"Pan Bóg nie jest paskudnym dziadem siedzącym na chmurze, który mówi: 'Kowalski, twoja gęba mi się nie podoba, będziesz miał nowotwór. Takiego Boga nie ma. Jeżeli państwo mają taki obraz Boga, to ja tu przysięgam jako katolicki kapłan w sutannie; wolałbym, żebyście byli niewierzący".
Podoba mi się to w jaki sposób ksiądz Kaczkowski podchodzi do ludzi i do ich wiary. Masz prawo nie wierzyć, ale jeśli wierzysz, to niech to będzie wiara w Boga sprawiedliwego; Boga, który nie faworyzuje. Całkiem logiczne.
Poruszyła mnie również jeszcze inna nadmieniona przez księdza kwestia, a mianowicie - jak rozmawiać z dziećmi na temat śmierci. Ksiądz namawia nas, abyśmy nie bali się otwarcie mówić o czyimś odejściu, aby wszelkie sprawy związane ze śmiercią wyjaśniać wprost i by nie pozostawiać pola do domysłów, które mogą się później wiązać z problematycznymi pytaniami [np. 'babcia odeszła' 'a kiedy wróci?...]. To mi przypomniało moją rozmowę z dziewczynką, której niedawno umarła bliska osoba. Dziewczynka ma 7-8 lat [nie pamiętam dokładnie] i mam z nią korepetycje z angielskiego. Któregoś dnia przychodzę do niej, a ona, sama z siebie, zaczyna opowiadać mi o tym jak umarł jej dziadek. Z wszelkimi detalami. Po zakończonej, trwającej kilka minut historii czuję się zmieszana i nie wiem za bardzo co powiedzieć, lęk przed zranieniem tej małej istotki niemal całkowicie mnie paraliżuje. W końcu wykrztuszam z siebie (średnio przemyślane) 'To pewnie jest ci smutno bez dziadka. Tęsknisz za nim?' Jej odpowiedź jednak zwala z nóg. 'Nie'.
W mojej głowie milion myśli naraz: jak to nie tęsknisz? Nie kochałaś go? Zrobił ci coś? Przecież dał ci na pamiątkę własnego chomika!?; po czym dziewczynka dopowiada: 'Nie tęsknię, bo on dalej jest przy mnie i mi pomaga". Boże, myślę sobie, niewiarygodne.Przecież takie rzeczy słyszy się tylko w filmach. Ledwo się powstrzymałam od płaczu, chociaż patrząc na jej mądrą, słodką buźkę, wierzcie mi - było ciężko.
Dlaczego to opisuję teraz, przed Wigilią? Bo wierzę, że żeby nauczyć się współżycia z innymi osobami (nie seksualnego, zboczuchy!) trzeba też umieć rozmawiać o śmierci. Oswajać się z nią. Ja wiem, że Wy żyjecie teraz czekoladowymi Mikołajami, karpiami i dylematem czy na Wigilię ubrać białą czy niebieską bluzkę. Ja też. Ale, kurcze, powiem Wam - coś mnie tknęło i pierwszy raz inaczej spojrzałam na święta. Postanowiłam zawiesić wszelką broń i wyjąć coś innego - serce. Boże, wiem, piszę dziś jak jakaś nawiedzona (heloł, gdzie jest ta stara, denerwująca się na wszelkiej maści religijne opowiastki Karolina!?), ale ostatnie wydarzenia jakoś...nie wiem jak to opisać, w każdym razie, wiele spraw ostatnio mocno na mnie wpłynęło. Chciałam w sumie napisać zwięzłe życzenia wesołych Świąt, ale przecież dostajecie takie co roku. Ten rok był jednak na tyle niezwykły [przynajmniej dla mnie], że nie mogę tak po prostu skończyć wpisu bez dobrej puenty.
Dlatego-kochani!-życzę Wam, abyście i Wy zawiesili broń. Niech te święta staną się do tego jedynie dobrym pretekstem, początkiem drogi, która pozwoli nam się zmienić. Zmieniając siebie, zmieniamy również innych - zatem otwórzcie swoje serca. Niewierzący powiedzą: ale na co, przecież Boga nie ma? Być może, ale jest coś innego - bliskość, zrozumienie i zaufanie do drugiej osoby. I tego właśnie Wam życzę - nie bójmy się rozmowy, takiej szczerej i prawdziwej; bez lęku, że ktoś nas oceni. Nie bójmy się uzewnętrznić. Nie tylko na Święta.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz