Polub mnie na FB :)

niedziela, 23 października 2022

Kasztanowe.

Kasztanowe.

~~
Przemierzała przez gąszcze kolorowych liści. W krótkiej spódniczce, ciemnoniebieskim płaszczu i rajstopach w kolorze fuksji. Szukała spokoju. Celu. Sensu.

Oglądała każdy pojedynczy listek. Każdy kamyczek, który stanął na jej drodze. Drzewo, które spoglądało na nią z góry.

Jakaś sprytna, mała wiewiórka przebiegła jej krętą ścieżkę. Choć nie mijała żadnych ludzi, miała wrażenie, że ciągle kogoś spotyka.
Każda szyszka, kamień czy liść kogoś jej przypominały. Mrówki, uciekający w popłochu zając, tamta skoczna wiewiórka - oni wszyscy już gdzieś tam w jej życiu byli : spokojni i zwariowani, stateczni, pełni obaw, lekceważący i ci, którzy zawsze wywoływali uśmiech.

"To dziwne", pomyślała dziewczyna. Szła, zbierając do koszyczka podgrzybki i te co ładniejsze szyszki. Zza żółto - czerwonych koron drzew, przyświecało jej późno jesienne słońce.

Rozumiała, że nie może się cofnąć. 
Nie było już żadnego kroku w tył.


Wiedziała jednak, że nie musi się bać.
Że na końcu ścieżki, czeka ją nagroda.
Jej szczęście.

Niebo wysłało jej słoneczny uśmiech.
Otuliło promieniami, by mimo chłodu, nie zmarzła, docierając w spokoju do samego końca.

Aż wreszcie - ujrzała je.
Kasztanowe.
Pełne harmonii i ciepła, ciemnobrązowe oczy.

Obejmowały ją, mówiąc, że już nigdy nie będzie musiała się bać.

Że będą z nią i przy niej, już na zawsze.

Że obiecują pomagać i chronić, póki wieczna ciemność ich nie rozłączy.
I ona to widziała.

Znalazła swój spokój.
W tych niczym niezmąconych, mądrych oczach.

Swój sens
 - w tych dwóch, splecionych, kochających się ciałach.

Widziała i zrozumiała również wreszcie cel swej podróży.
Nie samo dojście do jej końca miało być ważne.

Choć już nie sama musiała stawiać jej czoła.

Oddała się zatem podmuchom wiatru i zakołysała w jesiennym tańcu.
Wzięła głęboki oddech, musnęła twarz stojącą wprost przed nią i znowu spojrzała.
W te oczy, te oczy jesienne.

Kasztanowe.



---

korolowa

środa, 22 czerwca 2022

Time to say goodbye.

 "Walking and observing are how you gather the ingredients of your travel, reflection is how you turn them into a meal."  P. Iyer *

___

Kiedyś powiedziałabym, że jedyne, o czym marzę, to aby mój świat - prywatny i zawodowy - przestał się w końcu zmieniać niczym w kalejdoskopie.

Marzyłam o stabilności i równałam ją z rutyną, jednostajnością. Na słowo "zmiana" reagowałam nerwowo, panicznie się jej bojąc. Bojąc się, że coś, co próbowałam jakkolwiek nadzorować, wymknie się spod mojej kontroli.

Niektórzy powiedzieliby, że w ich wieku za późno na jakiekolwiek zmiany. Że w tych czasach aż strach podejmować jakiekolwiek poważniejsze decyzje. Że może lepiej przeczekać ten trudny moment.

Dziś, słuchałabym ich, kiwając głową. Tym razem jednak... przecząco.

Może jestem wariatem... ale próbuję spełniać swoje marzenia. I nie odkładać ich, po raz kolejny, na później.

Odchodzę z miejsca, które z jednej strony pokochałam, z drugiej jednak... tak naprawdę, trudno znaleźć mi słowa adekwatne do sytuacji. Uwielbiam ludzi, z którymi przyszło mi współpracować. Uczniów, którzy nie raz spowodowali szeroki uśmiech na mojej twarzy. Tę specyfikę szkoły integracyjnej, w której uczniowie szybko uczą się współpracy, pomocy i zrozumienia. 

Zabrzmi to banalnie, ale ta placówka naprawdę nauczyła mnie wielu rzeczy. Jestem wdzięczna za doświadczenie, które tu zdobyłam. 

I jestem wdzięczna też sobie, że podjęłam się zmian.

A najważniejszą widzę w sobie.

Pamiętam swoje pierwsze lekcje w jednej z klas. Moją niemoc. Próby dotarcia do uczniów. Pisanie do nich listów mówiących o moich odczuciach. Tak, łatwo nie było.

Ale gdyby tak było, nie doceniłabym tego, co mam. Choć dalej czekam na wyniki egzaminów z języka angielskiego, i tak jestem niesamowicie dumna ze "swoich" ósmoklasistów. Nie za wiedzę czy niewiedzę - ale za ich sympatię i dobroć.

Chciałabym tu przekazać jeszcze o wiele, wiele więcej.

O tym, jak zmieniłam swoje nastawienie i jaką zmianę przeszłam - dzięki treściom, które czytam, ale też i ludziom, których przez te kilka lat poznałam.

O tym, że przestałam się bać tych "groźnych" zmian i zostawiać swoje marzenia na "kiedyś."

Bo to "kiedyś" może nigdy nie nadejść.

Dlatego cieszę się, że z czystym sumieniem i  bez wylewania zbędnych żalów, mogę zacząć je realizować już dzisiaj.

Zaczynam nową drogę, podczas której zamierzam smakować, obserwować, dotykać i czuć. 

Zbierając składniki podróży, by ostatecznie móc zmienić je w pyszny posiłek. Podróży, której nie cel, lecz sama w sobie - będzie moim szczęściem.

___

*...and my travel has not ended yet, but it has just begun.


---
korolowa

sobota, 16 kwietnia 2022

Odwilż.

Gdy dwa lata temu napisałam post o przeżywaniu świąt podczas pandemii (KLIK), nie spodziewałam się, że tyle się w tym czasie jeszcze zdąży zmienić.

Przeżyliśmy pandemię. Przeżywamy - mniej lub bardziej - wojnę. Jakby jakiś Armagedon spadł na nas niczym grom z jasnego nieba.

Staliśmy w obliczu trudnych, życiowych dylematów. Oddaleni od bliskich, zjednoczeni we wszechogarniającej tęsknocie.

Za rodzinnym ciepłem.

Spokojem.

Taką zwykłą, nieidealną codziennością.

Wyczekiwaliśmy głosu, który nas ukoi. Który powie, że "wszystko będzie dobrze" - nawet, jeżeli i tak byśmy to nie uwierzyli.

Wyczekiwaliśmy radości, której tak nam wtedy brakowało. 

A teraz... teraz nawet strach się z czegokolwiek cieszyć, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że "to nie wypada." 

To, w takim razie, co powinniśmy robić? Założyć ręce za głowę, biczować, wylewać kołnierze łez? Smucić się, mimo uśmiechu w duszy po tak długim czasie nie spokoju?

Nie można odbierać sobie prawa do szczęścia. Do uśmiechu. Do dzielenia się dobrem i radością.

Bo właśnie to nam jest teraz potrzebne. W naszym nastawieniu zaklęta jest niesamowita moc.

Więc idźcie dziś głosić nowiny. Dobre nowiny. Szczęście, radość i ciepło.

A w końcu - przyjdzie upragniona odwilż.


---
korolowa

wtorek, 22 lutego 2022

Życie zero - jedynkowe.

Bądź wrażliwa, opanowana i uważna. Taka w duchu slow-life. Kupuj tylko z second - handów, broń Cię Boże żadnych ciuchów z ulubionej sieciówki. Stanik przecież też  można wyprać.

Bądź fit. Kupuj tylko warzywa i kaszę gryczaną. Owoce tuczą, więc są passe. Chleb - tylko ciemny wieloziarnisty. 

Zapisz się na jogę, basen i karate. A wieczorem, podczas oglądania Discovery, na którym co wieczór dowiesz się czegoś nowego o życiu mrówek czy szerszeni (przecież nieustannie trzeba poszerzać swoją wiedzę, zamiast po raz kolejny oglądać "Przyjaciółki"), koniecznie wskakuj na rowerek stacjonarny - nie możesz przecież zmarnować tylu godzin wyrzeczeń i wylanego wcześniej potu.

I języki. Tak! Koniecznie naucz się nowego języka. Arabski, holenderski, hebrajski?  Super! Te bardziej niszowe są teraz takie modne. Może od razu spróbuj kilku naraz?

Nigdy też nikomu nie odmawiaj. Pamiętaj - bycie samolubnym to grzech! Dziel swój czas z innymi. Nawet, gdy nie masz go dla siebie.

Bądź posłuszna.

Nie klnij.

Codziennie sprzątaj.

Nie buntuj się.

Gotuj dwudaniowe obiady.

Ucz się.

Rozwijaj się.

Uspokój się!

Bądź...

_ _ _

Jesteś czymś więcej niż książka od lat stojąca prosto w tym samym miejscu na tej samej półce.

Jesteś księgą, która otwierając się, może widzieć szerzej.

_ _ _

Gdy perfekcjonizm i sumienność nas zjadają, warto na chwilę zastanowić się: po co ja to wszystko robię?

Gdy czujesz, że nie masz czasu na swoje sprawy: dlaczego ja jej teraz pomagam?

Gdy masz cholerną ochotę na steka z frytkami, dlaczego udajesz, że wolisz sałatkę z tuńczykiem i raz na ruski rok po prostu go nie zjesz?

Gdy padasz na twarz, bo musiałaś wziąć nadgodziny w pracy, dlaczego ten jeden jedyny raz nie zrezygnujesz z kursu hebrajskiego?

_ _ _

To piękne, gdy jesteśmy w czymś konsekwentni.

Gdy jednak Twój organizm mówi wyraźne: STOP.

Gdy śnisz po nocach o tej pięknej, czerwonej sukience z H&M.

Gdy już ślinka Ci leci na myśl o kromce zwykłego chleba...


Pamiętaj, że jesteś księgą.

I ona raz na jakiś czas spadnie, otwierając się wtedy we właściwym dla siebie miejscu.


---

korolowa

piątek, 4 lutego 2022

In love with Venice.

Zakatarzona ja, jeszcze dzień wcześniej obstawałam przy opcji: nie lecimy. No, nie ma mowy.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi już kilka dni wcześniej skutecznie zniechęciły mnie do jakichkolwiek wyjazdów. W dodatku za oknem zimno, szaro i ponuro, a ja chora. No way.

Ale moja druga osóbka się uparła, że koniec tych żartów, że mam się pakować i nie marudzić.
Na testach wypadliśmy negatywnie (co poradzisz, jak nic nie poradzisz), toteż mimo niechęci, wzięłam swoje klamoty i spakowałam w dwa małe bagaże podręczne.

Zdecydowałam się na wyjazd również dlatego, iż wiedziałam, że raczej już nigdy w takiej cenie tam nie pojedziemy. Koszt lotów w dwie strony dla dwóch osób + zakwaterowania ze śniadaniami (trzy noce) nie przekroczył 1000 zł.

Wybyliśmy z lotniska Berlin-Brandenburg. Lot zajął nam niecałe 1,5 godziny.

Wylądowaliśmy w Treviso, z którego mieliśmy już pociąg prosto do samej Wenecji (choć i na stację trzeba było kawałek podjechać. Na szczęście przy lotnisku znajdują się przystanki autobusowe, wystarczy złapać autobus nr 6, kilkanaście minut i jesteście na miejscu ).

Wenecja jest podzielona na dwie części: jedna jest lądowa, to taka nowożytniejsza jej wersja, z wszelkimi środkami transportu. Druga: tutaj poruszać się można na dwa sposoby: albo po wodzie, albo na nogach. Innej opcji nie ma ;). Wielokrotnie przechodzi się za to przez różnorakie mosty i mościki, które zdecydowanie dodają uroku i tak już pięknemu krajobrazowi.

most Rialto


Gondolą nie płynęłam, ale i tak nie było przez to mniej romantycznie. Wystarczył tramwaj wodny (20 euro/osobę/24 h, ale można wziąć też pojedynczy rejs za 7,50euro). - popłynęliśmy nim na dwie pobliskie wyspy: Burano i Murano.

Murano słynie z produkcji szkła. Choć nie jestem wielką fanką tego typu tworów, to tutaj zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Spójrzcie tylko sami:




fabryka szkła


Burano to natomiast niewielka wyspa, którą można obejść dosłownie w 20 minut. Na swój sposób jest jednak wyjątkowa - nazywana jest najbardziej kolorową wyspą Europy. A to wszystko z powodu wymogu stawiania różnobarwnych domków. Dlaczego? Gdy mgła spowija niebo, rybakom trudno jest wrócić do domu - widząc jednak tęczowe budynki, łatwiej jest im odnaleźć swoją bezpieczną przystań.

W ogóle Burano mnie zachwyciło - to miejsce jest malutkie, ale tak urocze, że nie sposób się napatrzeć!












Zakochałam się w tamtejszych kolorach. Pogoda nam sprzyjała, toteż śmiało mogliśmy przemierzać te mniej lub bardziej zaplanowane szlaki - gubienie się w wąskich uliczkach było bowiem na porządku dziennym. GPS nie zawsze chciał współpracować - w takich momentach rozglądaliśmy się za tabliczkami z nazwami ulic, jednocześnie pozwalając sobie na zejście z obranej trasy na rzecz wgłębiania się w kolejne zaułki, zabawiania w Sherlock'a Holmes'a i wyczekiwania, co czeka nas za kolejnym rogiem.



Tutaj wszystko robi niesamowite wrażenie. 
Te zaułki. Mosty. Gondole. Woda o kolorze szmaragdu.
Choć rozczarowało mnie jedzenie - coraz trudniej bowiem znaleźć naprawdę dobre dania obiadowe bez sugerowania się poleceniami innych osób - to na szczęście, na naszej drodze pojawiały się liczne, małe bary z pysznymi kanapkami. Włoska mortadela wprost rozpływała się w ustach, podczas gdy za oknem mogłam obserwować niespiesznie przemieszczających się ludzi. Przegryzając kolejny kęs, w otwartych ramionach zielonych okiennic wypatrywałam włoskiej codzienności.

Wenecja to miasto, w którym nie sposób się nie zauroczyć. 
Chciałabym tam kiedyś wrócić.  Posmakować i raz jeszcze poczuć: smak, zapach i ciepło tego niesamowitego miejsca, w którym każda uliczka, dom czy most, niesie za sobą jakąś ukrytą, piękną historię.







---
korolowa

czwartek, 6 stycznia 2022

Jak trudno.

Czuję jej obecność. Płaszczem przeróżnych emocji otulają mnie dźwięki miękkiego saksofonu.
"Lily was here". Lily was here...

Obgryzane hybrydowe paznokcie nie zwiastują spokoju. Przystanku. Choćby kropli harmonii.
Czy choć na chwilę powstanę z tego popiołu?

Szukając względnego spokoju, spoglądam w głęboki brąz. Orzechową otchłań, w którą mogę się zagłębić, gdy wszystko idzie nie tak.

Jestem wdzięczna, że mam tak wiele - choć obecnie czuję jakby życie grało ze mną w szachy, robiąc co chwila szybkie szach-mat.


Jak trudno jest być w pewnych momentach silnym.
Jak trudno jest momentami być.




---
korolowa