Chłopak poznaje dziewczynę, która, dajmy na to, nie jest z jego miasta.
Albo nawet i jest, ale tym miastem jest Kraków, Warszawa, New York City czy inny Meksyk.
Urzeczony jej uroczymi oczami i tym, co znajduje się u rowku dekoltu, dowiaduje się jedynie, że ma na imię Julka i jest z Gdyni. No a on, cholera, mieszka akurat w Łańcucie.
Ona przyjechała do babci na wakacje (i spędzała je głównie na potańcówkach niż przy starszej kobiecinie, no co za gównia...ehm, nastolatka!), które niestety właśnie się kończą.
On - nazwijmy go Roman (poznany właśnie na jednej z takich retro-dyskotek) obiecuje, że ją odwiedzi, że będzie dzwonił... a gdy pociąg już odjeżdża, uświadamia sobie, że nie ma ani jej telefonu, ani, tym bardziej, adresu. Normalnie szloch, rozpacz i zgrzytanie złamanego serca.
To były dopiero romantyczne czasy. Chciałeś się spotkać - po prostu dzwoniłeś domofonem, krzyczałeś na całe gardło, ewentualnie - po prostu wchodziłeś do kogoś do domu. I nikogo to wtedy nie dziwiło. Ludzie znali się wtedy jakoś lepiej. Wydaje mi się też, że dużo bardziej doceniali to, co mieli. Było w nich więcej spontaniczności. Autentyczności. Bo jak udawać? Kiedy - skoro konwersacje były prawdziwymi konwersacjami, takimi twarzą w twarz, przy herbatce i ciasteczku domowej roboty? Telefony zaś służyły głównie do komunikacji z kimś z daleka, ewentualnie umówieniem na wizytę. I nikt nie mógł wtedy schować swojej twarzy za najnowszym HTC czy inną Nokią Srumią XYZ 20220. Bo nie mieli za czym.
Facebook, Instagram, Twitter, Nasza Klasa plus całe mnóstwo innych portali i aplikacji tak bardzo ułatwiają nam teraz życie. Myślę, że nawet za bardzo. Bo przez to wydaje nam się, że możemy się mniej starać. Powiedzcie mi bowiem, ile zajęłoby jedno kliknięcie na fejsbukową ikonkę i wpisanie do wyszukiwarki " Julia Gdynia"? Oczywiście, w całej Gdyni Julek na pewno jest całe mnóstwo - jednak chyba łatwiej jest scrollować fejsa patrząc na zdjęcia niż wybrać się do miasta i szukać na ślepo, prawda?
Łatwiej jest follować na Instagramie, kiedy ktoś nas zafollowuje.
Łatwiej polajkować, kiedy coś lubimy, gdy coś nam się podoba...lub gdy zwyczajnie nie mamy co robić i robimy to bezmyślnie.
Bezmyślnie like'ujemy, follow'ujemy, siedzimy na fejsie czekając, aż ktoś z nami przeprowadzi konwersację. Prawdziwą kon-wer-sa-cję... na Facebooku (!).
Ty, ja, Twoja 12-letnia sąsiadka, dzisiejszy Roman z Łańcuta - jesteśmy jednym, wielkim stadem foolowers'ów. Bezmyślnie błądzimy po cyberprzestrzeni, zamiast, po prostu, więcej czerpać z życia. Prawdziwego życia.
Wracając na koniec do historii z samego początku posta - wierzę, że ostatnie pożegnanie przed wyjazdem Julki mogłoby dzisiaj brzmieć mniej więcej tak:
"Julka... będę dzwonił, obiecuję!
"Ale..."
"Ale naprawdę, obiecuję!"
" Ale Romek, no! Przecież Ty nie masz mojego telefonu!"
[Romek szybko wyciąga telefon]
"Jaką bluzkę masz na profilowym?"
"Eee...niebieską z krzyżem na środku?"
[chłopak zwinnie przesuwa palcem po gładkiej powierzchni Sony S(e)XPeria Z]
"No, to nie bój żaby. Wysłałem ci właśnie zapro na fejsie".
---
korolowa
P.S. Jeśli spodobał Ci się post - podaj dalej! Udostępnij, skomentuj, polub :)
P.S. Jeśli spodobał Ci się post - podaj dalej! Udostępnij, skomentuj, polub :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz