Polub mnie na FB :)

sobota, 24 grudnia 2016

Choinka.

Nie pachnie mi Bożonarodzeniowe drzewko.

Na biurku, w pokoju gościnnym stoi mała, sztuczna choinka. Pamięta jeszcze czasy, kiedy, jako mała dziewczynka, obwieszałam się tymi wszystkimi srebrnymi łańcuchami, udając, że jestem księżniczką. Właściwie, jest chyba nawet starsza ode mnie.

Przeżyła z nami wszystkie te lata, w każde święta rozkładaliśmy ja z tatą i wieszaliśmy na niej bombki, łańcuchy i inne cudeńka. Potem szykowaliśmy się do wyjazdu do rodzinnego miasta moich rodziców, gdzie spędzaliśmy całe święta w sporym gronie: babć, wujków, kuzynów; no i moich rodziców.

Od kilku lat nikt nie spędzał przy niej świąt. Rok temu, z racji dłuższego wyjazdu, nawet jej z A. nie rozkładaliśmy.



Pantha rei, powiadają, że życie płynie. Wierzcie mi lub nie - kilka lat temu, moje popłynęło niczym wodospad, obracając wszystko o niemal 180 stopni.

Ludzie (jak wszystkie żywe istoty zresztą) bowiem mają to do siebie, że kiedyś w końcu odchodzą - na zawsze, albo gdzieś daleko, gdzie trzeba dojechać, a nie zawsze jest to możliwe, a przynajmniej - nierzadko mocno utrudnione. Życie w biegu, ciągłe zmiany, choroby, odległość - wszystko to powoduje, że ludzie mają dla siebie coraz mniej takiego realnego czasu. Przez ten cały pośpiech, różne zmartwienia - których w tym roku mało nie było - w ogóle nie odczuwałam, że to grudzień, że już zaraz Boże Narodzenie; do tego  - jak ostatecznie zdecydowaliśmy z uwagi na zdrowie A. - i tak nigdzie nie wyjeżdżaliśmy na święta.

I choć zostaliśmy zaproszeni na Wigilię do mojej cioci, to i tak, aż do wczoraj, nie wczułam się w tę atmosferę świąt. Rodziców nie ma, śniegu nie ma, o zapachach, które normalnie towarzyszą przedświątecznej, kuchennej krzątaninie nie wspomnę - skąd więc wziąć radość płynącą z tych trzech świątecznych dni?

Czasami jednak wystarczy, że ktoś się do nas uśmiechnie. Że osoba, z którą zazwyczaj nie masz najlepszych relacji, zrobi dla Ciebie coś miłego. Że ktoś praktycznie nieznajomy, widząc, że się gdzieś spieszysz, zaproponuje Ci podwózkę (dzięki, Bartek!). A inna osoba, z którą jesteś jedynie na "cześć", po złożonych życzeniach, niespodziewanie wyściska Cię jak najlepszego przyjaciela.

W moim przypadku, to wszystko właśnie poskutkowało. Czasami wystarczy tak niewiele, aby zrobić...tak dużo. Wystarczy być. Uśmiechać się do ludzi. Wspierać się nawzajem.

Dlatego chciałabym ogromnie podziękować wszystkim moim najbliższym: rodzinie, znajomym, przyjaciołom. Gdyby nie Wy, nie stałabym, po tak słabym roku, z uśmiechem na twarzy.

A jednak - dzięki Wam, w Nowy Rok będę wkraczać z pewnością, że wszystko się w końcu ułoży tak, jak powinno. Że będzie już tylko lepiej. Radośniej. Spokojniej. I piękniej.


I tego nowego, lepszego wejścia w Nowy Rok, oraz spokojnych i zdrowych Świąt, Wam  wszystkim, kochani, życzę.


---
korolowa

niedziela, 18 grudnia 2016

Weichnachtsmarkt - spacer po świątecznym Berlinie.

Po naprawdę wyczerpującym tygodniu, to, na co  mam ochotę, to taki spokojny dzień spędzony raczej w domu: długi sen, wstawanie bez budzika, zapiekanki na śniadanie, ciepłe kapcie, małe porządki i przygotowywanie obiadu przy miłej dla ucha muzyce; zaś wieczorem -  winko.
No, jednym słowem, taki dzień bez ekscesów, na luzie i bez gonitwy, która towarzyszy mi na co dzień w pracy.

Dlatego sama się sobie zdziwiłam, kiedy wraz z A. i kumpelą postanowiliśmy poświęcić jeden z dwóch wolnych przed świętami dni i pojechać sobie na wycieczkę. No, bo, tak sobie pomyślałam, że nigdy nie byłam na żadnym z tych słynnych niemieckich jarmarków świątecznych, a że okazało się, iż koleżanka nigdy nie była w Berlinie - spontanicznie zdecydowaliśmy, że jedziemy. A co tam!

Dlatego też chciałabym pójść dziś z Wami na spacer. Chodźcie ze mną. Pokażę Wam, jak można się fajnie zrelaksować w stolicy Niemiec zimową porą. Pokażę Wam świąteczny Berlin.


Aby dojechać do Berlina, postanowiliśmy wybrać się najpierw samochodem do Szczecina. Stamtąd wzięliśmy już wcześniej opłaconego busa (kursuje  po kilka razy dziennie i w jedną stronę kosztuje 40zł, jednak z opcją powrotu + większą ilością osób, ceny biletu się zmniejszają). Tak, wiem, że istnieje też tańsza opcja z pociągami, ale wtedy też trzeba się przesiadać, nie na wszystkie pociągi obowiązuje ta fajna zniżka i tak dalej.

Poza tym, busy zatrzymują się przy samym Alexanderplatz  - ścisłym centrum Berlina, przy którym to jednocześnie odbywa się świąteczny jarmark.




Autentycznie, nie sposób nie zauważyć tych "świątecznych marketów" zaraz po wyjściu z pojazdu.

Liczba mnoga została tutaj użyta nieprzypadkowo, bowiem tak naprawdę cały ten Weihnechtsmarkt to po prostu skupisko takich jarmarków. Jak kończy się jeden, to zaraz zaczyna drugi, a kilka metrów dalej jest jeszcze trzeci. A najgorsze jest to, że są przepełnione różnymi pięknymi rzeczami. Tu słodycze, tam mydełka, kiełbasy, sery, wina,  kiełbasy, czapki, wina, kiełbasy, wina i ..eee...wina. Duuuużo wina. Mniam.


Można chodzić i chodzić, kosztować się różnymi przysmakami i przyglądać się pierdółkom, których tam nie brakowało; a gdy już zgłodniejecie zjeść kiełbasę w bułce, usiąść przy rozpalanym na zewnątrz ogniu i napić się grzanego wina, wódki, czekolady, czy czegokolwiek innego, co będzie akurat dostępne.



A gdy się już naprawdę ściemni, wszystko zaczyna wyglądać jeszcze piękniej. Wszelkie ozdoby zaczynają naraz błyszczeć, dają więcej światła, a tym samym - wytwarza się więcej energii, ciepła.
Tej atmosfery, która, jakby tak dodać do tego jeszcze choć trochę śniegu, byłaby iście bożonarodzeniowa.



I nawet ten tłum ludzi nie przeszkadza; nic bowiem nie potrafi zaćmić urok tego miejsca. Nawet ten cholerny brak śniegu. Nawet ta kiczowatość niektórych stoisk. Ani nawet to, że jest strasznie zimno, a my siedzimy na zewnątrz i jedyne, co nas rozgrzewa, to gorący alkohol, ognisko no i fakt, że jesteśmy razem.

I w tym miejscu, mój drogi Czytelniku, muszę Cię zostawić, bowiem ja już swój kubeczek z winem wypiłam, a mój bus już odjechał i zabrał mnie do domu... a teraz wraca i chce zabrać Cię na świąteczną wycieczkę.

Pojedziesz?


---
korolowa