Polub mnie na FB :)

wtorek, 22 lutego 2022

Życie zero - jedynkowe.

Bądź wrażliwa, opanowana i uważna. Taka w duchu slow-life. Kupuj tylko z second - handów, broń Cię Boże żadnych ciuchów z ulubionej sieciówki. Stanik przecież też  można wyprać.

Bądź fit. Kupuj tylko warzywa i kaszę gryczaną. Owoce tuczą, więc są passe. Chleb - tylko ciemny wieloziarnisty. 

Zapisz się na jogę, basen i karate. A wieczorem, podczas oglądania Discovery, na którym co wieczór dowiesz się czegoś nowego o życiu mrówek czy szerszeni (przecież nieustannie trzeba poszerzać swoją wiedzę, zamiast po raz kolejny oglądać "Przyjaciółki"), koniecznie wskakuj na rowerek stacjonarny - nie możesz przecież zmarnować tylu godzin wyrzeczeń i wylanego wcześniej potu.

I języki. Tak! Koniecznie naucz się nowego języka. Arabski, holenderski, hebrajski?  Super! Te bardziej niszowe są teraz takie modne. Może od razu spróbuj kilku naraz?

Nigdy też nikomu nie odmawiaj. Pamiętaj - bycie samolubnym to grzech! Dziel swój czas z innymi. Nawet, gdy nie masz go dla siebie.

Bądź posłuszna.

Nie klnij.

Codziennie sprzątaj.

Nie buntuj się.

Gotuj dwudaniowe obiady.

Ucz się.

Rozwijaj się.

Uspokój się!

Bądź...

_ _ _

Jesteś czymś więcej niż książka od lat stojąca prosto w tym samym miejscu na tej samej półce.

Jesteś księgą, która otwierając się, może widzieć szerzej.

_ _ _

Gdy perfekcjonizm i sumienność nas zjadają, warto na chwilę zastanowić się: po co ja to wszystko robię?

Gdy czujesz, że nie masz czasu na swoje sprawy: dlaczego ja jej teraz pomagam?

Gdy masz cholerną ochotę na steka z frytkami, dlaczego udajesz, że wolisz sałatkę z tuńczykiem i raz na ruski rok po prostu go nie zjesz?

Gdy padasz na twarz, bo musiałaś wziąć nadgodziny w pracy, dlaczego ten jeden jedyny raz nie zrezygnujesz z kursu hebrajskiego?

_ _ _

To piękne, gdy jesteśmy w czymś konsekwentni.

Gdy jednak Twój organizm mówi wyraźne: STOP.

Gdy śnisz po nocach o tej pięknej, czerwonej sukience z H&M.

Gdy już ślinka Ci leci na myśl o kromce zwykłego chleba...


Pamiętaj, że jesteś księgą.

I ona raz na jakiś czas spadnie, otwierając się wtedy we właściwym dla siebie miejscu.


---

korolowa

piątek, 4 lutego 2022

In love with Venice.

Zakatarzona ja, jeszcze dzień wcześniej obstawałam przy opcji: nie lecimy. No, nie ma mowy.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi już kilka dni wcześniej skutecznie zniechęciły mnie do jakichkolwiek wyjazdów. W dodatku za oknem zimno, szaro i ponuro, a ja chora. No way.

Ale moja druga osóbka się uparła, że koniec tych żartów, że mam się pakować i nie marudzić.
Na testach wypadliśmy negatywnie (co poradzisz, jak nic nie poradzisz), toteż mimo niechęci, wzięłam swoje klamoty i spakowałam w dwa małe bagaże podręczne.

Zdecydowałam się na wyjazd również dlatego, iż wiedziałam, że raczej już nigdy w takiej cenie tam nie pojedziemy. Koszt lotów w dwie strony dla dwóch osób + zakwaterowania ze śniadaniami (trzy noce) nie przekroczył 1000 zł.

Wybyliśmy z lotniska Berlin-Brandenburg. Lot zajął nam niecałe 1,5 godziny.

Wylądowaliśmy w Treviso, z którego mieliśmy już pociąg prosto do samej Wenecji (choć i na stację trzeba było kawałek podjechać. Na szczęście przy lotnisku znajdują się przystanki autobusowe, wystarczy złapać autobus nr 6, kilkanaście minut i jesteście na miejscu ).

Wenecja jest podzielona na dwie części: jedna jest lądowa, to taka nowożytniejsza jej wersja, z wszelkimi środkami transportu. Druga: tutaj poruszać się można na dwa sposoby: albo po wodzie, albo na nogach. Innej opcji nie ma ;). Wielokrotnie przechodzi się za to przez różnorakie mosty i mościki, które zdecydowanie dodają uroku i tak już pięknemu krajobrazowi.

most Rialto


Gondolą nie płynęłam, ale i tak nie było przez to mniej romantycznie. Wystarczył tramwaj wodny (20 euro/osobę/24 h, ale można wziąć też pojedynczy rejs za 7,50euro). - popłynęliśmy nim na dwie pobliskie wyspy: Burano i Murano.

Murano słynie z produkcji szkła. Choć nie jestem wielką fanką tego typu tworów, to tutaj zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Spójrzcie tylko sami:




fabryka szkła


Burano to natomiast niewielka wyspa, którą można obejść dosłownie w 20 minut. Na swój sposób jest jednak wyjątkowa - nazywana jest najbardziej kolorową wyspą Europy. A to wszystko z powodu wymogu stawiania różnobarwnych domków. Dlaczego? Gdy mgła spowija niebo, rybakom trudno jest wrócić do domu - widząc jednak tęczowe budynki, łatwiej jest im odnaleźć swoją bezpieczną przystań.

W ogóle Burano mnie zachwyciło - to miejsce jest malutkie, ale tak urocze, że nie sposób się napatrzeć!












Zakochałam się w tamtejszych kolorach. Pogoda nam sprzyjała, toteż śmiało mogliśmy przemierzać te mniej lub bardziej zaplanowane szlaki - gubienie się w wąskich uliczkach było bowiem na porządku dziennym. GPS nie zawsze chciał współpracować - w takich momentach rozglądaliśmy się za tabliczkami z nazwami ulic, jednocześnie pozwalając sobie na zejście z obranej trasy na rzecz wgłębiania się w kolejne zaułki, zabawiania w Sherlock'a Holmes'a i wyczekiwania, co czeka nas za kolejnym rogiem.



Tutaj wszystko robi niesamowite wrażenie. 
Te zaułki. Mosty. Gondole. Woda o kolorze szmaragdu.
Choć rozczarowało mnie jedzenie - coraz trudniej bowiem znaleźć naprawdę dobre dania obiadowe bez sugerowania się poleceniami innych osób - to na szczęście, na naszej drodze pojawiały się liczne, małe bary z pysznymi kanapkami. Włoska mortadela wprost rozpływała się w ustach, podczas gdy za oknem mogłam obserwować niespiesznie przemieszczających się ludzi. Przegryzając kolejny kęs, w otwartych ramionach zielonych okiennic wypatrywałam włoskiej codzienności.

Wenecja to miasto, w którym nie sposób się nie zauroczyć. 
Chciałabym tam kiedyś wrócić.  Posmakować i raz jeszcze poczuć: smak, zapach i ciepło tego niesamowitego miejsca, w którym każda uliczka, dom czy most, niesie za sobą jakąś ukrytą, piękną historię.







---
korolowa