Polub mnie na FB :)

piątek, 21 kwietnia 2017

"Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie potrafią czytać map? "- czyli dlaczego powinieneś przeczytać tę książkę.

Dlaczego mężczyźni nie mogą znaleźć tej cholernej kanapki w lodówce, a kobiety często nie wiedzą, gdzie w tej chwili znajduje się północ? Czy faceci naprawdę częściej myślą o seksie i jakie ma on dla nich faktycznie znaczenie? Czy kobieta pójdzie do łóżka z mężczyzną, do którego nic nie czuje?

Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi w jednej, świetnie napisanej przez australijskie małżeństwo książce "Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie umieją czytać map."


Autorami tego znakomitego a'la poradnika są Allan i Barbara Pease, eksperci w dziedzinie stosunków międzyludzkich.  W niewiele ponad 300 stronach zawarli całą kwintesencję różnic pomiędzy kobiecym a męskim zachowaniem, myśleniem; właściwie - po prostu wszystkim. Wszakże kobiety to takie opiekuńcze, sprawujące pieczę nad domostwem, delikatne istoty; mężczyźni zaś to wojownicy i myśliwi; to oni są głównymi dostarczycielami pożywienia już od wielu tysięcy lat.
W czasie, gdy oni wyruszali na polowanie i szukanie zwierzyny, kobiety zostawały w jaskini, zajmując się w tym czasie dziećmi, przyrządzając jedzenie, urządzając dla nich posłanie. Tak, drogie panie - multitasking już wtedy był zdecydowaną domeną kobiet i najczęściej z tego powodu to właśnie kobiety są zatrudniane na stanowiska wymagające koncentracji na wielu sprawach jednocześnie (np. sekretarki/recepcjonistki/osoby obsługujące call center) o wiele częściej niż mężczyźni.

I właśnie tego między innymi dowiedziecie się z tej lektury -  czyli jak biologia oraz pierwsze (jaskiniowe) podziały obowiązków wpłynęły na obecne funkcjonowanie samców i samic z gatunku homo sapiens. Dodatkowo będziecie mogli zrobić sobie test na wysokość testosteronu - najprościej mówiąc, dowiecie się, czy macie bardziej damski czy męski mózg, a może - jak na przykład ja - okaże się, że znajdujecie się pośrodku?


Przyznaję, że pierwsze strony nie zaciekawiły mnie aż tak bardzo. Myślałam nawet, "rany, jakie to wszystko oczywiste/ niezbyt to odkrywcze, po co to czytać?" Im bardziej się jednak zagłębiałam, tym mocniej mnie to wszystko ciekawiło, a i pewne sprawy okazały się być jednak nie tak do końca oczywiste.

Ta książka jest dla mnie absolutnym odkryciem roku. Napisany z humorem, fenomenalny mini - poradnik, a właściwie objaśniacz damsko-męskich zachowań to świetna pozycja dla absolutnie każdego, kto jest w związku, bądź kiedyś chciałby znaleźć się w udanej, opartej na wzajemnym zaufaniu i zrozumieniu, relacji.

Jeżeli  zatem mieszkasz z nim/nią od wielu lat, a dalej nie możesz pojąć, dlaczego robi coś w taki, a nie inny sposób - nie wahaj się! Książka ta jest bowiem na wyciągnięcie ręki i nie nadwyręża zbytnio domowego budżetu. Ceny wahają się od 27 do 35 zł, ząś egzemplarze dostępne są m.in. na Gandalf.com.pl (tu najtaniej), Empik.com, Znak.com.pl, czy Matras.pl.

A może i Ty spotkasz jakąś dobrą duszę, która ma u siebie taką pozycję w posiadaniu i chętnie Ci ją użyczy? Ja swojej z tego miejsca bardzo za to dziękuję, bo jest to obecnie zdecydowanie jeden z moich faworytów; bowiem  w  humorystyczny i  przystępny sposób książka ta wpłynęła na mój światopogląd, otwierając oczy na to, co wcześniej nie było zbyt dostrzegalne i klarowne - w przeciwieństwie do teraz.



---
korolowa


piątek, 7 kwietnia 2017

Modelką być - czyli sesja u Photofactory.

Kilka tygodni temu studio fotograficzne Photofactory wraz z makijażystką Joanną Mają Kaczmarek zorganizowało konkurs facebookowy. Prosty konkurs, którego zasady opierały się jedynie na lajkowaniu i udostępnianiu zdjęcia, czyli coś, w czym właściwie nigdy nie mam szczęścia (zazwyczaj wygrywam bowiem w konkursach kreatywnych, tylko jeden, jedyny raz otrzymałam coś poprzez losowanie).

Tym razem jednak szczęście się do mnie uśmiechnęło. I to mocno, bowiem nagrodą główną była sesja zdjęciowa z profesjonalnym makijażem. Moje małe, narcystyczne marzenie, właśnie miało się spełnić. Tak, my dream has come true! W końcu miałam się poczuć jak prawdziwa modelka.

Miałam wybór: zdjęcia plenerowe w Szczecinie lub Stargardzie bądź w studio w Szczecinie. Ostatecznie decyzja padła na zdjęcia studyjne: po pierwsze, z niepewności odnośnie pogody, a po drugie -  przez możliwość bycia w studio i sprawdzenia się przed obiektywem w zamkniętej, profesjonalnej przestrzeni twórczej.

Napisałam zatem rychło do organizatorów w celu ustalenia miejsca oraz daty spotkania. Żona fotografa, Justyna, z wielką cierpliwością odpowiadała na wszelkie moje zapytania oraz wątpliwości. Dzięki temu czułam, że oddaję się w dobre ręce :).

Kilka godzin przed wyjazdem przygotowałam sobie kilka stylizacji - starałam się dopasować każdy możliwy szczegół. Na miejscu jednak, z uwagi na małe opóźnienie i moje ograniczenia czasowe związane z późniejszym powrotem do mojego miejsca zamieszkania, zwyczajnie nie miałam aż tyle czasu, aby dopilnować każdej drobnostki do wybranej garderoby. Niemniej jednak takie ograniczenia nie istnieją, jeśli tylko ma się czas - nas po prostu zegar zaczął w pewnym momencie nieco poganiać.
Zresztą - sami oceńcie efekty naszej wspólnej pracy - poniżej umieszczam kilka zdjęć z sesji.


Podczas zdjęć okazało się, że Daniel (fotograf)  to niesamowicie cierpliwy człowiek, który dodatkowo posiada cenną umiejętność rozbawiania ludzi ("patrz oczami w kierunku lampy!"), niezwykle przydatną w jego profesji. Dzięki niemu, jego przemiłej żonie (o kojącym wszelkie bóle w krzyżu podczas dziwnych ujęć, uśmiechu) oraz pozytywnie zwariowanej Joannie, która mnie tak pięknie wymalowała, mogłam się naprawdę rozluźnić, a nawet popłakać ze śmiechu. Makijaż jednak przetrwał, zaś bóle w krzyżu... dzięki Bogu, nie. :)

Jeżeli kiedykolwiek chcielibyście zamówić sobie taką prywatną sesję - serdecznie polecam Wam szczecińskie Photofactory. Wspaniała atmosfera oraz przemiłe podejście gwarantowane.


Jeśli jesteście ciekawi innych zdjęć Daniela, zachęcam do zajrzenia na stronę Photofactory.pl oraz na fanpage na Facebooku KLIK.

Fanpage Joasi (makijażystka): KLIK.





***
korolowa

A Czy Ty zdecydowałbyś się na taką sesję i spróbować swoich sił po tej drugiej stronie obiektywu? A może masz do mnie jakieś pytania? Jeśli tak - koniecznie daj znać łapką w górę lub w komentarzu!

niedziela, 2 kwietnia 2017

Prima Aprilis, Ty też się (czasem) pomylisz.

Zastanawiam się nad tym, od czego by tu zacząć. Może od tego, ze ostatnio popełniłam wpis, w którym opisywałam, jak to się zawiodłam na niektórych osobach, Że spodziewałam się po nich czegoś więcej. Że takich relacji to ja nie potrzebuję. Cóż, trzeba przyznać, że wystarczył tydzień, a właściwie to jeden dzień, abym zmieniła swoje zdanie. Przynajmniej do co poniektórych.

Czasem jest tak, że najzwyczajniej w świecie mamy dość wszystkich i wszystkiego, i takie właśnie emocje skumulowały się we mnie, gdy jakiś czas temu napisałam tego posta.

Dużo się jednak w człowieku zmienia, gdy zaczyna patrzeć na to z innego punktu widzenia.
Co by było, gdyby taka osoba zniknęła z naszego życia niemal całkowicie? Gdyby wyjechała gdzieś i słuch całkiem o niej zaginął?  Czy na pewno przez cały czas żyłoby się Wam z tym dobrze? Czy nie odezwalibyście się jednak po jakimś czasie sms-em bądź na Messengerze, próbując, mimo wszystko, utrzymać kontakt?


Po chwilach świadomie wybranej samotności, po jakimś czasie zapewne, prawdopodobnie coś się w Was jednak zapali. Takie uczucie, które powoduje, że chcesz, aby ta osoba była tutaj teraz, z Tobą.
I nigdy więcej nie odchodziła.

Tęsknię za moimi dwiema przyjaciółkami, które wyjechały w pogoni za obietnicą lepszego życia. Choć zdarzało się, że miałam już dość przebywania z nimi - wszakże, co za dużo, to niezdrowo, poza tym, nawet najwspanialsze pod słońcem osoby nie są idealne - to teraz marzę o tym, aby mieszkać gdzieś blisko nich. Wychodzić, tak jak w czasach licealnych, na długie spacery i szwędać się po sklepach. Iść gdziekolwiek, bez celu. Byle razem.
















 




I znowu kolejna osoba  mnie/ nas tutaj zostawiła. I mimo tego, że właśnie na nią między innymi się ostatnio denerwowałam, to po minionym weekendzie (a głównie wczorajszym dniu, który swobodnie mógłby zostać moim wielkim Dniem Rozstań, tudzież Dniem Przyjaźni) - wiem, doskonale wiem - będzie mi jej tutaj brakować. Tym bardziej, że  - jak sądzę -  miejsce docelowe może jej się na tyle spodobać, że wcale nie będzie chciała tutaj wrócić.

***
Możemy się na siebie czasem denerwować. Gniewać, nie odzywać przez jakiś czas, nie zapraszać do domów, jeśli nie mamy ochoty. Ale chyba jednak ważniejsze jest to, że w razie potrzeby, zawsze sobie pomożemy. Wyjdziemy razem na piwo, aby porozmawiać o głupotach bądź o nurtujących nas sprawach. O tym, że mamy problemy w pracy lub że właśnie ktoś w nas rzucił gumą do żucia.

Że po prostu wspieramy się. Jesteśmy.
Choćbyśmy mieli robić to przez Skype'y, Messenger'y smsy i inne wynalazki.

Zawsze i tak zwyczajnie - po prostu: dla siebie.


---
korolowa