Polub mnie na FB :)

niedziela, 18 września 2016

Prawda

Czasami człowiek sam już nie wie, czego chce i  wszystko naraz zaczyna mieszać się w głowie. A to cholernie, cholernie denerwuje. I spędza sen z powiek, jednocześnie wtrącając pod nie, ledwie widoczne dla świata zewnętrznego, słone kropelki.

Zegar tyka, wskazując na mijający czas, który niestety wcale nie  oznacza, że staję się mądrzejsza. Czasem mam wręcz wrażenie, że im starsza jestem, tym głupsza. Niby powinno być odwrotnie, a jednak...jednak niekiedy sami sobie robimy na przekór. Lubimy się ze sobą drażnić. Pewne doświadczenia i jakaś tam teoria na temat świata mówią Ci "nie rób tego", "Ty kretynie, co Ty najlepszego wyprawiasz!", a Ty i tak swoje. Bo sobie można mówić do samego siebie. Debatować. 
I oszukiwać. 



Oszukujemy samych siebie, gdy mówimy, że wymagamy czegoś innego, niż chcemy naprawdę.
Oszukujemy, gdy mówimy, że ten obraz jest piękny, tylko po to, aby się przypodobać.
Oszukujemy, gdy mówimy o naszych wartościach i co one dla nas naprawdę znaczą.
Gdy mówimy o ludziach i ich roli w naszym życiu.
Oszukujemy, gdy próbujemy definiować takie pojęcia jak miłość czy przyjaźń. I gdy próbujemy przy tym określić nasze oczekiwania. One nie będą prawdziwe. Bo prawda nie istnieje.
Nie istnieje, bo zawsze będzie się zmieniać.
Nie istnieje, bo czasami nie ujawniamy najciemniejszych zakątków naszych myśli.

Nie wierzę w prawdę ostateczną, ale nie lubię też kłamstw. Wiecznych prób utwierdzania tej drugiej osoby, że jest inaczej niż się wydaje. 

Takie rzeczy to sobie można co najwyżej wmawiać byle komu, chociaż bylekto to też człowiek, który zasługuje na odrobinę szacunku, o ile i do nas taki szacunek sam posiada.

Przyjaźń powinna nieść znamiona prawdy. Tak samo jak miłość. To jest fundament. Bez tego nie zbuduje się żadnej poważnej relacji.

I można sobie tak dogadzać i wąchać kwiatki. Udawać, jacy jesteśmy dla siebie ważni. 
I bez żalu odchodzić po każdym wieczornym mrugnięciu na Massengerze.
Albo po zamknięciu oczu.
Tak bez oczekiwań, roszczeń i rozczarowanych, smutnych buziek.




Można też nie przespać wielu nocy i płakać, bo właśnie dostało się obuchem w głowę.
Bo prawda uderzyła nas tak mocno, że nie potrafimy się podnieść.
Bo w końcu ktoś przestał bawić się naszymi bądź czyimiś uczuciami. 

I wtedy nadzieja zostaje oblana wiadrem wody, pozbywając się wszelkich znamion ułudy.

I ten płomień, który był już zbyt gorący, parzący wręcz, nagle gaśnie.
Zostaną tylko dym - na wspomnienie, i popiół - na dowód.
Człowieczeństwa. Prawdy. 

I czystego, ludzkiego sumienia.




---
korolowa




poniedziałek, 5 września 2016

Kiedy powiem sobie dość

Właśnie słucham Coldplay. Nie wiem, czy Wy macie tak samo, ale gdy mnie najdzie ochota na słuchanie konkretnego wokalisty lub band'u, to mogę go "tarmosić" przez co najmniej kilka miesięcy. W Coldplay na nowo zakochałam się na nowo jakoś od kwietnia. Przypomniałam sobie o ich istnieniu dzięki pewnej życzliwej osobie, jednocześnie idealnie wpasowując się nim do mojego obecnego nastroju. W końcu muzyka niesie za sobą jakiś nastrój. A Speed Of Sound i inne dobre, stare kawałki, idealnie oddają moją wewnętrzną burzę.

Mianowicie, skończył mi się urlop. Jutro znów wracam do pracy. A nie chcę. No nie chcę jak cholera. Już nawet pomijam to, że znó robi się tak zimno. Tak szaro. Jesiennie. Noce są coraz chłodniejsze. Dni krótsze. Choć lubię barwność liści, nie przepadam za tą porą roku. Za dużo melancholii ze sobą niesie.



Nie lubię, gdy wszystko przewraca mi się w żołądku. Gdy budzę się i jest tak ciemno, i sama nie wiem, po co w ogóle wstaję. Gdy sama nie wiem, czego chcę.

Dawno już nie napisałam wiersza. Smuci mnie to przeokropnie. To nie tak, że, na przykłąd, nie miałam weny, Wena by się znalazła.

Ja jednak chciałam odpocząć. Od Stargardu. Fejsbunia. Znajomych. Zrobić sobie od tego wszystkiego przerwę.

Częściowo mi się to udało.

Miałam świetne wakacje. Naprawdę się odprężyłam. Ostatnia sobota pożegnalno-wakacyjno-siatkowa ze znajomymi była przegenialna. Zrobiłam ogromny reset mózgu (choć nie wiem, jak to wpłynie na jutrzejsze wstawanie).

A dziś?

Chciałabym dotknąć. Zrozumieć.
Siebie. Swoje otoczenie.

Czasami nie umiem. Nie rozumiem. Nie wiem, dlaczego czasami myślę tak, a czasami inaczej.
Lubię siebie i nienawidzę jednocześnie.
Lubię ludzi i ich nie znoszę.
Kocham spokój i głośną muzykę.
Spacery i ciepłe pobyty w domu z grzańcem w ręku.
Słońce i deszcz. Bo się równoważą. I dają tęczę.

Niektórzy by powiedzieli, że to normalne, bo przecież jestem kobietą.
Być może mieliby rację. A może zostaliby bez ręki.

A jeśli, mimo, że próbuję sobie wmówić inaczej ( że tak naprawdę nie mogłabym już mieć, pod pewnymi wzgledami, lepiej) potrzebuję zmian?
Co wtedy?
Co, jeśli to, co się tak długo budowało, nagle miałoby runąć?

Czym mamy się kierować podejmując życiowe decyzje? Sercem, rozumiem? Wiem, że najlepiej byłoby znaleźć złoty środek - jednak nie zawsze jest on możliwy.
Ważne decyzje potrzebują jednak choć odrobiny rozsądku.

A we mnie się coś burzy.
Jestem rozbita bardziej niż najbardziej miękka jajecznica.

I takiej sobie chciałabym powiedzieć: dość.
A, cholera, nie umiem.


---
korolowa