Spokoju i zdrowego rozsądku.
I choć bardzo chcemy zaufać faktom i uczuciom jednocześnie, błądzimy i szukamy prawdy, tak trochę po omacku.
Jak zatem odnieść się do ostatnich informacji?
I gdzie znaleźć złoty środek?
_________________________
Emilia to pięćdziesięciosiedmioletnia nauczycielka fizyki.Od kilku lat zmaga się z cukrzycą, dodatkowo od dziecka cierpi na astmę. Choć nie ma końskiego zdrowia, do tej pory na nic nie narzekała.
Miała rodzinę i pasję, która była jednocześnie jej profesją. Mimo niskiej pensji, była szczęśliwa.
I nagle wchodzi on, cały na czarno. Dumnie, bo w koronie, paraduje pomiędzy nauczycielami, uczniami i odbierającymi ich ze szkoły rodzicami. Na dłoniach, w powietrzu, klamce od toalety.
Cholera wie, gdzie jest. A może być wszędzie.
Córka zaczyna poważnie martwić się o Emilię. Załatwia jej tygodniowe L4. Dni jednak szybko mijają.
Emilia musi przyzwyczaić się do przerw w maseczkach. Dusi się. Nie może złapać tchu. Jest trudno, czuje się źle, coraz gorzej. Jednak wie, że musi to robić. Dla dobra sprawy. Ich wszystkich.
Póki znów nie przejdą na nauczanie zdalne. Albo chociaż hybrydowe, czego sobie w duchu życzy.
______________________
Przysiadła przy rozpalonym kocyku, obgryzając paznokcie. Była samotną rozwódką z dwoma synami i z marnie płatną płacą - dorabiała czasem u koleżanki, pomagając jej w kwiaciarni, a czasem na targu. Robiła wszystko, co mogła, biorąc pod uwagę jej kwalifikacje i doświadczenie, aby utrzymać całą rodzinę. Nierzadko jednak zdarzyło jej się opuścić bezradnie ręce, czując nasilającą się bezsilność.
Jak dobrze, że Konrad miał czternaście lat i mógł zostawać już sam w domu, opiekując się Rafałkiem. Nawet nie wyobrażała sobie powrotu do wydarzeń z marca. W poniedziałki punkt szósta wychodziła do pracy. O dziewiątej natomiast Rafałek zaczynał swoje lekcje. O dwunastej miał koniec, ale w międzyczasie Konrad o dziewiątej trzydzieści miał polski, a o jedenastej biologię.
Gdyby nie matka-nauczycielka, nie wie, jakby dała radę. Babcia przychodziła do nich wtedy niemal codziennie, brała swojego laptopa i Rafałka obok, tuż przy jej kolanach. On siedział przy niej i z jej telefonu słuchał swojej pani, a ona prowadziła przy nim lekcje fizyki. W międzyczasie na kuchence hulał nastawiony przez babcię wcześnie rano rosół.
Mamo - pomyślała Karina, zatapiając mokrą twarz w swoich dłoniach - co ja bym zrobiła, gdyby Ciebie zabrakło?
______________________
Elwira chciała dziś podzielić się z mężem radosną nowiną.
W końcu, po kilku latach starań, nareszcie im się udało. Miała już trzydzieści siedem lat - najwyższy czas, aby w końcu wydać na świat owoc ich miłości.
Gdy jednak usłyszała ostatnie newsy, jej radość przesłonił strach. Choć od razu pokochała to, co powoli rozwijało się pod jej serduszkiem, nie była pewna jak to się skończy. A co jeśli mały urodzi się martwy? Albo jeśli - o ile w ogóle przeżyje - nie będzie w stanie sam funkcjonować? Mimo przepełniającej ją początkowo miłości, strach zaszklił się w jej szarobłękitnych oczach.
Strach i wszechogarniająca ją rozpacz.
Tyle lat starań.
Tyle testów, witamin, godzin na siłowni i książek edukacyjnych - po to, aby w końcu dowiedzieć się, że gdyby jednak coś poszło nie tak - ona nie ma już wyboru.
Nie, nie zgodzi się na to.
Nie powie nic mężowi.
Specjalnie spada ze schodów, aby wywołać poronienie. Nie udaje jej się.
Jest załamana. Jej głowę przepełnia chaos. Nie wie. Nic już nie wie.
Mąż, dowiedziawszy się o wszystkim, próbuje z nią rozmawiać. Ale ona już nie słucha.
Zamyka się. Nie potrzebuje zbędnego monologu.
Mąż zapisuje ją do psychologa.
Zamiast tego, wolałaby odrobiny zrozumienia. Wspólnego milczenia, Dawnego ciepła.
Pomiędzy nimi już nigdy nie będzie tak samo.
______________________
Julka miała szesnaście lat i bobasa w brzuchu. Dwa miesiące temu została napadnięta i brutalnie zgwałcona. Wychowywała się w patologicznej rodzinie, gdzie alkohol lał się strumieniami. Ponadto jej ciotka od strony matki i młodszy brat mieli dodatkowy dwudziesty pierwszy chromosom. Istniało więc ogromne prawdopodobieństwo, że i jej dziecko będzie w pewien sposób skrzywdzone przez los...
Wiedziała, że nie może liczyć na nikogo poza sobą. Próbowała poukładać sobie życie, ale nie wiedziała jak. Zalewał ją smutek i gniew.
Nie tak wyobrażała sobie swoje życie.
Chciała najpierw skończyć szkołę. Być kimś. Później poznać kogoś wartościowego. Wynieść się z tej meliny. Założyć własną, małą, ale szczęśliwą rodzinę.
Teraz jednak nie miała szansy na nic.
Zabrano jej wszystko: wybór, młodość i - prawdopodobnie - szansę na lepszy byt.
______________________
Życie to ponoć pudełko czekoladek. Do tej pory wydawało nam się, że zawsze istnieje jakiś wybór. Tymczasem, obecny rok okazał się jednym wielkim psikusem. Bez cukierka.
Niełatwo jest zachować równowagę - żyć i uważać jednocześnie.
Życie nie powinno się wiązać głównie z ograniczeniami wolności i swobody.
Nie powinno, jednak okazało się, że aby żyć spokojnie trzeba być dużo bardziej ostrożnym.
Pamiętać, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i za innych.
Jesteśmy obecnie jednym wielkim łańcuchem, który można pociągnąć w jedną lub drugą stronę.
Stoimy więc nadzy, pozbawieni możliwości jakichkolwiek wyborów.
Jednocześnie naiwnie wierzymy, że to się w końcu zmieni.
Jednak bez naszego jawnego przeciwstawienia się nic się nie stanie.
Gdzie więc można - krzyknijmy.
Gdzie echo nie wraca - odpowiedzmy pokorną ciszą.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz