.
Za rodzinnym ciepłem.
Spokojem.
Taką zwykłą, nieidealną codziennością.
Wyczekiwaliśmy głosu, który nas ukoi. Który powie, że "wszystko będzie dobrze" - nawet, jeżeli i tak byśmy to nie uwierzyli.
Wyczekiwaliśmy radości, której tak nam wtedy brakowało.
A teraz... teraz nawet strach się z czegokolwiek cieszyć, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że "to nie wypada."
To, w takim razie, co powinniśmy robić? Założyć ręce za głowę, biczować, wylewać kołnierze łez? Smucić się, mimo uśmiechu w duszy po tak długim czasie nie spokoju?
Nie można odbierać sobie prawa do szczęścia. Do uśmiechu. Do dzielenia się dobrem i radością.
Bo właśnie to nam jest teraz potrzebne. W naszym nastawieniu zaklęta jest niesamowita moc.
Więc idźcie dziś głosić nowiny. Dobre nowiny. Szczęście, radość i ciepło.
A w końcu - przyjdzie upragniona odwilż.
wtorek, 22 lutego 2022
Życie zero - jedynkowe.
Bądź wrażliwa, opanowana i uważna. Taka w duchu slow-life. Kupuj tylko z second - handów, broń Cię Boże żadnych ciuchów z ulubionej sieciówki. Stanik przecież też można wyprać.
Bądź fit. Kupuj tylko warzywa i kaszę gryczaną. Owoce tuczą, więc są passe. Chleb - tylko ciemny wieloziarnisty.
Zapisz się na jogę, basen i karate. A wieczorem, podczas oglądania Discovery, na którym co wieczór dowiesz się czegoś nowego o życiu mrówek czy szerszeni (przecież nieustannie trzeba poszerzać swoją wiedzę, zamiast po raz kolejny oglądać "Przyjaciółki"), koniecznie wskakuj na rowerek stacjonarny - nie możesz przecież zmarnować tylu godzin wyrzeczeń i wylanego wcześniej potu.
I języki. Tak! Koniecznie naucz się nowego języka. Arabski, holenderski, hebrajski? Super! Te bardziej niszowe są teraz takie modne. Może od razu spróbuj kilku naraz?
Nigdy też nikomu nie odmawiaj. Pamiętaj - bycie samolubnym to grzech! Dziel swój czas z innymi. Nawet, gdy nie masz go dla siebie.
Bądź posłuszna.
Nie klnij.
Codziennie sprzątaj.
Nie buntuj się.
Gotuj dwudaniowe obiady.
Ucz się.
Rozwijaj się.
Uspokój się!
Bądź...
_ _ _
Jesteś czymś więcej niż książka od lat stojąca prosto w tym samym miejscu na tej samej półce.
Jesteś księgą, która otwierając się, może widzieć szerzej.
_ _ _
Gdy perfekcjonizm i sumienność nas zjadają, warto na chwilę zastanowić się: po co ja to wszystko robię?
Gdy czujesz, że nie masz czasu na swoje sprawy: dlaczego ja jej teraz pomagam?
Gdy masz cholerną ochotę na steka z frytkami, dlaczego udajesz, że wolisz sałatkę z tuńczykiem i raz na ruski rok po prostu go nie zjesz?
Gdy padasz na twarz, bo musiałaś wziąć nadgodziny w pracy, dlaczego ten jeden jedyny raz nie zrezygnujesz z kursu hebrajskiego?
_ _ _
To piękne, gdy jesteśmy w czymś konsekwentni.
Gdy jednak Twój organizm mówi wyraźne: STOP.
Gdy śnisz po nocach o tej pięknej, czerwonej sukience z H&M.
Gdy już ślinka Ci leci na myśl o kromce zwykłego chleba...
Pamiętaj, że jesteś księgą.
I ona raz na jakiś czas spadnie, otwierając się wtedy we właściwym dla siebie miejscu.
---
korolowa
piątek, 4 lutego 2022
In love with Venice.
most Rialto |
czwartek, 6 stycznia 2022
Jak trudno.
sobota, 2 października 2021
"Żeby nie było śladów" - film na który NIE warto iść.
Sprawa Grzegorza Przemyka była mi dotąd bliżej nieznana. Nie wiedziałam zatem zupełnie, co dokładnie będzie się działo ani jak zakończy się ta historia. Jedyne, czego - niestety - byłam pewna to to, że zginie młody chłopak. Chłopak, który miał ambicje. Marzenia. Który chciał udowodnić światu, że jest czegoś wart. Który chciał żyć.
Wiosna 1983. Dwaj młodzieńcy świętują właśnie zdaną maturę. Sącząc wino, rozmawiają o swoich planach na przyszłość. Jeden z nich - początkujący poeta - oznajmia, że koniecznie musi dostać się na polonistykę. Zapytany o to, co zrobi, gdy to mu się jednak nie uda, odpowiada: "Nie ma takiej opcji."
Los jednak brutalnie obchodzi się z ambitnym abiturientem, nie pozwalając mu na spełnienie marzenia. Rozentuzjazmowani chłopcy napotykają bowiem na drodze strażników prawa. Milicjantom nie podoba się zachowanie podekscytowanych chłopaków, a zwłaszcza niedoszłego polonisty, Grzegorza P. Młody mężczyzna zostaje spałowany do tego stopnia, że trafia do szpitala. Po dwóch dniach walki o życie, chłopak umiera.
Kilkanaście minut filmu. Kilkanaście minut, a głównego bohatera - nie ma. Zastanawiałam się przez chwilę, o czym w takim razie będzie kolejne 2,5 godziny?
Cóż - tyle reżyserowi J. Matuszyńskiemu zajęło opowiedzenie historii śledztwa i procesu. Wydawałoby się, że to sporo, ale tak naprawdę jest to temat trudny do wyczerpania. Czasy komuny, wbrew wielu opiniom, nie miały smaku waty cukrowej. To była permanentna inwigilacja. Szpiegostwo. Upolitycznianie wszystkich i wszystkiego dookoła. A jeśli nie byłeś z nimi - robili wszystko, aby to zmienić. Rewizje domu. Przekupstwa. Zastraszanie. Groźby śmierci. To tematy dobrze znane matce Grzegorza, Barbarze Sadowskiej - literatce działającej w ówczesnej opozycji, kilkakrotnie aresztowanej przez Służby Bezpieczeństwa. Mówi się, że to właśnie przez jej antykomunistyczną działalność zabito jej syna, że była to zbrodnia z premedytacją. Jaki był jednak prawdziwy bieg wydarzeń - i czy sanitariusze z pogotowia rzeczywiście, jak ówczesna władza próbowała wskazać, pobili Grzegorza P. ze skutkiem śmiertelnym - możemy się jedynie domyślać.
W filmie Barbarę Sadowską zagrała Sandra Korzeniak i imho uważam, że ta rola zasługuje na szczególne wyróżnienie. Z pełnym szacunkiem do pani Sandry muszę niestety stwierdzić - rola zagrana została okropnie: drętwo i jakoś tak mało emocjonalnie, do tego z jedną, głupią miną oraz irytującym sposobem mówienia. Niestety, nie kupuję jej przejętej losem syna kreacji.
Nie najgorzej wypadli za to J. Braciak jako ojciec kolegi, który, w imię ratowania dobra rodziny, przestaje być politycznie bezstronny (w zasadzie, to on nadał filmowi jakiegoś wyrazu) oraz R. Więckiewicz jako opanowany i bezwzględny generał Kiszczak. Bardzo dobrze natomiast spisał się Tomasz Ziętek jako kolega Grześka (również jedna z głównych ról) oraz balansująca na krawędzi groteski Aleksandra Konieczna jako pani prokurator. W obsadzie znalazło się jeszcze kilka sławnych głów, m.in A. Chyra, T. Kot czy A. Grochowska, jednak szybko niknęli gdzieś w oddali, a ich role, zbyt małe i krótkie, nie zapadły zbyt mocno w pamięć.
Dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa w postaci ówczesnych przebojów polskiej muzyki rozrywkowej (głównie zespołu Bajm) sprawiła, że film oglądało się - mimo mankamentów - nie najgorzej. Czy jednak poleciłabym go dla kogoś, kto zna już historię syna Barbary Sadowskiej? Niekoniecznie.
Dla mnie film ten jest jednak ważny z dwóch powodów.
Po pierwsze, Grzegorz Przemyk urodził się 17 maja 1964. A to oznacza, że gdyby żył, byłby teraz dokładnie w wieku mojego Taty. Zdawał maturę w tym samym roku, co moi rodzice. I ta historia, to wszystko, mogłoby równie dobrze dotyczyć ich. I ta, kołacząca gdzieś z tyłu głowy myśl, przeszywa coś w moim sercu, sprawiając, że odbieram to jeszcze bardziej osobiście.
Ale - co najważniejsze i najsmutniejsze zarazem - ten film, to przypomnienie, że tak naprawdę, dużo się u nas nie zmieniło. Więc zakończę jedynie słowami Karoliny K.-Piotrowskiej: "To nie jest historyczny film. Nic a Nic. Wystarczy spojrzeć za okno. I zobaczyć."
---
korolowa