Wydarzenie to odbyło się w przepięknej okolicy, w miejscowości Więcbork.
Położenie tego miejsca - jezioro, las, dużo zieleni - sprawiło, że było tam tak letnio i sielsko, a my czuliśmy się ze sobą jeszcze swobodniej.Fantastyczne było w tym wszystkim to, że mimo upływu czasu, z praktycznie każdym - czy to z wujostwem, najstarszym pokoleniem czy też z kuzynostwem - z każdym z członków rodziny rozmawiało mi się tak samo dobrze. Nie było chwili, w której - jak to nierzadko się przecież zdarza - nagle zapada niezręczna cisza. Było tak ciepło, na luzie, a przede wszystkim - co najważniejsze - naprawdę czułam, że łączą nas te same więzły krwi.
W tym momencie bardzo chciałabym podziękować mojemu kuzynostwu z Poznania - gdyby nie oni, to nie wiem jak i czy w ogóle dotarłabym na spotkanie. Gosiu, Marku i Marto - za Waszą życzliwość i dobroć serca, serdecznie dziękuję! Taka ekipa to skarb :)
Po mojej (rudej-jakby ktoś miał wątpliwości) prawej - kuzynka Gosia; po lewej, - Marek z narzeczoną Martą.
A tak apropos - wybaczcie, ale nie mogłam sobie odmówić wrzucenia zdjęcia pojazdu, którym dane mi było tam przybyć - cudowny, hippisowski, wesoły "busik". Dwie godziny w nim, w tak doborowym towarzystwie, to jak dwie minuty. I co tam, że trochę trzęsło. Za to klimat iście woodstockowy - a to lubimy :)
Powrót wyglądał podobnie - tym razem transport busikiem w drugą stronę, a więc do Poznania, a potem już - po wypiciu szybkiej herbatki z kuzynostwem - pociągiem do domu.
***
Ostatni tydzień był bardzo przyjemny. Nareszcie udało nam się zrealizować tak długo obgadywany plan rodzinnego zjazdu, który dodatkowo jak najbardziej się, moim zdaniem, udał. Brakowało mi niektórych twarzy i naprawdę cieszę się, że mogłam zobaczyć się z rodziną, której na co dzień mi jednak brakuje. Przypomina mi o tym właśnie Dzień Matki. Przypomina też czasem widok wspierającego i lubiącego się rodzeństwa.I choć rodzinę mam dalej niż bliżej - zwłaszcza tę najbliższą - to cieszę się, że istnieją jeszcze na świecie takie osoby, które - w choć minimalny sposób - mi tę rodzinę zastępują. Które tak po prostu rozmawiają ze mną i - gdy trzeba - martwią się o mnie. Które lubią ze mną przebywać, bo - po prostu - lubią mnie taką jaką jestem.
Takie osoby to szczęście.
Bo przyjaciele są niczym członkowie rodziny - to właśnie oni podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapominają jak latać.
Byle tylko płomień ich przyjaźni- jak to bywa również w przypadku niektórych krewnych - się zbyt szybko nie wypalał - czego sobie i Wam serdecznie życzę.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz