Polub mnie na FB :)

piątek, 24 marca 2017

I ja mam Was w dupie.

Kolejny raz próbujesz umówić się z Izką na spotkanie. Mniej więcej raz na pół roku słyszysz od niej "Musimy się koniecznie zobaczyć ", a gdy już próbujesz, z coraz większym sceptycyzmem, dodzwonić się do niej, wiecznie jest zajęte. To znaczy, ona jest zajęta. Przez pół roku. I kolejne pół. Nawet wtedy, gdy spotykasz ją na ulicy z chłopakiem, którego, broń Boże, nie można zostawić choćby na godzinę, bo przecież sam sobie w domu biedny nie poradzi.

Maciek znowuż spotka się czasem z Wami, najchętniej gdzieś w pubie bądź czyimś domu. To jest - Twoim, Kaśki lub Piotrka. Przestrzega bowiem zasady: byle nie u niego. I koniecznie trzeba po niego zadzwonić. On nigdy nie przejmuje inicjatywy - no bo i po co? I tak dadzą mi znać -  jestem przecież taki zajebisty! Nie ma sensu pisać, a już tym bardziej dzwonić do kogoś. To oni do mnie zawsze dzwonią. Na pewno nie ja.


"Najfajniejsza" jest jednak Ulka. Ona, owszem, chętnie utrzymuje kontakty. Najczęściej odzywa się, kiedy akurat potrzebny jest jej tłumacz na szybko albo nie może znaleźć innego łosia, który przenocuje ją w Twojej okolicy, oczywiście za jej dozgonną wdzięczność w postaci brudnych naczyń w zlewie i bez słowa dziękuję.

Takie przypadki można mnożyć i mnożyć, ale wniosek nasuwa się jeden - ganianie za takimi osobami to strata czasu. Lepiej poświęcić go na coś lub kogoś cenniejszego. Na hobby, czytanie książek, spacery (nawet samotne). A przede wszystkim na ludzi, którym naprawdę na Tobie zależy. Za którymi nie trzeba się uganiać. Którzy są nie tylko wtedy, kiedy potrzebują Ciebie, ale również gdy i Ty potrzebujesz ich. Po co Ci taka Izka, która wiecznie nie ma dla Ciebie czasu? Maciek, który widocznie potrafi egzystować bez relacji międzyludzkich, którego, tak między Bogiem a prawdą, niespecjalnie interesuje co u Ciebie, skoro potrafi nie odzywać się miesiącami, dopóki sam do niego nie napiszesz? Albo Ulka, która jedyne co potrafi to żerować na Twojej serdeczności, nie dając w zamian nawet szczerego uśmiechu?

Tak, również myślę, że to nie ma najmniejszego sensu. To całe udawanie, że się lubimy. Podtrzymywanie jednostronnych relacji. Gryzienie się, że może my robimy coś nie tak.


Bo, owszem - robimy. Dalej naiwnie wierzymy, że te relacje takie są i już. Niektórzy uważają, że czasami takie stosunki są lepsze niż żadne.

Ja zaś uważam zupełnie odwrotnie. I wiem, że jedyną rzeczą, którą zrobiłam źle, było powiedzenie takim osobom "dziękuję" o wiele później, niż w rzeczywistości powinnam to zrobić. Że - tak jak oni mnie - powinnam dużo wcześniej mieć ich wszystkich w przysłowiowej dupie.

---
korolowa


P.S. Jeśli i Wy macie wokół siebie takie osoby - komentujcie/
/udostępniajcie/  lajkujcie  

wtorek, 7 marca 2017

Przyjaźń między kobietą a mężczyzną - czy jest możliwa?

"Między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa. Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość - tak, lecz nie przyjaźń." [O. Wilde]

Kto z Was po przeczytaniu powyższego zdania wstał niemal z prędkością światła i z impetem wrzasnął "No jak to nie? Przecież ja właśnie jestem w takiej relacji i to jest prawdziwa przyjaźń!" Uderz stół, a nożyce się odezwą? :) A tak serio - nie twierdzę, że słowa znanego pisarza są pełnym odzwierciedleniem moich myśli na ten temat. Pozwólcie jednak, że nieco na ten temat się dziś powynurzam.

Wyobraźmy sobie, na ten przykład, niemal idealną parę X i Y. Parze tej wszystko, albo przynajmniej prawie wszystko się układa, są ze sobą szczęśliwi. Któregoś dnia jedno z nich - nieważne właściwie, które - poznaje Z. Z staje się przyjacielem kobiety/mężczyzny/obojga [niepotrzebne skreślić]. Well, jeżeli obojga i jeśli każde z nich spotyka się z tą osobą równie często, to pół biedy. Gorzej, a przynajmniej bardziej podejrzanie zaczyna to wyglądać, gdy nagle jedna z osób woli to robić częściej, w dodatku sam na sam. Jeżeli związek X i Y opiera się na wzajemnym zaufaniu i szacunku do siebie, a do tego dalej istnieje między nimi chemia i sprawy łóżkowe wyglądają lepiej niż dobrze - cóż, wtedy chyba nie ma się o co martwić. Jeśli jednak choćby jeden z tych trzech czynników legł w gruzach lub stoczył na sto metrów pod ziemią - cóż... zawsze jest przecież przyjaciel. Przyjaciel, który pocieszy. Porozmawia. Nawet przytuli, gdy trzeba. I zrobi jeszcze inne słowa na "p"... oczywiście również w ramach "przyjaźni".


Ludzie mogą się czasem sami chcieć okłamywać, że niczego nie czują. Że to tylko przyjaźń. Zwłaszcza, jeśli mówimy o przyjaźni z "ex" czy z kimś, kto wcześniej np, dał nam kosza, ale dalej się z nami przyjaźni (dalej w kontekście relacji damsko - męskiej, choć właściwie istnieją przecież związki homoseksualne). Ale, na zmartwychwstanie Johna Snow'a, nie można, naprawdę nie można mówić o przyjaźni z kimś, z kim się dalej sypia! Wybaczcie, ale w wielu przypadkach, w których wcześniej miało zastosowanie "friends with benefits", to, co było później (o ile nie przerodziło się w coś poważniejszego:miłość, związek), to już nie była przyjaźń. A co dopiero wchodzenie komuś do łóżka po odrzuceniu. Stwierdzeniu sorry, nie dam nam szansy, no czegoś jednak brakuje, aby nam się to udało. Po tym nie da się przyjaźnić, a przynajmniej jest niezwykle trudnym, aby obie strony funkcjonowały w zdrowej przyjaźni po tak zabarwionych erotycznie, wspólnych przeżyciach. I właśnie tym wcześniej pokrzywdzonym będzie ciężko wyprzeć tą drugą osobę z głowy. Bo ona będzie w niej siedzieć, dopóki się jakoś nie odetniemy. Nie zrobimy porządków. I nie zaczniemy sami siebie szanować. Swojej godności i czasu, który moglibyśmy poświecić na pasje...bądź odnajdywanie innych, bardziej wartych naszej uwagi, osób.


Wiele jest pięknych filmów o takich dziwnych, nie do końca zdefiniowanych relacjach. Moim ulubionym jest póki co "Między słowami" ze Scarlett Johansson i Billem Murray'em. Świetna opowieść o samotności w tłumie, odnajdywaniu bratniej duszy, zagubieniu. Polecam serdecznie na wieczór. Dobry film na ukojenie.

Kończąc mój niezbyt długi wpis - czy uważam, że istnieje przyjaźń damsko - męska?

Pozwólcie, że odpowiem Wam być może nieco tajemniczym zdaniem, które znalazłam gdzieś w odmętach Internetu, a które mi się bardzo spodobało, a do tego jakże niezwykle mi tutaj pasuje:

" (...) szlachetny człowiek to ten, który raczej siebie zrani, niż kogoś zadraśnie." 

Dlaczego właśnie tak napisałam - to zostawiam już dla Waszej indywidualnej interpretacji.



A jaka jest Wasza opinia na ten temat? Wierzycie w prawdziwą przyjaźń damsko-męską?

---
korolowa


P.S. Jeśli spodobał Ci się post - podaj dalej! Udostępnij, skomentuj, polub :)