Idziesz do łazienki. Przeglądasz się w lustrze. Przeczesujesz włosy, robisz szybki make-up i czyścisz zęby dwa razy, bo na trzeci - według zegarka - nie masz już czasu.
Przebierasz się migiem w swój ulubiony pracowniczy zwyklaczek. Tym razem nie ubierasz sukienki - i tak masz dziś za dużo roboty, aby przejmować się wyglądem.
Już za dwadzieścia ósma. Bierzesz torebkę pod pachę i lecisz czym prędzej po schodach z trzeciego piętra. Rekord, niecałe 40 sekund! - uśmiechasz się w duchu do siebie. To na chwilę poprawia Ci humor. Po kilkuminutowym maratonie, znajdujesz się już w pracy (swoją drogą, brawa dla Ciebie już za samo utrzymywanie się na tych potężnych obcasach!).
Roboty jest od cholery - tu Cię wołają, tam Ci coś mówią. Powoli dostajesz kociokwiku, choć to dopiero początek tygodnia, a ekran komputera wyświetla 8:46. Boże, niech ten poniedziałek już się skończy.
W międzyczasie dowiadujesz się z sms'a, że nie ma już nic na obiad. Dlatego po pracy, którą kończysz o ponad godzinę później (bo przecież jest tyle do zrobienia), idziesz do sklepu na mały maraton zakupowy. Tak mały, że wychodzisz z dwiema torbami pełnymi pieczywa, proszków do prania, brakujących ściereczek i porcji warzyw na drugie danie. Tak, dziś masz zamiar zaserwować jedyny w swoim rodzaju i jakże ambitny posiłek - warzywa z ryżem! Być może zrobiłabyś coś lepszego, ale zanim dochodzisz do domu, nie masz ochoty na wykazywanie się swoimi kulinarnymi zdolnościami. Biorąc pod uwagę godzinę, o której ostatecznie stajesz przy garach - tak, warzywa z ryżem zdecydowanie wystarczą.
W międzyczasie włączasz pralkę, bo w weekend sterta do prania nieco się zwiększyła. O jakieś niedopasowane skarpetki i tę bluzkę, którą masz zamiar jutro założyć, no i od ponad miesiąca nie uprane spodnie. W kuchni wycierasz umorusaną spadającymi z patelni pomidorami, podłogę. Jest godzina 21.00. Nareszcie KONIEC.
W końcu mogę robić to, na co mam ochotę - myślisz.
Czujesz się taka dorosła. Taka odpowiedzialna.
Tylko, że... na nic nie wystarcza Ci już siły.
W takich chwilach przypomina Ci się, jak będąc dzieckiem tak bardzo chciałaś już być duża. Być niezależną. A teraz?
Tęsknisz do tych czasów. Czasów, kiedy to Mama była Twoim budzikiem. Gdy, zamiast do pracy, rano chadzałaś do szkoły, a po niej jedynym Twoim obowiązkiem było odrobienie zadania domowego, które to i tak trwało zbyt długo (ponad 20 minut!). Do tej niezliczonej liczby momentów, kiedy to mówiłaś: "Mamooo, o nic więcej w życiu cię już nie poproszę, ale kup mi tą Barbie, pliiiz!". Pamiętasz, jak się popłakałaś, bo za piątym razem już nie dała się na to nabrać?
A teraz? Czasem odmawiasz sobie lepszego jedzenia, żeby wystarczyło na rzeczy niezbędne do przeżycia. O nowych ubraniach zapominasz na kolejne pół roku, chyba, że jakimś cudem szef zgodzi się na podwyżkę.
Smutne? A jednak nie płaczesz, nie tupiesz nogami. Zagryzasz zęby i po prostu żyjesz dalej.
Wiesz, że zawsze może być gorzej. Ale może być też lepiej.
Uwierz więc w siebie. W lepsze jutro. Bądź naiwnie pozytywny. Tak jak dziecko.
Przecież dalej, gdzieś w środku, nim jesteś.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz