Polub mnie na FB :)

sobota, 2 października 2021

"Żeby nie było śladów" - film na który NIE warto iść.

Sprawa Grzegorza Przemyka była mi dotąd bliżej nieznana. Nie wiedziałam zatem zupełnie, co dokładnie będzie się działo ani jak zakończy się ta historia. Jedyne, czego - niestety - byłam pewna to to, że zginie młody chłopak. Chłopak, który miał ambicje. Marzenia. Który chciał udowodnić światu, że jest czegoś wart. Który chciał żyć.

Wiosna 1983. Dwaj młodzieńcy świętują właśnie zdaną maturę. Sącząc wino, rozmawiają o swoich planach na przyszłość. Jeden z nich - początkujący poeta - oznajmia, że koniecznie musi dostać się na polonistykę. Zapytany o to, co zrobi, gdy to mu się jednak nie uda, odpowiada: "Nie ma takiej opcji."

Los jednak brutalnie obchodzi się z ambitnym abiturientem, nie pozwalając mu na spełnienie marzenia. Rozentuzjazmowani chłopcy napotykają bowiem na drodze strażników prawa. Milicjantom nie podoba się zachowanie podekscytowanych chłopaków, a zwłaszcza niedoszłego polonisty, Grzegorza P. Młody mężczyzna zostaje spałowany do tego stopnia, że trafia do szpitala. Po dwóch dniach walki o życie, chłopak umiera.

Kilkanaście minut filmu. Kilkanaście minut, a głównego bohatera - nie ma. Zastanawiałam się przez chwilę, o czym w takim razie będzie kolejne 2,5 godziny?

Cóż - tyle reżyserowi J. Matuszyńskiemu zajęło opowiedzenie historii śledztwa i procesu. Wydawałoby się, że to sporo, ale tak naprawdę jest to temat trudny do wyczerpania. Czasy komuny, wbrew wielu opiniom, nie miały smaku waty cukrowej. To była permanentna inwigilacja. Szpiegostwo. Upolitycznianie wszystkich i wszystkiego dookoła. A jeśli nie byłeś z nimi - robili wszystko, aby to zmienić. Rewizje domu. Przekupstwa. Zastraszanie. Groźby śmierci. To tematy dobrze znane matce Grzegorza, Barbarze Sadowskiej - literatce działającej w ówczesnej opozycji, kilkakrotnie aresztowanej przez Służby Bezpieczeństwa. Mówi się, że to właśnie przez jej antykomunistyczną działalność zabito jej syna, że była to zbrodnia z premedytacją. Jaki był jednak prawdziwy bieg wydarzeń - i czy sanitariusze z pogotowia rzeczywiście, jak ówczesna władza próbowała wskazać, pobili Grzegorza P. ze skutkiem śmiertelnym - możemy się jedynie domyślać.

W filmie Barbarę Sadowską zagrała Sandra Korzeniak i imho uważam, że ta rola zasługuje na szczególne wyróżnienie. Z pełnym szacunkiem do pani Sandry muszę niestety stwierdzić - rola zagrana została okropnie: drętwo i  jakoś tak mało emocjonalnie, do tego z jedną, głupią miną oraz irytującym sposobem mówienia. Niestety, nie kupuję jej przejętej losem syna kreacji.

Nie najgorzej wypadli za to J. Braciak jako ojciec kolegi, który, w imię ratowania dobra rodziny, przestaje być politycznie bezstronny (w zasadzie, to on nadał filmowi jakiegoś wyrazu) oraz R. Więckiewicz jako opanowany i bezwzględny generał Kiszczak. Bardzo dobrze natomiast spisał się Tomasz Ziętek jako kolega Grześka (również jedna z głównych ról) oraz balansująca na krawędzi groteski Aleksandra Konieczna jako pani prokurator. W obsadzie znalazło się jeszcze kilka sławnych głów, m.in A. Chyra, T. Kot czy A. Grochowska, jednak  szybko niknęli gdzieś w oddali, a ich role, zbyt małe i krótkie, nie zapadły zbyt mocno w pamięć.

Dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa w postaci ówczesnych przebojów polskiej muzyki rozrywkowej (głównie zespołu Bajm) sprawiła, że film oglądało się - mimo mankamentów - nie najgorzej. Czy jednak poleciłabym go dla kogoś, kto zna już historię syna Barbary Sadowskiej? Niekoniecznie.

Dla mnie film ten jest jednak ważny z dwóch powodów.

Po pierwsze, Grzegorz Przemyk urodził się 17 maja 1964. A to oznacza, że gdyby żył, byłby teraz dokładnie w wieku mojego Taty. Zdawał maturę w tym samym roku, co moi rodzice. I ta historia, to wszystko, mogłoby równie dobrze dotyczyć ich. I ta, kołacząca gdzieś z tyłu głowy myśl, przeszywa coś w moim sercu, sprawiając, że odbieram to jeszcze bardziej osobiście.

Ale - co najważniejsze  i najsmutniejsze zarazem - ten film, to przypomnienie, że tak naprawdę, dużo się u nas nie zmieniło. Więc zakończę jedynie słowami Karoliny K.-Piotrowskiej: "To nie jest historyczny film. Nic a Nic. Wystarczy spojrzeć za okno. I zobaczyć."


---

korolowa