Na biurku, w pokoju gościnnym stoi mała, sztuczna choinka. Pamięta jeszcze czasy, kiedy, jako mała dziewczynka, obwieszałam się tymi wszystkimi srebrnymi łańcuchami, udając, że jestem księżniczką. Właściwie, jest chyba nawet starsza ode mnie.
Przeżyła z nami wszystkie te lata, w każde święta rozkładaliśmy ja z tatą i wieszaliśmy na niej bombki, łańcuchy i inne cudeńka. Potem szykowaliśmy się do wyjazdu do rodzinnego miasta moich rodziców, gdzie spędzaliśmy całe święta w sporym gronie: babć, wujków, kuzynów; no i moich rodziców.
Od kilku lat nikt nie spędzał przy niej świąt. Rok temu, z racji dłuższego wyjazdu, nawet jej z A. nie rozkładaliśmy.
Pantha rei, powiadają, że życie płynie. Wierzcie mi lub nie - kilka lat temu, moje popłynęło niczym wodospad, obracając wszystko o niemal 180 stopni.
Ludzie (jak wszystkie żywe istoty zresztą) bowiem mają to do siebie, że kiedyś w końcu odchodzą - na zawsze, albo gdzieś daleko, gdzie trzeba dojechać, a nie zawsze jest to możliwe, a przynajmniej - nierzadko mocno utrudnione. Życie w biegu, ciągłe zmiany, choroby, odległość - wszystko to powoduje, że ludzie mają dla siebie coraz mniej takiego realnego czasu. Przez ten cały pośpiech, różne zmartwienia - których w tym roku mało nie było - w ogóle nie odczuwałam, że to grudzień, że już zaraz Boże Narodzenie; do tego - jak ostatecznie zdecydowaliśmy z uwagi na zdrowie A. - i tak nigdzie nie wyjeżdżaliśmy na święta.
I choć zostaliśmy zaproszeni na Wigilię do mojej cioci, to i tak, aż do wczoraj, nie wczułam się w tę atmosferę świąt. Rodziców nie ma, śniegu nie ma, o zapachach, które normalnie towarzyszą przedświątecznej, kuchennej krzątaninie nie wspomnę - skąd więc wziąć radość płynącą z tych trzech świątecznych dni?
Czasami jednak wystarczy, że ktoś się do nas uśmiechnie. Że osoba, z którą zazwyczaj nie masz najlepszych relacji, zrobi dla Ciebie coś miłego. Że ktoś praktycznie nieznajomy, widząc, że się gdzieś spieszysz, zaproponuje Ci podwózkę (dzięki, Bartek!). A inna osoba, z którą jesteś jedynie na "cześć", po złożonych życzeniach, niespodziewanie wyściska Cię jak najlepszego przyjaciela.
W moim przypadku, to wszystko właśnie poskutkowało. Czasami wystarczy tak niewiele, aby zrobić...tak dużo. Wystarczy być. Uśmiechać się do ludzi. Wspierać się nawzajem.
Dlatego chciałabym ogromnie podziękować wszystkim moim najbliższym: rodzinie, znajomym, przyjaciołom. Gdyby nie Wy, nie stałabym, po tak słabym roku, z uśmiechem na twarzy.
A jednak - dzięki Wam, w Nowy Rok będę wkraczać z pewnością, że wszystko się w końcu ułoży tak, jak powinno. Że będzie już tylko lepiej. Radośniej. Spokojniej. I piękniej.
I tego nowego, lepszego wejścia w Nowy Rok, oraz spokojnych i zdrowych Świąt, Wam wszystkim, kochani, życzę.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz