Polub mnie na FB :)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Robię duże oczy...czyli pod wrażeniem "Big Eyes" Tim'a Burtona

Jeśli ktoś jeszcze o tym nie wie, to wyjawię Wam mój ...nie, w zasadzie to żaden sekret (chyba nawet zresztą poświęciłam kiedyś temu jeden z moich wpisów ). Po prostu: uwielbiam Burtona. Uwielbiam tą atmosferę panującą w jego filmach, te jego niepowtarzalne, gotyckie klimaty. Oglądałam niemal każdy jego film; co prawda nie wszystkie były do końca udane ("Alicja" i "Mroczne Cienie" na pewno nie zaliczają się do jego najlepszych dzieł), jednak większość...po prostu ma w sobie to coś, tą magię.

Burton zazwyczaj tworzy bohaterów, że tak to ujmę, 'z kreski'.  Jednak jego produkcja z 2014 roku jest czymś innym. Przede wszystkim, reżyser decyduje się w końcu zatrudnić innych aktorów niż dotychczas (w większości produkcji  Burtona występują Johny Depp i/lub Helena Carter). Ponadto, film (prawie) nie zawiera scen fantastycznych, a nawet więcej - jest oparty na faktach.

"Big Eyes" to produkcja, której z niecierpliwością wyczekiwali wszyscy fani twórczości wyżej wymienionego reżysera, w tym i ja. Już wcześniej na forach można było przeczytać masę sceptycyzmu i wątpliwości - czy Burtonowi uda się przełożyć swój niepowtarzalny styl kręcenia na realistycznych bohaterów, z prawdziwą historią w tle?




Nie będę zapewne oryginalna i powiem Wam tylko tyle: aby się o tym przekonać, musicie sami tenże film obejrzeć.
Christopher Waltz jako przypisujący sobie autorstwo obrazów swojej żony Walter Keane jest, według mnie, faktycznie miejscami wręcz w swym aktorstwie groteskowy, co niekiedy zbyt mocno kontrastuje z postacią jego delikatnej, zahukanej partnerki życiowej Margaret (Amy Adams). Czy jednak nie na tym zależało właśnie Burtonowi? W końcu przerysowanie, groteska oraz inne niestereotypowe zabiegi  filmowe to jego specjalność i jak widać, w każdym swoim dziele reżyser próbuje dodać coś od siebie.

Charakterystyczne dla Burtona są również wcześniej wspomniane elementy fantastyki. W "Big Eyes" występują one tylko raz...skupiając się właśnie na tytułowych big eyes, czyli wielkich oczach -  w scenie, w której główna bohaterka widzi ludzi z powiększonymi oczami. Oczami przepełnionymi smutkiem i tęsknotą, bólem i wewnętrzną niezgodą na obecny stan rzeczywistości...oczami tak bardzo wielkimi, głębokimi i wrażliwymi jak jej własne.
Bo ona też cierpi. Ale nic nie mówi. Nikomu nie zdradza ich małżeńskiego sekretu, ich "umowy". Czuje jednak gorycz i żal zjadający ją od środka. Czuje, że niedługo wybuchnie. Że dłużej tak nie może...


Co się dzieje później?
Nie chcąc Wam niszczyć seansu, nie uprzedzę zakończenia.
Dla mnie ten film był piękny. Nieco surrealistyczny, tak jak tytułowe Big Eyes. Jak te ogromne, smutne oczy - nieodłączny element obrazów, a nawet, śmiałabym powiedzieć, życia malarki Margaret Keane.
 


---
korolowa


środa, 8 kwietnia 2015

Te oczy brązowe...

Po napawających wiarą na nowe, lepsze życie, świętach, nadszedł - przynajmniej u mnie - czas zadumy. Zieleń została zastąpiona czernią, zmartwychwstanie - śmiercią.
Dalej, gdzieś w tle, jest ciepły kolor słońca i jaskrawość tulipanów. Dalej jest czerwień zachodzącego słońca i brąz jego oczu. Ona też miała brązowe.

O chorobie i o ludzkim odchodzeniu pięknie opowiada film Still Alice. Tak, to ten film, za rolę w którym Julianne Moore dostała w tym roku Oscara. I chyba jej się należało. Zachorować na Alzheimera w kwiecie wieku, będąc jednocześnie wysoce poważaną wykładowczynią akademicką, to naprawdę dramat. Zaczyna się od drobnostek typu zapominanie poszczególnych słów bądź list zakupów, przez niemożność przypomnienia sobie imion dzieci i trudności wymowy, a kończąc na... no właśnie. Tu pojawia się moje pytanie - gdzie skończyć? Czy oszczędzić sobie i rodzinie ciężaru własnej niedołężności dużo wcześniej, czy walczyć o przetrwanie każdego kolejnego dnia?

Próbuję sobie na to pytanie odpowiedzieć, ale nie umiem. Pytam innych - nie wiedzą. Czy cokolwiek uprawnia nas do decydowania? Kim jesteśmy, żeby o tym rozstrzygać?

Z drugiej zaś strony - dlaczego inni odchodzą szybciej niż byśmy chcieli?

Przeraża mnie jak szybko mija ten czas. Pięć lat minęło, zupełnie nie wiem, kiedy.
Tak dobrze pamiętam ten dzień.
Siedziała na szpitalnym łóżku, próbując usiąść o własnych siłach. Urocza jak zawsze, mimo braku włosów i zmęczonej twarzy. Choć w bólu, z jej okrągłych jak dwa księżyce, karmelowych oczu, biło ciepło.
Mówiły do mnie: jest źle, choć tego nie chcę. Przepraszam.
Chwilę później - już Jej nie było. Pozostawiła po sobie smutek i radość zarazem. Ciepło dnia i chłód wieczora, gdy wracały wspomnienia. Biel chmur i ciemność nocy. Jaskrawość tulipanów. Te oczy brązowe...


"Umarłych wieczność dotąd trwa,
dokąd pamięcią się im płaci.
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
by ktoś wieczności swej nie tracił.
"

Wisława Szymborska





---
korolowa