Lecz zamiast tych wszystkich rzeczy, uderza Cię nagle goła prawda.
Coś się skończyło.
I wtedy masz dwa wyjścia: próbować na siłę wrócić do stanu pierwotnego, czyli pukać w czyjeś okno, co chwila sprawdzając, czy nie ma Cię również w lodówce, albo... najzwyczajniej w świecie jak najszybciej to zaakceptować.
Nie wszystkie decyzje należą do nas. Jeżeli kogoś traktujesz z szacunkiem, dajesz mu prawo wyboru.
Jeśli wróci, to znaczy, że nigdy nie odszedł.
Jeśli nie, to prawdopodobnie zrobił to już dawno, tylko Ty tego nawet nie zauważyłeś.
I wszystkie "ale dlaczego "kiedy to się stało" " i "przecież się tak długo znaliśmy" powoli przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Koniec to koniec. Nieważne, czy przyjacielskiej relacji, czy związku.
Na początku czujesz się dziwnie, jakby ziemia miała zaraz rozstąpić Ci się pod nogami. Normalnie koniec świata i czarna dziura. Rozpaczasz, bo nagle tyle lat poszło w niepamięć. Tyle wspólnie spędzonego czasu. Tyle pięknych chwil...
Głowa cały czas przetwarza wszystkie te obrazy. Momenty, kiedy śmialiście się razem z najbardziej żenujących żartów. Długie spacery i rozmowy o wszystkim i o niczym. Wsparcie emocjonalne, gdy jedno potrzebowało drugiego. Nie możesz uwierzyć, że to już się rozsypało. Że tego już nie ma. I nie będzie.
I wtedy zastanawiasz się, co z Tobą jest nie tak. Jak bardzo beznadziejnym człowiekiem jestem, że to wszystko znowu się kończy? I dlaczego to wszystko musi tak bardzo boleć?
Mając w głowie kłęby różnych myśli, przymykasz lekko okno. Mimo wszystko wierzysz w gołębia, w posłannictwo dobrych wieści. Na świat patrzysz jednak z coraz większym sceptycyzmem.
Choć wiesz, dobrze wiesz, że nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu otworzyłeś je zbyt mocno, tym razem będziesz ostrożniejszy. W końcu nie chcesz później znowu przechodzić bólu, który odczuwasz teraz. Zdajesz sobie jednak sprawę, że to naiwne myślenie, bo czy ktokolwiek ma nad tym stuprocentową kontrolę? Nad uczuciami? Decyzjami, które nierzadko są dla nas kompletnie niezrozumiałe?
Przecież wiesz, że nie jesteś beznadziejny. Czasami tylko beznadziejnie się zachowujesz. Czy to jednak pozwala komuś na to, aby, tak po prostu, zatrzasnąć je z hukiem?
Wszak jedni otworzą je na tyle, by móc zamieszkać w nim na dłużej. Drudzy uchylą, by móc później doń wrócić. Inni jednak zamkną je na zawsze.
I tutaj, ten jeden wybór należy do Ciebie Nie pozwól im się nim bawić. Zamykaj je, kiedy trzeba. Nawet jeśli czujesz jak świat w Twoich myślach rozpada się na tysiąc kawałków. Że coś Cię tak bardzo boli i nie daje spać po nocach. Gdy czujesz jak wszystko w Tobie drży i nie potrafi przestać, pamiętaj - to jest Twój wybór. Jeśli ufasz - uchyl. Jeśli nie, bądź czujesz, ze to już nie to - zamknij, zarygluj i nigdy więcej nie otwieraj. Czasami taka całkowita separacja i spalenie mostów jest nam potrzebne, aby zachować zdrowie psychiczne. Dla własnego dobra.
Dlatego dbaj o to, kto się w nim znajduje, bo masz je jedno.
To, które bije codziennie, tylko dla Ciebie.
Chroń je przed kolejnym zadanym ciosem.
Zrób to dla niego.
Dla swojego zagubionego, zranionego, a jednak oczekującego na nowo otwarte okno, serca.
---
korolowa
bardzo to prawdziwe... dziękuję :)
OdpowiedzUsuń(przekonuję się aktualnie na własnej skórze)
Niestety, ja też. Dobrze, że możemy chociaż część tych emocji przelać tutaj, dzielenie się nimi sprawia, że jest choć trochę łatwiej.
UsuńO tak, zdecydowanie :)
UsuńPisanie, jak to ktoś ujął, jest obroną przed szaleństwem, trochę się z tym zgadzam.
Kiedy piszę o tym, co mnie uwiera, boli i nie daje spać, od razu mi trochę lżej.
A jeszcze milej, kiedy wiem, że inni rozumieją.
Moja droga Korolowa,
OdpowiedzUsuńTak jak zwykle - piękne słowa,
Jednak skąd wyszła ta mowa?
Z serca, które gdzieś się dzisiaj chowa?
Czy to rozum podszeptuje,
To co trzeba, nie co czuje.
Co tam, zgliszcza i pożogi,
Spalmy wszystko, zburzmy drogi!
Zanim serce, co wciąż kocha,
Wróci do łask i zaszlocha,
Bo za późno się zbudziło,
Dziś już wszystko się skończyło,
Co tak długo budowane,
Teraz jest nam jak nieznane.
Gdzieś zniknęły miłe gesty,
Czułe słówka i podteksty,
Delikatne pocałunki,
Choć mocniejsze, niczym trunki.
Nie trzymamy się za ręce,
Nie chcesz widzieć mnie już wiecej,
Bo raniły Cię me słowa,
Nie pomoże żadna mowa...
Dzisiaj drobne mam marzenie,
Ale w bardzo wielkiej cenie.
Marzy mi się, moja droga,
Również modlę się do Boga,
Aby tam gdzieś, wśród nicości,
Gdzie już popiół tylko gości,
Znów zakwitło przebaczenie
I choć drobne zrozumienie,
Błędów, które popełniłem,
Zaślepienia, w którym żyłem.
Choć za późno, zrozumiałem,
Że tak bardzo Cię kochałem.
Wierzę również, że te domy,
Jeśli zechcą obie strony,
Staną nowe i mocniejsze,
Już bez skazy i nie mniejsze,
Bo po błędach zbudowane,
A to trwały jest fundament.