Razem z A., wyjechaliśmy w końcu do jego miejsca urodzenia, miejsca, w którym przeżył zdecydowaną większość swego życia, do królestwa konsumpcji i stolicy wszelkich stolic. Tak, wyjechałam do Nowego Jorku.
Jako, że mam zamiar stworzyć z tego obszerniejszą relację i dodać nieco więcej niż kilka zdjęć z tych dotychczasowo złapanych, postanowiłam podzielić to wszystko na co najmniej dwie, jeśli nie trzy - albo i więcej - części.
Jeśli chodzi o Święta Bożego Narodzenia, można by stwierdzić, że były one dla nas -z uwagi na pochodzenie wszystkich uczestników spotkań przy stole - właściwie typowo polskie. Z moim ukochanym ulepiliśmy pierogi - ruskie oraz z kapustą i grzybami, jego mama zrobiła grzybową, kupiliśmy i zrobiliśmy również rybę smażoną, a także - już od gości - dostaliśmy rybę po grecku. Jedzenia było w bród, a i wcale nie mniej prezentów. :)
Trzeba jednak przyznać, że Amerykanie celebrujący święta są po prostu fantastyczni w przystrajaniu domów. Myślałam, że te wszystkie filmy, w których pokazane są ogrody pełne "zaśnieżonych" białymi lampkami drzewek czy fantazyjnie puszczone, kolorowe świecidełka, to lekkie wyolbrzymienie - nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się myliłam! Niektóre kiczowate od natłoku kolorów i różnorodności; inne stonowane, wysmakowane, po prostu: bajeczne.
Nie inaczej jest w miejscach publicznych. Choinki - zapomnijcie o jednej, tutaj niemal zawsze występują w liczbie mnogiej - stoją przy praktycznie każdym sklepie, w muzeum, czy po prostu przy najbliższym rogu. Bardzo często ozdabiają również dachy mieszkań, a nawet i niektóre piętra w budynku (!). Nie nacieszymy jednak nimi oczu zbyt długo - gdy tylko święta się kończą, wszelkie ozdoby - w przeciwieństwie do tych wiszących na naszych polskich, stojących czasem i przez kilka miesięcy, drzewkach - znikają niemal w oka mgnieniu.
Oczywiście nie omieszkaliśmy zobaczyć tej wszech-popularnej choinki na Rockefeller Center (na Manhattanie).
Po lewej: wspaniały pokaz multimedialny na jednym z budynków; w środku - jedna ze świątecznych wystaw; po prawej - jeden z ozdobionych domów.
Trochę się bałam tych świąt - był to wszakże mój pierwszy raz, kiedy spędzałam je w innym kraju, na innym kontynencie, a nawet w, niemalże, zupełnie odmiennym towarzystwie. Na szczęście wszystko udało się lepiej, niż myślałam. Czasami warto tak totalnie zmienić klimat, choćby na chwilę, aby spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy.
W następnych częściach będzie o zwiedzaniu, o tym, jakie wrażenia zrobiły na mnie miejsca, z których Nowy Jork słynie, a także o jedzeniu i mentalności Amerykanów.
A jak Wy, kochani, spędziliście Święta?
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz