Polub mnie na FB :)

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwester

Hej ho, hej ho!

Dzisiaj Sylwester. Btw, wiecie, że Święto to zaczęło być obchodzone dopiero na przełomie XIX i XX wieku?
Początkowo świętowano je jedynie w tzw. wyższych sferach, dopiero z czasem świętowanie go przeniosło się do reszty społeczeństwa.

Dzisiaj wybywam ze znajomymi. Będę hulać, tańczyć, pić (no dobra, to ostatnie odpada, gdyż dalej jestem na lekach) !



Z tej okazji chciałam Wam wszystkim życzyć udanego Nowego Roku. Abyście byli zdrowi, bo, jak to powiadają starsi ludzie, 'gdy zdrowie jest, reszta też przyjdzie'.

Dlatego życzę Wam zdrowia i wytrwałości. Pozytywnego myślenia. Kreatywności.
I nie bójcie się być sobą. Bądźcie weseli i sami zarażajcie optymizmem.


Tym, co są w związkach życzę dużo cierpliwości i wytyrwałości w stosunku do partnera, aby wszystko szło w dobrym kierunku, pozostałym - znalezienia swojej drugiej połówki. pomarańczy (byle nie okazała się kwaśna!).

Bądźcie dobrzy, a dobro do Was wróci!

Do zobaczenia w Nowym Roku! :-)


---

korolowa

PS A Wy jakie macie plany na ostatni dzień roku?

niedziela, 30 grudnia 2012

Biała manipulacja?

Witajcie kochani!
Jak się czujecie po Świętach? Obżarci? Obdarowani? Szczęśliwi? To dobrze!

Nie zaglądałam tu długo, ponieważ wczoraj wieczorem wróciłam dopiero z drugiego końca Polski.
Ale już, już nadrabiam zaleglości :)

Dziś, przeglądając Facebooka, trafiłam na propagujący dobre traktowanie zwierząt obrazek, który od razu polubiłam.


Niemal natychmiastowo pod tym zdjęciem komentarz wystawił mój kolega, który stwierdził, że takie porównanie zwierząt do ludzi nie jest dobre. Wszczęliśmy zagorzałą dyskusję, w trakcie której doszliśmy wspólnie do pewnych wniosków na temat tej reklamy.

Do jakich? Mianowicie - reklama ta jest, jak widać, mocno nasączona emocjami. W końcu, chyba każdy, kto jest psychicznie zdrowy, poczułby się dotknięty losem tych, których się porównuje do ludzi!

Kolega zdecydowanie był przeciw takiej kampanii i stwierdził, że lepiej by było, gdyby przedstawić ludziom fakty, podać istotne informacje, a nie manipulować poprzez wzbudzanie współczucia. Początkowo stwierdziłam, że taka manipulacja jest dobra, o ile nikomu nie wyrządza krzywdy, a jej celem jest jedynie pomoc.

Znajomy napisał jednak coś ciekawego (napiszę to w skrócie): jeżeli zwykły chłop przywiązywał swojego psa do budy, aby mu kur nie zagryzał, to taki mniej lub bardziej metaforyczny, emocjonalny filmik niewiele pomoże, by zmienić jego zdanie (gdyż raczej machnie ręką / nie zrozumie). Jeżeli by jednak takiemu chłopu podać konkretne informacje (np. że pies czuje więcej niż kura, że łańcuch może go uwierać, że może przez to cierpieć albo że tyle a tyle psów zdycha od złego traktowania), wtedy być może owy chłop będzie bardziej skłonny do przemysleń, a może i uwolniłby biednego pisaka.

O czym jednak chcę napisać, to ta manipulacja. Jest wykorzystywana wszędzie - w reklamach, w polityce, w negocjacjach.

Kolorowe slogany przyciągające wzrok. Spokojna muzyka oraz produkty stojące na wysokości wzroku w hipermarkecie. Promowanie na podstawie 'bo większość to lubi i kupuje'.

W negocjacjach? Odpowiednie ułożona postawa ciała, gestykulacja rąk. Złapanie kontaktu wzrokowego z klientem. Starannie dobrany ubiór. Ale też i odpowiednie słownictwo. Nie używanie słowa NIE. Oryginalne porównania, poczucie humoru - oto nasz idealny manipulant, pfu, sprzedawca.

Granie na uczuciach, to najgorsza z możliwych metod manipulacji.

Pamiętacie reklamę 'Stop pneumokokom'? W Internecie znalazłam taki oto wpis zbulwersowanej, młodej mamy:

'dziewczyny, co sądzicie o tej reklamie nawołującej do szczepień przeciwko
pneumokokom? Moim zdaniem, to dla każdego rodzica cioc poniżej pasa. Wynika z
niej tyle, że dobrzy rodzice zaszczepią, a źli - nie. I ci, co tego nie
zrobią, są conajmniej nieświadomi (może nawet głupi???). Ja w pierwszym
odruchu stwierdziłam, że zaszczepić muszę. A jak widziałam to dziecko w
szpitalnym łóżku to nawet płakać mi się chciało. Teraz myślę, że owszem,
zdrowie dziecka to sprawa powazna, ale nakręcanie jakiejś firmie koniunktury
naszym kosztem - to chyba nieetyczne nawet. TYm bardziej, że młodym mamom
niewiele potrzeba, by zaczęły panicznie martwić się o zdrowie własnych
dzieci.'
-
http://forum.gazeta.pl/forum/w,567,59773832,59773832,reklama_gra_na_naszych_uczuciach_.html

Jak widać, manipulacja niejedno ma imię.

Czy można jednak mówić o, tak jak w pierwszym przypadku  - ze zwierzętami - o stosowaniu 'bialej' manipulacji? Czy każda manipulacja jest zjawiskiem negatywnym?

Z kolegą zgodnie doszliśmy do jednego wniosku - manipulacja otępia ludzi, ale też i ludzie  teraz, delikatnie mówiąc, mniej zauważają i w związku z tym, są bardziej podatni na jej wpływ.

A jakie jest Wasze zdanie?



---
korolowa

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Spokojnego Bożego Narodzenia!

Leżę przeziębiona (jak zwykle w najlepszym okresie) i czekam, aż wszyscy wrócą ze spaceru na cmentarz i będziemy mogli kończyć nasze przygotowania do wigilijnej kolacji.

Tymczasem postanowiłam napisać krótką notkę o Świętach.
Tak w ogóle to nie wiem, czy wiecie, ale z tą datą narodzenia Jezusa to jest też niezła historia. Tak naprawdę to nikt nigdy dokładnie nie zanotował, kiedy on się urodził. Święto obchodów Bożego Narodzenia wzięło się natomiast stąd, że w 274 roku Kościół uznał rzymskie święto Sol Invictus (czyli bóstwa rzymskiego, Słońca Niezwyciężonego) za dzień Bożego Narodzenia. Czyli nie, że chcrześcijaństwo, nie, że Pan się narodził - ta data jest jedynie umowną, byle podtrzymać tradycję, byle świętować, po chrześcijańsku.

Ja mimo wszystko jestem za tą datę (jak i byłabym zresztą za każdą inną dla tego święta) niezmiernie wdzięczna.
Bowiem w przeddzień, a więc w Wigilię mogę, jak nigdy, najeść się mojego ukochanego karpia czy szukać pieniążków w pierogach z kapustą i grzybami.



Tylko, tak sobie pomyślałam, że teraz wszystko musi być takie idealne.Stół udekorowany pięknymi świecami i serwetkami, choinka ubrana z rozmachem, 12 potraw (albo przynajmniej około) i tak dalej.
Ganianie za prezentami... i ciągły brak czasu.

Ludzie ledwo wyjdą z pracy, ze szkoły, a tu już coś trzeba zrobić, coś uszykować, doprawić.
Przez taki pośpiech dochodzi do wielu kłótni, niepotrzebnych awantur a nawet i łez.

Nie mówię, ze tak jest zawsze ani, że musi to osiągnąć level maxymalny, a jednak coś w tym jest.

Dlatego życzę sobie, i Wam, abyście zrobili troszkę mniej, ale wolniej i lepiej. Nie denerwujcie się na nikogo - każdy chce teraz jak najlepiej, czasem tylko z tych nerwów coś nie wyjdzie.

Poza tym, co najważniejsze, powinien być to czas radosny i harmonijny, dlatego bądźcie wyrozumiali dla siebie, wspierajcie się wzajemnie. I spędźcie święta w miłej, ciepłej atmosferze, czego Wam i sobie serdecznie natenczas życzę :)

---
korolowa

czwartek, 20 grudnia 2012

Moje życzenia świąteczne.

Witajcie!

Chciałam oznajmić, iż wyjeżdżam dziś na drugi koniec Polski.

Nie będzie mnie przez całe święta i nawet dłużej. Nie wiem, czy bedę miała okazję często tutaj zerkać i dlatego, że nie wiem, kiedy się tutaj następny raz pojawię, chciałabym Wam życzyć zdrowych, spokojnych Świąt; nie-wegetarianom życzę pysznego karpia, a tym 'zielonym' - barszczu oraz pysznych pierogów z kapustą i grzybami.

Życzę Wam radości, nie tylko z prezentów, ale i ze spotkania z bliskimi.
Dedykuję Wam poniższy wiersz - bądźcie szczęśliwi na Święta!




Niech zapieją Ci
Rybeczki,
Pies niech zaśpiewa
Kolędy,
Z nami podziel się opłatkiem,
Wstąp do
Świątecznej gawędy.

Choinka niech świeci
Wspólną radością,
Uśmiechem serdecznym
Cię witamy
Przyozdóbmy ją
Czystą miłością,
Nie zaś tylko
sztucznymi bombkami.

Gdy zaś ujrzysz pierwszą gwiazdę
 - na czas rozpoczęcia wieczerzy –
to znak, że do Betlejem
każdy choć sercem przywitać Pana bieży


Zatem zdrowych,
Zatem pięknych
I radosnych
Ciepła pełnych
Białych Świat
Bożego Narodzenia....

Niechaj każde takie święto
Pozostawi Ci
Najpiękniejsze wspomnienia,
Niech po latach przypomina,
W duszę dziecka nas przemienia....
 by korolowa 2006 






---
korolowa 

środa, 19 grudnia 2012

Portale społecznościowe a rzeczywistość

Naszło mnie dzisiaj na rozmyślania nt portali społecznościowych.
Jaką rolę odgrywają w naszym życiu? Jak bardzo ważnym elementem egzystencji są teraz dla młodych ludzi?

Portale społecznościowe to bowiem coś więcej, niż podtrzymywanie kontaktu z dawno niewidzianymi znajomymi. Tu już nie chodzi o odnowienie starych przyjaźni, odnalezienie tych, którzy zaginęli gdzieś w szczelinie przeszłości.

Te portale obejmują już teraźniejszość. Pomagają podtrzymać obecne kontakty, nie tylko te stare.
Dzięki nim możemy pisać do sobie mniej lub bardziej bliskich ludzi wiadomości, komentować wpisy, wstawiać zdjęcia swoich dzieci. Teraz nasze życie funkcjonuje nie w realnej rzeczywistości, lecz w tej wirtualnej.

Jesteśmy nęceni, kuszeni, zachecani do tworzenia coraz to nowszych profili, kont, nicków. Wszystkiego, co potrzebne do tej wirtualnej egzystencji.



Niektórzy potrzebują także komunikacji ze światem poprzez inne formy użytkowe, jak np. w moim i kilku milionów innych ludzi w Polsce, poprzez blogowanie.

Potrzebujemy takiej komunikacji. Potrzebujemy wymiany zdań. Dzięki Internetowi czujemy się również (np. na czatach ) bardziej anonimowi, a więc i bezpieczni. Nie boimy się wyrazić własnego zdania i mówimy, co chcemy. Przez taką swawolę dochodzi do popularnego ostatnio hejtowania, a więc zjawiska negatywnego i zdecydowanie niepożądanego. Ludzie wyładowują swoje emocje, potrzebują tego - odreagowania, odrobiny agresji.



Ale, wracając do portali społecznościowych. One zastępują nam prawdziwe relacje, takie, których nie da się zastąpić. Można, oczywiście, napić się z kimś piwa przez Skype'a, jednak czy to to samo co wyjście do pubu, rozmowa oko w oko?

Przez portale społecznościowe często szukamy swojej drugiej połówki. Wcale nie uważam tego za złe, wręcz przeciwnie. Niestety, zdarza się, że nasza naiwność zostaje wykorzystana w brutalny sposób. I nie mówię tylko o zawiedzionych nadziejach, bo 'na zdjęciu wyglądała inaczej', ale o ewidentnych przestępstwach, o przetrzymywaniu kogoś czy gwałtach, jak np. w historii 13-letniej Alici (http://forum.kidprotect.pl/viewtopic.php?t=3395&sid=b3730ff0133131ebcd0f8f46acb19c16).

Internet naprawdę może być świetnym narzędziem, o ile korzystamy z niego z rozwagą i, chociaż od czasu do czasu, wyjdziemy na powietrze, do pubu, do ludzi. Tych prawdziwych

---
korolowa.


wtorek, 18 grudnia 2012

Piękno a samoakceptacja

Zauważyłam ostatnimi czasy wyjatkowe nasilenie blogów związanych z wszystkim, co modne. Modne, a więc ciuchy, makijaż, ale także - diety. To teraz takie wyjątkowo modne. Diety, diety, diety.
W końcu, żeby zmieścić się w te piękne, obcisłe fatałaszki, trzeba się pozbyć wszelkich krągłości. Lepiej również, żeby na naszej twarzy było widać makijaż, a nie odstające 'bomby' policzkowe.

A wszystko po to, by się podobać. Komu?
To jest świetne pytanie.

Zazwyczaj wiele kobiet podkreśla, że robią to dla samych siebie. Dla mężczyzn - oczywiście tylko tak bardziej przy okazji, mimochodem.

Jakby nie patrzeć, musimy się podobać. Musimy być piękne, zgrabne, szczupłe, zadbane.
I ja się z tym w dużej mierze zgodzę.
W końcu to jak wyglądamy, czy przyciagamy płeć przeciwną wzrokiem, od razu poprawia nasze samopoczucie. Od razu czujemy się lepiej same z sobą.




Tylko-właśnie-jest taki jednej mały problem. A może i nawet nie mały.
Bowiem żadne kosmetyki i najlepsze ciuchy nam nie pomogą, jeśli nie zaczniemy się czuć dobrze same z sobą. Dopóki nie zaakceptujemy siebie bez makijażu i w powyciąganych spodniach, to i nawet Levisy za 300 zł nie poprawią nam tak naprawdę nastroju.

Dziewczyny, czy naprawdę ZAWSZE czujecie się dowartościowane tylko z pomalowanymi oczami i w kusej spódniczce? Bo jeśli tak, to znaczy, ze tak naprawdę nie do końca czujecie swoją wartość.

A przecież można się czuć lepiej z różnych powodów - np. możecie wykazać się inteligencją podczas zajęć albo rozmowy; opowiadać swietne kawały, co swiadczy o poczuciu humoru; zrobić dobry uczynek dla kogoś, kto Ci ładnie podziekuje; nauczyć się grać w szachy itd. Jest przecież tyle fajnych, kreatywnych rzeczy do zrobienia!

Z drugiej strony, nie przesadzajmy też i w drugą stronę. Jeżeli dziewczyna dwudziestokilkuletnia pyta mnie po raz kolejny, czemu nie może sobie nikogo znaleźć -  nie maluje się prawie w ogóle i czasami nieciekawie dobierze ciuchy (a nie jest brzydka, ma szczupłą budowę ciała, poza tym jest bardzo, moim zdaniem, wartościową osobą) - to czasem nie wiem już, co mam jej odpowiedzieć.

Jeśli natomiast chodzi o budowę ciała, to uważam, że fajnie, gdy każdy wygląda mniej więcej proporcjonalnie. Czyli jeśli widzę osobę niższą (do których ja należę) z 10kg nadwagą, to oczywiście ta nadwaga inaczej wygląda niż u osoby o wzroście 190cm.



To samo tyczy się niedowagi. Niektórzy są po prostu drobni i im to pasuje, inni już wyglądają zbyt chudo.
Chodzi mi po prostu o to, aby nie przesadzić, by nie zrobić sobie krzywdy w sensie bardziej zdrowotnym.
Zdarzają się jednak przypadki, gdy ktoś ma nadwagę bądź niedowagę właśnie z powodu choroby i wtedy to należy leczyć i/albo zaakceptować.

Dziewczyny (chłopaki zresztą też)! Po prostu nie przesadzajmy - dbajmy  siebie, ale też miejmy na uwadze inne rzeczy.
Możecie raz stanąć przed lustrem, rozebrać się do bielizny (najlepiej z kimś, komu ufacie) i zapytajcie siebie, ją, jego, czy powinniście coś w sobie zmieniać.

Jestem pewna, że w większości przypadków bedzie to jedynie zmiana podejścia, do świata, do samego siebie, do samoakceptacji.

---
korolowa

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Przyjaciel do końca świata

Wczoraj obejrzałam ciekawy film ' Przyjaciel do końca świata'. Ciekawy nie dlatego, że aktorzy świetnie grali - nie grali źle, ale rewelacji też nie było. Nie było ani powalającej scenerii ani superbłyskotliwych dialogów.

Ten film niesie jednak ze sobą ciekawe ... przesłanie? zapytanie?
Mimo swojej powierzchownej lekkości, zmusza nas do myślenia.

Co byśmy zrobili, gdybyśmy wiedzieli, że nadchodzi koniec świata?
Pytanie, wiem, dość na czasie - w końcu ponoć w najbliższy piątek owy koniec świata ma zgładzić naszą planetę  (ja będę prawdopodobnie jeszcze turlać się wtedy w pociągu na drugi koniec Polski, więc nawet tego zbytnio nie odczuję).

Tak czy inaczej... co byście zrobili na wieść, że zostało Wam już tylko kilka dni życia? Gdzie chcielibyście je spędzić? Może wydalibyście ostatnie pieniądze na podróż w (nie)znane?
A może chcielibyście te dni spędzić z kimś wyjątkowym?



Ja jeszcze dokładnie nie wiem, co bym w takiej sytuacji zrobiła. Chociaż, znając mnie, nie zmieniłabym za dużo. Przede wszystkim chciałabym się przed tym nacieszyć ukochaną osobą, skoro miałabym już jej nigdy więcej nie zobaczyć. Leżeć w łóżku i oglądać filmy, poświęcić trochę więcej czasu na czytanie ksiażek. Wyjść na długi, zimowy spacer i nie przejmować się późniejszym przeziębieniem. Pić wino w parku o północy.
Robić rzeczy, które mogłabym robić codziennie, ale czasem brakuje odwagi lub nie wypada. Powiedzieć pewnym osobom, co naprawdę o nich myślę. Nauczyć się grać na gitarze. Zorganizować koncert w mieszkaniu i być główną atrakcją wieczoru, śpiewając dla wszystkich, nie przejmując się tym, że komuś się nie podoba.

Czyli teoretycznie nic superszalonego, a jednak coś, co wykraczałoby poza pewne normy.
I nie musieć robić prawie codziennie obiadów, tylko codziennie chodzić na pizzę albo pierogi ruskie!

Tak, oto moje plany na koniec świata!

A Wy, z kim i jak spędzilibyście ostatnie chwile życia? Kto byłby Waszym przyjacielem do końca świata?


 ---
korolowa

niedziela, 16 grudnia 2012

Pies i człowiek

Ktoś z Was ma psa, kota albo chociaż chomika?
Nie pytam o rybki ani o kanarki, tylko o zwierzaki, które można przytulić. Pogłaskać, iść na spacer, porozmawiać.
Porozmawiać? zdziwicie się zapewne.

Otóż tak. Ja ze swoim psem rozmawiałam. Oczywiście komunikacja ta nie polegała na dialogach typu 'Hej stary, co tam u ciebie? ' Nieźle, tylko daj mi już coś do żarcia bo umrę z głodu',wszak tylko podczas świąt Bożego Narodzenia zwierzęta mówią ludzkim głosem.
To, co było między nami, było dużo ważniejsze.Była to komunikacja emocjonalna. Przykładowo, kiedy byłam smutna, on podchodził do mnie i mnie wesoło zaczepiał . Kiedy płakałam, zlizywał lecące łzy (czasami udało mu się zlizać nawet z twarzy, co akurat było nieco obrzydliwe).

Był przy mnie, gdy tego potrzebowałam i ja starałam się zrekompensować mu tym samym.
Jednak nie zawsze było idealnie. Bowiem życie z psem to jak związek dwojga ludzi - razem przez wszystko przechodzimy, przeżywamy różne kryzysy. A, przede wszystkim, łączy nas więź emocjonalna. I, nie zawaham się użyć tego słowa - miłość. Tak, uważam, że można kochać zwierzę, i to tylko częściowo ma coś wspólnego z przywiązaniem. Jednak nie jest to zwykłe przywiązanie, jak do przedmiotu, np. ulubionego długopisu czy książki, które, w ostateczności można wyrzucić. O psa musisz DBAĆ. Nie można go wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji na śmietnik. To tak jakbyś wyrzucił jakiegokolwiek innego członka swojej rodziny. Stąd też mój ostatni apel o zastanowienie się przed zakupem zwierzęcia.
One również czują, nawet bardziej niż kiedyś mi się mogło zdawać.
 
Z moim Rokim, 2008 rok

 Pamiętam gdy moja Mama zmarła. Jak nie mieliśmy czasu dla niego. Gdy dostał zaburzeń, nie do końca wytłumaczalnych. Jak jeździliśmy od weterynarza do weterynarza po to, aby mu pomóc. Fakt, nie mieliśmy już dla niego wystarczająco czasu. Mieliśmy dużo innych rzeczy na głowie i poświęcaliśmy mu niestety coraz mniej naszej uwagi. Jednak nikt, poza nami nie widział tego horroru. Horroru małego zwierzęcia. Jak w nagłym ataku wściekłości zrywał folię, która otaczała butelki wody mineralnej. Jak zakopywał mniejszy dywan pod drugi w taki sposób, że początkowo nawet nie można było go znaleźć. Jak zębami rozszarpywał z niskich regałów stare książki na strzępy.
Po kilku miesiącach walki, kuracjach tabletkami na mózg, uspokojenie i inne zaburzenia, poddaliśmy się. Nic nie pomagało, a i on, i my cierpieliśmy.
Mój Roki został uśpiony.
To była niezwykle ciężka decyzja. Nie chciałam decydować za jego życie. Nie powinnam.
Do tej pory odżywają we mnie pewne wyrzuty sumienia. Że może mogliśmy zaczekać. Spróbować u innego weterynarza. Niestety, podjęliśmy taką decyzję. Decyzję, której nigdy już się nie odwróci.

 Roki, 2008 rok

Dlatego ten, kto śmie mówić, że psy nie mają uczuć, chyba nigdy w życiu nie posiadał zwierzęcia. Owszem, mają. Tylko ludzie czasem są tak ślepi, że pewnych wartościowych rzeczy, nie potrafią już teraz w ogóle dostrzegać.

sobota, 15 grudnia 2012

Spokojny człowiek - o zamachowcu z Newton i nie tylko

'Oczytany,młody mężczyzna pochodzący z rozbitej rodziny, typ samotnika - oto wyłaniający się z relacji kolegów obraz zamachowca, który zastrzelił 26 osób w szkole podstawowej w amerykańskim Newtown' - czytamy na stronie rmf24 ( http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-spokojny-inteligentny-nie-mial-przyjaciol-kim-byl-zamachowie,nId,726333?utm_source=facebook&utm_medium=feed&utm_campaign=FacebookOpenGraph).

 po zamachu



No tak, niestety mordercy, zamachowcy i inni 'tacy' nie wyglądają czy nie zachowują się od razu jak zwyrodniali oprawcy.
Niedoszły zamachowiec Brunon K. też wcale nie wyglądał na psychopatę, a jednak o mało nie rozwalił całego Sejmu.



John Haigh (1944), 6-krotny morderca oraz - dosłownie - krwiopijca, uważany był za niezwykle sympatycznego, miłego mężczyznę.


Curtis Allgier, który w 2007 roku zamordował strażnika więziennego, a później podciął gardło przypadkowemu mężczyźnie, opisywany był przez swoją żonę jako 'czuły i ciepły człowiek, który jest naprawdę życzliwy wobec ludzi' (http://nasygnale.pl/gid,15156780,img,15156841,title,Przerazajacy-morderca-skazany,galeria.html?ticaid=6fb51).


Oni wszyscy z pozoru są mili i serdeczni. Spokojni i życzliwi. Dobrzy sąsiedzi i jeszcze lepsi mężowie/żony.
Ale tylko pozornie.

Niektórzy z nich faktycznie mordują w wyniku szoku czy przykrych doświadczeń.
Jednak spora część z nich udaje całe, albo przynajmniej większą część swojego życia, byle tylko osiągnąć swój cel. Zabijają z powodu zemsty albo -  te mniej lub bardziej przypadkowe osoby -  po to, aby doświadczyć smaku niebezpieczeństwa, krwi i lęku. Żywią się naszym strachem, cieszy ich nasz krzyk i płacz.
Seryjni mordercy, psychopaci, zamachowcy.

Poobserwujcie trochę swoje otoczenie. Ile razy zdarzyło się, że osoba, która coś zrobiła (może nie od razu zabiła, ale zrobiła coś złego) była by, w waszym mniemaniu, ostatnią osobą, po której byście się tego spodziewali?

W najbliższych latach na wolność wychodzić będą najwięksi polscy mordercy - m.in. Leszek Pękalski (70 morderstw na koncie),  Henryk Moruś (7 osób) czy Mariusz Trynkiewicz (seryjny morderca i pedofil).

Uważam, że większość z nich nigdy nie powinna opuścić murów więziennych. Niestety Polska to wybitny kraj, w którym zabójcy chodzą na wolności, a normalny, szary człowiek musi się martwić czy, nawet bez spotkania z mordercą, będzie mógł przeżyć kolejny dzień swojego życia.


---
korolowa







piątek, 14 grudnia 2012

O 'Dziadku do orzechów' i innych szczecińskich 'baletach'

Witajcie kochani!
Ale miałam dziś zwariowany dzień!

A wszystko przez całodniowy wypad do Szczecina, spowodowany głównie chęcią obejrzenia 'Dziadka do orzechów' w Hali Opery.
Jednocześnie chcieliśmy z A. przedłużyć ważność naszych paszportów.

Udaliśmy się zatem najpierw z tym zamiarem do Urzędu Wojewódzkiego. A. niestety nie mógł, z powodu (nie)zameldowania, go tutaj wyrobić. Ja za to, mimo że miałam nie-taką-jak-trzeba-fotografię, miałam farta i mogłam skorzystać z usług pracującego tam fotografa, który wywołuje zdjęcia dosłownie w 5 minut (25 zł za 3 zdjęcia paszportowe to chyba jeszcze nie jest wielka tragedia).

W każdym razie, po uiszczeniu opłaty, szczęśliwa udałam się do okienka, w którym pewna pani sprawdza i  przyjmuje wszystko, czyli mój ostatni 'punkt paszportowy'. Uff, zostało już TYLKO zdjąć odciski palców i lecim do KFC.

Niestety, okazało się, że w moim przypadku zdjęcie odcisków nie jest taką prostą sprawą. Raz, co prawda, 'załapał się' palec wskazujący mojej lewej ręki. Potem były próby z serdecznym i kciukiem, niestety - nic z tego.
No po prostu jestem nie do zidentyfikowania.
Nie no, ja naprawdę jestem jedyna w swoim rodzaju! Dlatego w paszporcie zamiast odcisków będę miała wpis 'nieokreślono' (czy jakoś tak) :P.

Potem - wspaniały punkt wieczoru - Galaxy i moje KFC ! because life tastes great!
Kto potrafi zjeść 1 porcję frytek, 15 skrzydełek i  wypić colę w 20 minut?

 In da Galaxy


Po jedzeniu trochę pochodziliśmy po sklepie i patrzymy - prawie 16! Pora na 'balety'.
Polecieliśmy więc, szczerze podekscytowani.

w oczekiwaniu na tramwaj


Niestety muszę przyznać, że się, mimo wszystko, rozczarowałam. To widowisko było o wszystkim i o niczym. Żadnej fabuły. Pomijając już, że jeśli to miało cokolwiek z 'Dziadkiem do orzechów' wspólnego, to tylko w I-szej cześci. Później był jakiś smok (czyżby wawelski?) który, jak zrozumiałam, swoimi  topornymi ruchami miał rozśmieszyć publikę.
Do tego jeszcze jakieś tańczące Egipcjanki? i inne dziwne 'stwory' .

Nie mogę jednak powiedzieć, że to była totalna klapa. Po pierwsze - w tle leciała naprawdę piękna muzyka. Prawdziwa, klasyczna muzyka. Po drugie - byliśmy tam paczką, a z innymi osobami, jak wiadomo, zawsze jest weselej :).

Nie chcę już tylko wspominać o samym końcu, gdy czekaliśmy na dworcu na pociąg powrotny, ponieważ przez to, że jechaliśmy Intercity, wydaliśmy o dużo za dużo pieniędzy. Do tego, wiecie, akurat dzisiaj ' ciocia do mnie przyjechała' - więc tylko możecie się domyślać, jakiego wnerwa na sam koniec dostałam. Ale, o wszechwładne PKP! Nie myślcie, że Was sobie odpuszczę! Niedługo Was oskubię z kasy za niesprawdzone bilety, muahahaha!

Tak czy inaczej, ten dzień i tak wspominam bardzo miło. W końcu najadłam się w KFC, okazało się, że jestem wyjątkowa ^^ no i zrobiliśmy parę fajnych zdjęć.

Tutaj macie trochę (możecie też na nie głosować!) :  http://swiecsie.pl/autor/38604/.
Większa fotorelacja jutro! :)

Dobrej nocy :)

---
korolowa

czwartek, 13 grudnia 2012

Rocznica stanu wojennego

Dokładnie 31 lat temu, generał Jaruzelski ogłosił w Polsce stan wojenny.


Formalnym powodem było rzekome zagrożenie ze strony ZSRR oraz słabnąca gospodarka kraju. Ponoć jednak nic nam ze strony ZSRR nie groziło, za to w konsekwencji....

Cóż, pewnie sami coś na ten temat wiecie. Przeżyli to jeszcze nie tak dawno temu nasi dziadkowie, rodzice, wujowie, ciotki...

Stan wojenny to ZŁO.
Do tego nie powinno dojść.

Z powodu 'zamieszek', a w rzeczywistości zwykłego, ludzkiego buntu, zginęło 91 osób, zaś aż 10 tys. internowano. Milicja Obywatelska oraz ZOMO miały na celu uciszyć każdego, kto tylko próbował się przeciwstawić.
Wprowadzono godzinę policyjną. Poza jedną stacją radiową i dwoma gazetami, nie funkcjonowały niemal żadne media.



To był TERROR. Terror trwający 9 lat. O 9 za dużo.

Nikomu niepotrzebny. Stan, który wyrządził same szkody, żadnego pożytku.




Dlatego dziś uczcijmy choć minutą ciszy, choć świeczką przy oknie tych, którzy przez stan wojenny, oddali swoje życie.




 ---
korolowa





środa, 12 grudnia 2012

Szczecin jak (nie)malowany.

Przejeżdżam przedwczoraj wieczorną porą przez Szczecin. Środek transportu - tramwaj.
Co prawda trochę inną trasą, ponieważ ten, na który czekałam, wyjechał wcześniej. Ale - to nieważne.

Przejeżdżam obok Galaxy, później - centrum Kaskada. Wszystko już pięknie ozdobione i oświetlone.
Na Kaskadzie połyskujące srebrzystością łańcuchy dają naprawdę wspaniały efekt, mimo że na codzień za tym centrum nie przepadam.



Dookoła biel, wszystko jest zasypane śniegiem. Jest ciemno, a mimo wszystko ta biel dalej jest, przy świetle tych ozdób, tak doskonale widoczna.

Dojeżdżam na dworzec. Gdyby nie ten napis 'Energetyka', wiszący oczywiście jako ozdoba świąteczna, dla mnie zdecydowanie wygrałby w plebiscycie tych najpiękniej 'świecących'.



To wszystko jest tak piękne...nocą. W ciągu dnia bowiem tego nie widzimy. Nie widać łańcuchów, dekoracji, podświetleń.
Na wierzch wychodzą niedociągnięcia, cały ten syf.
Teraz zarówno Szczecin jak i wiele innych, nie tylko polskich miast, przykrywają mniejsze bądź większe warstwy śniegu.

Co jednak wyjdzie na wierzch, gdy nadejdzie wiosna i gdy topniejący śnieg zacznie odkrywać, co tak naprawdę pod nim się znajduje?




---
korolowa

PS Żadne z powyższych zdjęć nie jest mojego autorstwa.

wtorek, 11 grudnia 2012

Zagrożenie w sieci

Witam.
Chciałam Was dzisiaj ostrzec.
Przed czym i dlaczego, zaraz opowiem.

Wczoraj wieczorem, po dość męczącym dniu, weszłam, jak zwykle, na kompa. Godzina niewiele po 22., herbata, odstresowanie.
Odwiedzam Facebooka, swoje poczty. Wchodzę na jedną z nich, na Interii. Wpisuję hasło, a tam... lipa.

Nieprawidłowe hasło, krzyczy do mnie wyświetlony na ekranie komunikat.
No dobra, może zrobiłam literówkę. Wpisuję po raz kolejny. Nicht passiert. No kurde, myślę sobie, czy mam włączonego CapsLocka czy co?
Kolejny raz. Znowu nie działa.
No dobra, koniec prób. Próbuję odzyskać hasło, cokolwiek się nie stało, za pomocą odpowiedzi na pytanie, które to tworzyłam ?(podczas aktywacji konta) jakieś 8 czy 9 lat temu.
Cokolwiek jednak miałam na myśli tworząc pytanie 'kto?', na pewno wyczerpałam wszelkie możliwe odpowiedzi, choćby i najbardziej abstrakcyjne przyszły mi wtedy do glowy. Dobra, wiem, że musiałam mieć naprawdę zrytą glowę, tworząc tą dekadę lat temu tak durne pytanie, niemniej jednak odpowiedź ma musiała być jeszcze mniej skomplikowana.

Po - jakoś łącznie - godzinie prób odtworzenia hasła, doszłam do wniosku, że ta miła osoba, która się włamała do mojego konta, mogła również dobrze zmienić odpowiedź na moje pytanie.
Tylko kto i po co?

Żeby tego było mało, dzisiaj rano próbuję wejść na portal, na którym też już jestem zarejestrowana od ładnych kilku lat - Epuls.pl - i też nie mogę. Ta sama sytuacja.

Akurat hasło na poczcie i na tym portalu miałam takie samo - na innych mam już inne. Czyli ktoś pojechał typowo po haśle. Jednak jedno jest się włamać, a drugie włamać i zmieniać ustawienia, abym nie mogła się więcej logować.



Ja się pytam: po co to całe hakerstwo?
I, przede wszystkim, czy w tej sytuacji mogę w ogóle odzyskać dostęp, przynajmniej do poczty?


Jeśli ktokolwiek wie jak mi pomóc, piszcie proszę.

I uważajcie na tych, którzy mogą Wam pozmieniać lub pousuwać konta  i pamiętajcie -   lepiej mieć wszystkie hasła zawsze  - choćby tylko trochę -  inne od pozostałych.

---
korolowa


poniedziałek, 10 grudnia 2012

niedziela, 9 grudnia 2012

O nietkniętej Maryi, czyli dlaczego nie chodzę do kościoła

Miało być o pielęgniarce, która zmarła po tym, jak otrzymała telefon od Królowej Wielkiej Brytanii, którą tak naprawdę byli robiący sobie 'żart' dziennikarze. Miało  być o tym, co jej śmierć ma tak naprawdę wspólnego z tym telefonem. Jednak nie będzie.

Przeczytałam bowiem artykuł ( który zresztą artykułem ciężko nazwać) na stronie wp.pl o tym, jak to 58-latek zaatakował obraz Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze.
Ponoć mężczyzna rzucił do tej pory 'niezidentyfikowanym przedmiotem' w obraz Najświętszej Panienki.

Oczywiście sprawa to niezwykle poważna, a i moja twarz przez chwilę aż zbladła z wrażenia. Bowiem jak to tak, rzucać w obraz nieskalanej Maryi i bezcześcić Jej imię!?



Jednak jeszcze bardziej się przeraziłam, przeglądając co poniektóre, pod tą wiadomością, komentarze. Zwłaszcza jeden:

'Pozdrawiam serdecznie wszystkich Chrześcijan ,wierząc ,że idee które ja także podzielam w końcu zwyciężą ! Kościół Katolicki to wiara ale i moralność .Właśnie On przez wieki ustalał zasady moralne na których powstała współczesna Europa . Jeśli ktoś Katolikiem się nie czuje (choć trudno mi uwierzyć, że w Polsce, Katolickim kraju są tacy !) nie musi się do Jego zasad stosować .Należy pamiętać jednak ,że Kościół Katolicki zawsze w naszym kraju był gwarantem moralności i suwerenności ,nawet nieKatolicy powinni stosować się do Jego wskazówek ! Pamiętajmy, że ateista JEST złym człowiekiem z założenia - ktoś bez moralnego kręgosłupa nie może być dobrym ! Dla mnie o wiele bardziej jest człowiekiem muzułmanin czy wyznawca judaizmu niż ktoś kto usiłuje nie wyznawać żadnej religii ! Współczuję im szczerze. Są wszak (mimo, że temu zaprzeczają ! ) ludźmi wierzącym tj. wierzącym w nieistnienie Boga. Przecież logicznie rzecz biorąc nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, że Bóg nie istnieje, a tylko wierzą w jego nieistnienie. Jest to wiara beznadziejna i odbierająca sens życiu. Wiara pełna rozpaczy i egzystencjalnego absurdu. Takiej wiary im właśnie współczuję. Pozdrawiam serdecznie.'




Dzisiaj się zatem dowiedziałam, że instytucja kościóła katolickegoi to wiara i moralność (pomijając homoseksualność księży, wykorzystywanie seksualne ministrantów oraz mieszanie polityki w religię - ciężko się z tym nie zgodzić!); w kraju katolickim nieprawdopodobnym jest zastać innych wyznawców/ateistów (które jest tak naprawdę państwiem świeckim, a kotlicyzm to jedynie religia większości wyznawców), a ateiści są źli, bo nie mają 'kręgosłupa moralnego' (czy ktoś wie, co to jest i co ma wspólnego z wiarą?) oraz, że ich życie bez Boga jest pozbawione sensu.

Dziękuję Ci, kimkolwiek jesteś, dobry katoliku!
Oświeciłeś mnie w wielu sprawach, co do których nie miałam przekonania.

Również do tej, dlaczego przestałam chodzić do kościoła.

Pozdrawiam serdecznie, udanej zimowej niedzieli!

---
korolowa

sobota, 8 grudnia 2012

Choinka

 To powyżej oraz na samym dole, to moja, przyozdobiona wczoraj, choinka. Poniżej - wiersz. Miłego zimowego popołudnia!


Spod pudeł
żalu
kurzu
samotności
wyciągnęłam
choinkę
taką z mojej
przeszłości

Obwiązałam
złotym
łańcuchem
przebaczenia
wymazując
z głowy
wszystkie złe wspomnienia

Srebrne ze złotymi
bombkami  tam się spotkały
tworząc miłości i ciepła
duet wręcz wspaniały

I tylko gwiazda betlejemska
gdzieś mi się schowała
lecz wiem, nie dane mi dziś ją
 tutaj zobaczyć

Aby więc, i bez gwiazdy,
reszta
pięknie lśniała
i by nie trzeba było
niczego wybaczać







---
korolowa










 

piątek, 7 grudnia 2012

Aborcja

Chciałam dziś poruszyć jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów w Polsce. Proszę Was najpierw, abyście przeczytali poniższy artykuł.

'31-letnia kobieta będąca w 17 tygodniu ciąży zmarła w szpitalu w irlandzkim Galway po tym, jak lekarze odmówili aborcji pomimo zagrożenia dla matki. Władze wszczęły śledztwo.
Savita Halappanavar była w 4 miesiącu ciąży. Nie była to jej pierwsza, ale poprzednie poroniła. Tym razem ciąża także nie przebiegała normalnie i płód był zagrożony, a kobieta źle się czuła. Skarżyła się na potworne bólee, w końcu poprosiła lekarzy o przerwanie ciąży. Od medyków miała jednak usłyszeć, że "Irlandia to katolicki kraj" i "póki bije serce płodu" nie wykonają aborcji.
Po trzech dniach agonii matki, funkcje życiowe płodu ustały. Lekarze usunęli go, a kobietę przenieśli na intensywną terapię, gdzie niedługo później zmarła. Sekcja zwłok wskazała na sepsę jako przyczynę śmierci.
Zarówno władze szpitala i irlandzkiego odpowiednika NFZ wszczęły dochodzenie w sprawie. W Irlandii prawo nie pozwala na dokonanie aborcji nawet jeśli życie matki jest zagrożone. Słowa męża zmarłej, który podkreśla, że nie jest "ani Irlandczykiem, ani katolikiem", mogą wywołać jednak debatę na ten temat w katolickim kraju. Przed szpitalem już teraz pikietują przeciwnicy restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego.'

Tutaj zaś  list kobiety, która dokonała aborcji. O jej przyczynach, rozterkach tej Pani oraz o spotkaniu z duchownym:

'Jestem młodą kobietą z kilkuletnim „stażem małżeńskim". Z oszczędności stosowaliśmy najtańsze metody antykoncepcji, no i stało się - nagle okazało się, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Najpierw przyszły refleksje: co teraz robić? Dziecka nie planowaliśmy, bo nie mieliśmy ani dostatecznych środków (brak mieszkania, pieniędzy, podstawowych sprzętów, itd.) ani możliwości (tylko ja miałam stałą pracę po 15-16 godzin na dobę, a mąż pracował dorywczo). Wiedziałam, że szef mnie zwolni, gdy tylko zauważy, że jestem w ciąży, bo zrobił tak z dwiema innymi kobietami. Zarobki męża nie starczyłyby nawet na utrzymanie nas dwojga, nie mówiąc już o dziecku. Pewnie opisuję tu banalnie typową sytuację, jakich w naszym kraju są tysiące. Pojawiło się widmo aborcji jako niestety jedynego wyjścia. Jestem wierzącą katoliczką i zaczęłam mieć straszne wątpliwości. Z jednej strony nie mogłam urodzić, z drugiej strony nie chciałam nikogo zabijać. Byłam tak tym wszystkim zmęczona, że nawet myślałam o samobójstwie. Poszłam do spowiedzi i miałam wyjątkowe szczęście, bo przypadkowo trafiłam na mądrego i odważnego księdza (nie powiem o nim nic więcej, by mu nie zaszkodzić). Widząc moją szczerą rozterkę, ksiądz nie mówił mi gotowych formułek o grzechu, morderstwie itd., tylko najpierw uspokoił mnie a potem zaczął miłym głosem przekonywać, że aborcja wcale nie jest złem, jeśli ja sama czuję, że jest potrzebna.





Przeżyłam szok, bo spodziewałam się zupełnie innych słów, które zniechęciłyby mnie do aborcji i (teraz to wiem) zrujnowały moje życie. Nawiązaliśmy szczerą i otwartą rozmowę, która trwała prawie 3 godziny. Ja przekazywałam księdzu swoje wątpliwości, a on je po kolei tłumaczył. Miałam wrażenie, że budzę się z jakiegoś koszmaru, w którym cały czas tkwiłam i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ten koszmar to było to sztuczne poczucie winy, które źli duchowni wmawiają kobietom. Teraz wiem, że jest to z ich strony złośliwość, niechęć do kobiet, niezrozumienie życia a też i chęć kontroli, bo osobą, która się zmaga z głupimi dogmatami łatwiej kierować.

(...)
W tym miejscu każdy może sobie) zadać pytanie, czy tak może pisać katoliczka? Tak, jestem nadal katoliczką, ale tylko ze względu na tego księdza, który przekonał mnie do podjęcia właściwej decyzji. Dzięki niemu nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, bo jestem pewna, że niczego złego nie zrobiłam. Wręcz przeciwnie, uważam aborcję w mojej sytuacji za wielkie dobro. Nie urodziłam dziecka niechcianego, nie jestem osobą nieodpowiedzialną, która zgadza się na oddanie własnego dziecka jakimś przypadkowym ludziom, albo, nie daj Boże, na wychowanie u zakonnic lub w domach dziecka (znam niestety takie instytucje (...) '
 więcej na http://prochoice.blox.pl/2007/03/Moja-aborcja.html.

Większość komentarzy pod artykułem jest... bardzo delikatnie mówiąc, niepochlebna.
Pozwólcie, że zacytuję jeden z nich:

'JAK DLA MNIE JESTES ZWYKLĄ MORDERCZYNIA CO GORSZA JESZCZE NIE MASZ WYRZUTÓW SUMIENIA Z TEGO POWODU. PIEKŁO POWINNO CIE POCHLONAC. TO JA PROSZE BOGA O DAR KTORY BYL TOBIE NIEGODNEJ DANY I TAK GO ZMARNOWALAS ALE MAM NADZIEJE ZE KIEDYS PRZYJDZIE DZIEN I POJMIESZ ZE ZABILAS CZLOWIEKA!!!!!!!!!!!!!'

Dobrze, to teraz ja. Szczerze? Ta ostatnia 'spowiedź' jest, akurat, nieco naciągana. Po pierwsze, ta kobieta nie miała środków materialnych, aby się lepiej zabezpieczyć, a miała na usunięcię ciąży?
Biorę jednak pod uwagę fakt, że takie urodzenie czy nieurodzenie dziecka to zdecydowanie lifetime decision, no i niech będzie, że zaciagnęli nawet na to kredyt; nie pasuje mi jednak zupełnie ksiądz mówiący o wykształceniu się mózgu u  dziecka, ponadto to, co powiedział, prawdą nie jest, gdyż u płodu mózg rozwija się już w 8 tygodniu, a więc po 1,5 miesiąca.

Czy opisana powyżej sytuacja jest całkowicie prawdziwa czy nie, nie jest aż tak ważne jak to, że dalej mamy problem z zaakceptowaniem pewnego stanu rzeczy.

1. Nie tworzy nas nikt inny poza kobietą i mężczyzną, nie doszukujmy się  tam kogokolwiek innego, kto poza rodzicami, miałby prawo o nas decydować.
2. Kiedy ktokolwiek ma prawo za kogokolwiek decydować? Tak naprawdę, nikt nie powinien. Gdy
 to 'coś w brzuszku możemy już świadomie nazwać dzieckiem (bo jest to 8 czy 9 miesiąc i wszystko: zmysły, narządy są już ukształtowane) nie powinno się usuwać ciąży.
3. Skoro jest coś o prawie wyboru, to takie prawo powinna mieć również kobieta mająca urodzić dziecko.
Moim zdaniem powinno to jednak dotyczyć określonych sytuacji:
  • jeżeli ciąża zagraża kobiecie/dziecku/obydwojgu
  • jeżeli kobieta została zgwałcona, a więc nie był to akt miłości
  • związki/kobiety, których nie stać na utrzymanie przyszłych dzieci, NIE powinny poddawać się aborcji, ale być wspierane przez państwo/środki unijne. 
Każdy przypadek jednak jest inny i każdy może wygladać, mimo podobnych przyczyn, zupełnie inaczej. To są tylko moje pewne schematyczne sugestie, które, wprowadzone w życie, ułatwiłyby, uratowałyby życie wielu osobom. Nie tylko matkom. Bowiem wprowadzenie takiej ustawy wcale nie musiało by od razu oznaczać większej ilości wykonywanych aborcji, może właśnie przeciwnie - uświadomiło by kobietom, że w państwie, w którym mogą polegać na pomoc finansową rządu, nie muszą się niczego obawiać  i MOGĄ zdecydować się na urodzenie dziecka.



---
korolowa

czwartek, 6 grudnia 2012

Nie kupuj psa 'pod choinkę'!

Witajcie kochani!

Dzisiaj wyjątkowo nie będzie ani typowego komentowania, ani wierszy, ale mój mały apel do Was.

Natkęłam się dziś bowiem w Internecie, a dokładniej na Facebooku, na ten oto obrazek.


Uważam, że powinniśmy wziąć sobie to głęboko do serca i pamietać o tym zawsze, nie tylko od święta.
Zwierzę to nie zabawka. Ono czuje i cierpi, niekiedy nawet mocniej niż ludzie.
Jeżeli kopiesz psa czy kota to wiedz, że to tak, jakbyś kopał swoją siostrę.
Jeżeli kupujesz dziecku 'wspaniały prezent' i  później oddajesz, to tak, jakbyś oddał gdzieś babcię, wujka, ojca.
Bo ONE są jak MY.

Jeśli wnosisz do domu żywą istotę, jaką jest pies, kot, kanarek czy nawet rybki to wiedz, że jesteś za to odpowiedzialny.
Bowiem łatwo jest się czymś pobawić i zostawić, gorzej własnie tą odpowiedzialność na siebie przyjąć.

Więc jeśli i Ty się tak zachowujesz i dalej nie chcesz zmienić swojego postepowania to wiedz, że dla mnie ten porzucony przez Ciebie psiak jest dużo bardziej wart od Twojej, pozbawionej człowieczeństwa oraz wrażliwości, gównianej osoby.

Dlatego, zanim zdecydujesz się na zakup zwierzaka, pomyśl, czy aby

1) Nie będziecie z rodziną zbyt często wyjeżdzać
2) Zawsze znajdzie się osoba, która nie tylko z nim wyjdzie i go nakarmi, ale także znajdzie czas na wspólną zabawę
3) Czy przedyskutowałeś wszystkie plusy i minusy z wszystkimi członkami rodziny i czy to jest Twój ostateczny wybór.

PS. Życzę wszystkim wesołych i pysznych Mikolajek! :)











---
korolowa

środa, 5 grudnia 2012

' Pokłosie', czyli dalej dostajemy w dupę.

Na stronie http://www.polskieradio.pl/7/473/Artykul/735407,Poklosie-Polski-antysemityzm-jest-bardzo-silny  czytamy, że ''nowy film Władysława Pasikowskiego od kiedy wszedł do kin budzi wielkie emocje. Z różnych stron badają zarzuty, że "Pokłosie" jest filmem antypolskim. Z takimi opiniami nie zgadza się Ryszard Bugajski. Reżyser mówił w Jedynce, że Polacy krytykują film Pasikowskiego ponieważ "nie chcą się dowiedzieć prawdy o sobie".

Trudno się z tym nie zgodzić.
Niemniej jednak uważam, że chyba jesteśmy narodem, który równie wyjątkowo lubi obniżać swoją wartość i dostawać, za przeproszeniem, w dupę.

Ludzie, uratowaliśmy jakieś 300 000 Żydów. W czasie wojny, Polacy nierzadko poświęcali również swoje życia, aby tylko uchronić, głównie żydowskie dzieci, przed hitlerowcami. Polacy mieli ZAKAZ ukrywania Żydów, a mimo to robili to.
Ciekawe, czy inne nacje również miały by taką odwagę?



I to nie to, że ja mam coś przeciw kręceniu takich filmów, w końcu prawda jest najważniejsza.
Tylko ciekawe, które państwo zgodziło by się na taki film, w którym pokazuje same swoje najgorsze cechy, totalnie ujmując sobie tych pozytywnych dokonań, zwłaszcza w tej samej kwestii.

---
korolowa

wtorek, 4 grudnia 2012

Najbardziej zaskakujący prezent

Witam Was kochani bardzo gorąco!

Dosłownie przed chwilą skończyłam przeglądać, co się na tym naszym Internecie dzieje.
Weszłam również na blogi, które staram się regularnie odwiedzać.
Na jednym z nich osoba komentująca pod postem zastanawiała się, co można kupić na prezent gwiazdkowy swojemu chłopakowi, ponieważ ma z tym problem.



Wiadomo jednak, że radzenie w takich sprawach w Sieci wygląda tak: 'wszystko zależy od charakteru i zainteresowań', 'jesli Ty nie wiesz, co mu kupić, to skąd my mamy wiedzieć' itd.
I, co najgorsze, to wszystko jest prawdą.

Niemniej jednak, czasami można znaleźć na forach, portalach, blogach pewne sugestie, które mogą nam pomóc w zakupie tego perfekcyjnego prezentu.

Nie chciałabym tu Was jakoś specjalnie w tej kwestii pouczać, jednak jest kilka fundamentalnych zasad (+ rad ode mnie), którymi chciałabym się z Wami podzielić.

1. Starajcie się NIKOMU nie wręczać pieniędzy jako prezent. To NIE jest prezent. Wyjątkiem są sytuacje, gdy ta osoba ma już w naszym mniemaniu wszystko i jest członkiem naszej rodziny, osobom obcym kasy dawać po prostu nie wypada.

2. Stara zasada - kupcie coś zgodnego z zainteresowaniami/hobby. Czy ta osoba naprawdę tylko siedzi przed TV i totalnie nic ją nie ciekawi? To może ją czymś zainteresujcie? Można by zacząć od podsunięcia biografii kogoś znanego albo nagrać płytę z ulubionymi piosenkami?

3. Właśnie - pamiętajcie, że nie za każdym razem musicie wydawać na owy prezent pieniądze! W końcu np. nagranie ww  płyty pochłania jedynie czas na wybranie najbardziej odpowiednich piosenek. Jeśli posiadacie zdolności manualne, a w kuchni czujecie się jak ryba, sami upieczcie tort/ciasto +  zróbcie kartkę z życzeniami (to oczywiście wersja bardziej na urodziny, no chyba, że ktoś jest wielbicielem kartek).

Ja w tym roku otrzymałam najpiękniejszy jak do tej pory prezent.
Prezent, na który niepotrzebny był żaden budżet.

Mój A., który normalnie gra na gitarze, mając do wykorzystania miesiąc praktyki w pewnym miejscu, gdzie do wykonania miał jeszcze dużo innej roboty, nauczył się, do dnia moich imienin, śpiewać oraz grać na fortepianie 'Zawsze tam gdzie ty'. Nikt nigdy wcześniej niczego specjalnie dla mnie nie zagrał, a tu jeszcze totalna zmiana instrumentu. To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie tylko wymarzyć, czułam, jak dla mnie grał, z głębi serca.



A Wy, otrzymaliście kiedyś taki wyjątkowy prezent? A jeśli nie, to jak sobie wyobrażacie ten idealny podarunek? Jaki był najlepszy prezent do tej pory otrzymaliście?

Wypowiedzcie się!
Może dzięki Waszym komentarzom, choć jedna osoba przestanie mieć problem z przygotowaniem świątecznego prezentu.

Hugs!

---
korolowa

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Gran Torino

Wczoraj, z braku wiekszej weny, usiedliśmy sobie całą trójeczką około godziny 22. razem w pokoju dziennym, zwanym potocznie 'stołowym'. Otworzyliśmy szampana, po czym stwierdziliśmy, że fajnie by było coś obejrzeć.

Andrzej powiedział, że może ściągnąć Gran Torino. Słyszałam o tym filmie, ale nie wiedziałam nawet dokładnie, o czym jest.

Po 15-stu minutach film był już ściągnięty.
I w ten właśnie sposób rozpoczęliśmy wspólnie śledzić losy Walt'a Kowalskiego (Clint Eastwood), weterana wojny w Korei, zatwardziałego rasisty. Całkowicie odciętego od najbliszej rodziny, nie utrzymującego kontaktów z synami czy wnukami, mieszkającego w dzielnicy z Chińczykami, do których ma wyjątkowe uprzedzenie.

Tytułowy Gran Torino to jego zabytkowy samochód, którego to jeden z, jak to Walt ma w zwyczaju mówić, żółtków, próbował, zmuszony przez kuzynów, mu ukraść.

W ramach odkupienia grzechów, Thao (żółtek, którego Walt ciagle nazywał Toad [ropucha]) ma pomagać przez tydzień Walterowi w czymkolwiek, co sobie starszy pan wymyśli.




I tak oto zaczyna się opowieść. O walce z uprzedzeniami. O oddaleniu i przybliżaniu. 

Ale, co mnie ujęło, także o bliskości z pozornie-nieznajomymi oraz odwracaniu się od najbliższych.
Jak to jest, że czasami mamy więcej wspólnego z ledwo poznanymi osobami niż z własną rodziną?
Jak to się dzieje?
Czy Wy też tak macie, że (przynajmniej czasami) sto razy szybciej pomoglibyście sasiadowi niż własnemu rodzicowi?
Zostawiam Was z tym pytaniem, jednocześnie polecając obejrzenie tego filmu.

Bowiem nie jest to film o samochodach, jak to się niektórym może wydawać, ani o żadnych pościgach.
Oglądając go, może się okazać, że ten film dotyczy w pewnym sensie również Was.





---
korolowa


niedziela, 2 grudnia 2012

A Ty czego się boisz?

Dzisiaj długo zastanawiałam się nad tematem posta.

Męczyłam nawet mojego chłopaka, pytając go notorycznie, czy nie ma  może jakiegoś ciekawego tematu on mind.

Staliśmy akurat w łazience, myjąc zęby (tak, wiem, niezwykle intymna i romantyczna sceneria). Mój pełen genialnych pomysłów Andrzej zaczął opowiadać mi historię, którą sam wymyślił, o Yeti i kobiecie, o tym, jak się próbowała od niego wyzwolić (tak, również w tym perwersyjnym znaczeniu), potem o związywaniu, i tak dalej...

' Jesus, you scare me', powiedziałam pół żartem, pół serio.

I od razu pomyślałam, że w sumie czemu by nie napisać o lękach, o tym, czego się boimy?




W końcu jest wiele rzeczy, które nas przerażają.
Mnie na przykład przeraża od jakiegoś czasu wehikuł zwany rowerem. Wiem, brzmi to strasznie głupio. Ja jednak od kilku lat nie jeżdżę. Boje się, że ponownie potrące staruszkę albo sama pod ten pojazd wpadnę, jako że wiele już miałam takich sytuacji. Dlatego od dłuższego czasu unikam dwóch kółek.

Boję się też horrorów oglądanych w nocy. Nieważne czy z towarzystwem, czy bez. Potem boję się zasnąć, choć koszmarów raczej nie miewam. Jednak nigdy nie wiadomo, czy coś mi nie wylezie spod łóżka, gdy moja czujność będzie prawie uśpiona.

Nie lubię też pająków i karaluchów, co również w pewnym sensie implikuje to, że się ich boję.

Co mnie jeszcze przeraża, to, z tych ważniejszych już rzeczy fakt, że czas tak szybko ucieka. Odchodzą bliskie mi osoby. Czasu się jednak nie cofnie, a bliskich nie wróci się do życia.

Dlatego boję się samotności. Teraz jest ktoś, później może nie być.

Jest jeszcze wiele rzeczy, jednak nie będę rozgrzebywać, gdyż są zbyt osobiste, zbyt mocne.

A Ty? Czego Ty się boisz?



sobota, 1 grudnia 2012

Świętowania czas.

Ho, ho ho!

Z uwagi na to, że już mamy grudzień, i nawet - gdzieniegdzie - sypie śnieg, witam Was bardzo mikołajowo.

Jak spędziliście wczorajsze Andrzejki? Domówka, klub, a może spokojny wieczór przy piwie/soczku?

Ja mimo, że spędziłam go w domu z dwoma najbliższymi mi facetami, na brak wrażeń nie mogłam narzekać.
Opiliśmy dzień mojego chłopaka, słuchajac pięknej muzyki. Na zmianę z Peterem Gabrielem leciało  All that remains i Opeth. Potem zaś moi panowie dostarczyli mi niespodziewanie takiej dawki emocji, że wolę nawet o tym nie wspominać.

Ah, zapomniałabym! Jeszcze wcześniej wróżyliśmy sobie przyszłość, lejąc przez klucz woskiem do wody. Mi wyszła jakaś niewyraźna postać, ewentualnie niedomknięte koraliki w łańcuszku. jakby to zinterpretować?




Dziś znowu idziemy świętować, tym razem wspomnianą już przeze mnie 50-tkę mojego wujka. Dlatego zostawiam Was z ułożonym dla niego wierszem, delektujcie się nim i pijcie z niego wszyscy.

Miłego wieczoru Wam życzę, do jutra, kochani !


***

Dziś są Twoje urodziny,
ja nie powiem jednak, które,
więc przyjmij od naszej rodziny
życzeń niezmierzoną górę:

Słońca w każdy
dzień ponury
deszczu w środku
skwaru lata
siły
byś przenosił góry
i gdzieś nad chmurami latał

Ale i obiadów dobrych
przez swą żonę gotowanych
dużo ciepła
również w łóżku
wrażeń w nim nieopisanych

Abyś gola niejednego  
strzelił niczym Lewandowski
i powiedzieć mógł  kolegom;
tak się zdobywa bramki dla Polski!

Abyś podczas wędkowania
swoją złotą rybkę złapał
która spełni Twe marzenia
przez następne piękne lata!



---
korolowa