Mianowicie, skończył mi się urlop. Jutro znów wracam do pracy. A nie chcę. No nie chcę jak cholera. Już nawet pomijam to, że znó robi się tak zimno. Tak szaro. Jesiennie. Noce są coraz chłodniejsze. Dni krótsze. Choć lubię barwność liści, nie przepadam za tą porą roku. Za dużo melancholii ze sobą niesie.
Nie lubię, gdy wszystko przewraca mi się w żołądku. Gdy budzę się i jest tak ciemno, i sama nie wiem, po co w ogóle wstaję. Gdy sama nie wiem, czego chcę.
Dawno już nie napisałam wiersza. Smuci mnie to przeokropnie. To nie tak, że, na przykłąd, nie miałam weny, Wena by się znalazła.
Ja jednak chciałam odpocząć. Od Stargardu. Fejsbunia. Znajomych. Zrobić sobie od tego wszystkiego przerwę.
Częściowo mi się to udało.
Miałam świetne wakacje. Naprawdę się odprężyłam. Ostatnia sobota pożegnalno-wakacyjno-siatkowa ze znajomymi była przegenialna. Zrobiłam ogromny reset mózgu (choć nie wiem, jak to wpłynie na jutrzejsze wstawanie).
A dziś?
Chciałabym dotknąć. Zrozumieć.
Siebie. Swoje otoczenie.
Czasami nie umiem. Nie rozumiem. Nie wiem, dlaczego czasami myślę tak, a czasami inaczej.
Lubię siebie i nienawidzę jednocześnie.
Lubię ludzi i ich nie znoszę.
Kocham spokój i głośną muzykę.
Spacery i ciepłe pobyty w domu z grzańcem w ręku.
Słońce i deszcz. Bo się równoważą. I dają tęczę.
Niektórzy by powiedzieli, że to normalne, bo przecież jestem kobietą.
Być może mieliby rację. A może zostaliby bez ręki.
A jeśli, mimo, że próbuję sobie wmówić inaczej ( że tak naprawdę nie mogłabym już mieć, pod pewnymi wzgledami, lepiej) potrzebuję zmian?
Co wtedy?
Co, jeśli to, co się tak długo budowało, nagle miałoby runąć?
Czym mamy się kierować podejmując życiowe decyzje? Sercem, rozumiem? Wiem, że najlepiej byłoby znaleźć złoty środek - jednak nie zawsze jest on możliwy.
Ważne decyzje potrzebują jednak choć odrobiny rozsądku.
A we mnie się coś burzy.
Jestem rozbita bardziej niż najbardziej miękka jajecznica.
I takiej sobie chciałabym powiedzieć: dość.
A, cholera, nie umiem.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz