Próbujesz odnaleźć się w tym neonowym kosmosie. Ktoś właśnie upadł na podłogę, przy okazji wywalając Ci z dłoni drinka. Gdy kelnerka przychodzi to wszystko posprzątać, jakiś podstarzały gość łapie ją szybko za kolano. Z tej drugiej strony.
Idziesz dalej. Otoczenie, niestety, wcale się diametralnie nie zmienia. Młode dziewczyny pijące na umór. Dwudziestokilkulatki robiące lepsze show od tancerek go-go. Obserwujący je z boku, napaleni faceci pod czterdziestkę. I parę wyjątków, które albo nie są w stanie ustać na własnych nogach, albo się jeszcze dobrze nie rozkręciły.
Stoisz w samym centrum tego błyszczącego gówna. Obserwujesz ich jeszcze raz. Patrzysz w oczy.
Są puste. Niczego nie czują. Nie mają świadomości. Ledwo trzymające się na nogach zombie.
Czujesz, jak światła oślepiają Ci twarz. Próbujesz stąd uciec, jednak coś Cię tu trzyma. Ta myśl, że nie możesz dalej iść w tył. Ten ból, że - choć chcesz inaczej - wiesz, że to nie pomoże.
Więc jesteś na środku roztańczonego parkietu. Pośród zgrabnych sarenek i żerujących na nie niedźwiedzi. Dobra mina nigdy nie jest zła do kiepskiej gry, myślisz sobie. Tylko ile jeszcze, ile jeszcze wytrzymasz.
W głowie tysiąc myśli na sekundę. Choć w tłumie ludzi - jesteś sam ze sobą.
I nikt, choćby chciał, nie zrozumie.
Lecz kiedy zgasną już wszystkie światła
i spadnie za nimi kurtyna milczenia
Ty wciąż będziesz stać w samym centrum parkietu
by w samotności myśli swoje zbierać.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz