Lubię jednak patrzeć za okno, kiedy ten mokry deszcz obija się o parapet.
Gdy po domu roznosi się zapach ciasta czekoladowego, a na kuchence dogotowuje się cebulowa.
Gdy pomiędzy jednym a drugim obiadem, mogę bez pośpiechu (bo przecież, w taką pogodę, nigdzie mi się nie spieszy) porozmawiać na Skype z przyjaciółką, której już tak dawno nie widziałam. Rozmawiamy półtorej godziny, nie możemy się nagadać. Czas mija momentalnie. W międzyczasie popijam półsłodką, czerwoną Kadarkę, co mnie jeszcze bardziej relaksuje.
Za to właśnie kocham jesień.
Za to spowolnienie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Za te momenty nostalgii, chwilę na obserwację otoczenia. Wyciszenie.
Za cieplutkie swetry, które z chęcią noszę.
Za grzane wino, którego nigdy mi mało.
Weekendowe poranki i popołudnia z książkami.
Filmowe wieczory z ukochanym.
I za te telefoniczno-skype'owe chwile, gdy łączę się z moimi najbliższymi.
Gdy opowiadam tacie o tym, co dzisiaj upichciłam, a on wyposaża mnie w kolejny, ciekawy przepis.
Kiedy popijam kolejny łyk wina, myśląc o tym, co jeszcze powinnam dziś zrobić i jaki film będziemy oglądać z moim A. wieczorem.
I gdy patrzę za okno, gdzie tak chłodno, mokro i ponuro - zaś w środku, na przekór, ogarnia mnie niezmącone żadną zawieruchą, uśmiechające się barwami jesieni, ciepło.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz