Dziś będzie co nieco o moich odczuciach związanych z drugą z nich.
Z pewnością wielu, o ile nie większość z Was, słyszała o podkarpackim artyście, Zdzisławie Beksińskim. Jego dzieła od lat można podziwiać w sanockim muzeum. Przepełnione są zazwyczaj jakąś aurą tajemniczości, melancholii, a nawet, powiedziałabym, grozy. Pełne niepokoju obrazy zdawały się odzwierciedlać wewnętrzne rozterki artysty, których zazwyczaj nie odkrywał przed ludźmi w inny sposób, aniżeli przez swą twórczość właśnie.
Zdzisław Beksiński |
W filmie "Ostatnia rodzina" mieliśmy okazję zobaczyć Zdzisława Beksińskiego (w filmie: Andrzej Seweryn) również z nieco innej strony. Widzimy go jako głowę rodziny, jako ojca Tomasza Beksińskiego - świetnego tłumacza, a przede wszystkim genialnego dziennikarza muzycznego. Niestety, z geniuszami bywa tak, że często nie radzą sobie w życiu, czując, że to, co się wokół nich dzieje, nie jest prawidłowe, dobre, moralne. I tak właśnie było w przypadku młodszego Beksińskiego. Dziennikarz, tak mocno jak muzyką, fascynował się również śmiercią. Swoją śmiercią. Jego nadwrażliwość i skłonności samobójcze na pewno niepokoiły jego rodziców, zwłaszcza matkę Zofię ( Aleksandra Konieczna). W filmie przedstawiono ją jako ciepłą, wiecznie zamartwiającą się stanem syna, kobietę. Kobietę, która była prawdziwą głową rodziny. To ona nieustannie opiekowała się mężem i swoim jedynym dzieckiem. Ona płakała przez i za swego syna. Ojciec nigdy nie uronił łzy. On po prostu był - czasami przekorny, a nawet cyniczny - uwieczniając wszystko, co się dzieje wokół, swoją wypasioną jak na tamte czasy, kamerą. Bo on do wszystkiego podchodził z dystansem. Również do syna. Do uczuć. Nawet - do śmierci.
Zdzisław Beksiński |
Tomasz Beksiński |
Czy tak naprawdę było, tego Wam nie powiem, ponieważ nie czytałam jeszcze nadmienionej książki.
I choć już ją, z ciekawości ,zamówiłam, nie powiem Wam tego nawet po jej przeczytaniu.
Bo żaden film, ani żadna książka, nigdy w stu procentach nie odda całej prawdy. Nigdy nie dowiemy się, czy może jednak ś.p. Zdzisław Beksiński nie zapłakał, choć raz, za swoim pierworodnym. Czy nie uśmiechnął do niego, nawet nieco z przekąsem, ale w taki ciepły, ojcowski sposób. Czy choć raz nie zostawił, wiecznie z sobą zabieranej, kamery, po to, aby czemuś się po prostu przyjrzeć realnie, a nie, jak zwykle, uwieczniać za swoim ulubionym, małym szkiełkiem.
Wszakże nawet jego kamera nie uwieczniła wszystkiego. A jedna sekunda życia czasami może wiele zmienić. Teraz, niestety, już nic nie zmieni. Więc można jedynie odejmować i dodawać. Zmyślone sekundy. Potwierdzone minuty z życia. Komentarze. I kolejne interpretacje.
Do historii rodziny, która już od ponad dekady, nie istnieje.
(kadr z filmu: "Ostatnia Rodzina") |
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz