Polub mnie na FB :)

sobota, 20 sierpnia 2016

Miej odwagę

Wcale nie głupi ktoś ( nazwijmy go X) powiedział mi kiedyś, że podziwia inną osobę (nazwijmy ją Y) za jej odwagę. Za to, że potrafiła przełamać strach i skoczyć ze spadochronu. I że w ogóle jest taka odważna, bo stale podejmuje się sportów ekstremalnych. Bo przekracza pewne granice. Robi to, robi tamto. W sensie, ciągle mam na myśli ten sport. Że to niesamowite, jak dużo odwagi trzeba mieć w sobie, aby robić takie rzeczy.

Słuchałam tego wywodu z lekka niedowierzając temu, co słyszę. A może po prostu, mimo mojego młodego względem pana X, wieku, poznałam - nie tylko z autopsji - inne historie, zdobyłam inne doświadczenia. Lub zwyczajnie patrzę na świat nieco inaczej.

Nie mówię, że do skakania ze spadochronu nie potrzeba odwagi, nie to mam na myśli. 
Tylko to, że powinniśmy umieć odróżniać odwagę od głupoty.

Jeśli wspomniana Y wcześniej się przygotowała, tj. jeśli zna co najmniej konsekwencje takich skoków i wie, co może się ewentualnie wydarzyć - to, przyznaję: miała w sobie dużo śmiałości.
Jeśli jednak nigdy wcześniej nie widziała skaczącej osoby; jeśli nie została poinformowana o tym, w jaki sposób może się to skończyć; jeśli nie miała choćby ogólnego wyobrażenia czy szczypty wyobraźni - to, niestety, ciężko jest tu mówić o jakiejkolwiek odwadze; chyba raczej o zwykłej ludzkiej głupocie.

To tak jakby osoba po pięciu piwach weszła nagle za kierownicę i chciała przejechać choćby i kilka kilometrów przez centrum miasta w piątkowy wieczór wypełniony ulicami studentów.

Bo podjęcie ryzyka to jedno.
A posiadanie wystarczającej wiedzy i znanie ewentualnych konsekwencji naszych czynów, to już inna bajka.



Długo jeszcze zastanawiałam się nad tym, co mi wtedy powiedział X. O tych skokach i tak dalej.
I myślę, że dla mnie większym wyrazem odwagi jest na przykład to, co uczyniła jedna bliska mi osoba, wyprowadzając się za granicę. Mając tam już załatwioną pracę, będąc przygotowana pod względem formalnym na wyjazd, a jednocześnie nie mając zielonego pojęcia, co może się wydarzyć. I jednocześnie wcale nie twierdząc, że skoro ma pracę, to wszystko jakoś się potoczy. Nie. Ona wyjechała nie mając tam nikogo, a jedyne, co wiedziała, to pod jaki adres ma się zgłosić.
Wiem, że to przeczytasz, więc napiszę: brawo, sis. Cholernie Cię za to podziwiam.

Albo gdy pokonuje się swoje psychiczne bariery. Na przykład wrodzoną nieśmiałość. Zamknięcie w sobie. Bycie psychicznie zaszczutym przez kogoś, kogo się kocha.
Rzucenie nieciekawej, nielubianej pracy czy wygarnięcie swojemu szefowi wszystkiego, co się o nim myśli nie jest natomiast wcale inteligentnym rozwiązaniem, jeśli nie ma się w zanadrzu innej opcji, kolejnego asa w rękawie. Odwaga powinna iść w parze z inteligencją. Inaczej nie jest odwagą, tylko zwykłą bezmyślnością.

Jeśli chodzi o moje doświadczenia, to moim takim głównym, życiowym wyzwaniem była walka z nieśmiałością. To tak naprawdę proces, który trwa do dzisiaj. W małym gronie bądź z bliskimi znajomymi, a więc wtedy, gdy po prostu czuję się dobrze, nie mam raczej żadnych problemów z wyrażaniem siebie. Kiedy jednak znajduję się nagle w jakiejś większej grupie i mam się wypowiedzieć, zazwyczaj paraliżuje mnie strach. Nigdy nie cierpiałam przemówień, zawsze strasznie się nimi stresowałam, chociaż studia troszkę pomogły mi to przełamywać (a właściwie metoda na: masz prezentację, to robisz, prezentujesz i tyle). Bardzo pomocna była również praca na stanowisku nauczyciela. Toć musiałam w końcu coś do tych uczniów mówić, a że swoją pracę bardzo lubiłam, to i samo przemawianie nie stanowiło dla mnie większego problemu, a wręcz przeciwnie - cieszyłam się, gdy to w końcu mnie ktoś musiał słuchać :).

Odwagę stanowić może również podjecie niekomfortowej, acz ważnej rozmowy. Zwłaszcza, jeśli jest to rozmowa z jedną z najbliższych w Twoim życiu osób, a Ty wiesz, że TA konwersacja jest już wręcz konieczna. Gdy wiesz, że jeśli nie teraz, to już nigdy. I że jeśli tego nie zrobisz, to zostanie z Tobą już na zawsze - ten dyskomfort, że nie możesz już tak dalej, że przecież powinieneś, a jednak...tyle czasu coś Cię powstrzymuje...

... a gdy się w końcu decydujesz, to nie kamień, a wręcz głaz Ci naraz z serca spada. I robi to tak głośno, że aż Ci tętno przyspiesza. I widzisz przed oczyma wszystkie te przykre wydarzenia; i liczysz lata - a może to całe Twoje życie obiło się właśnie o dno studni...?

Odwagą jest dobra komunikacja. Nie narzucanie komuś własnego zdania. Umiejętność zadawania próśb bądź pytań przed postawieniem przed danym faktem.
Może trochę daleko z tym już zaszłam, ale, tak - to też imho ma w sobie mocny wyraz odwagi.

Więc nie ściemniaj. Idź tak, jak chcesz, ale nie ściemniaj. Nie wprowadzaj ludzi w błąd. Nie rób sobie krzywdy. Analizuj fakty. Miej trochę wyobraźni. Trochę zrozumienia. Szacunku do ludzi. A przede wszystkim - do siebie.

Wyznacz sobie drogę. Dobrą drogę.

I miej odwagę nią kroczyć.



---
korolowa

sobota, 13 sierpnia 2016

Ulubione miejsca, czyli spacer po Stargardzie


Jak dobrze czasami jest sobie pofolgować. Po ciężkim, stresującym tygodniu z miłą chęcią razem z A.wybraliśmy się na spacer po Stargardzie. Ostatnimi czasy, z racji zakupu przez A. samochodu oraz przepięknej pogody (nie mówię akurat o minionym tygodniu), najczęściej jeździliśmy nad jezioro i do lasu, aby odpocząć nieco na łonie natury.

Dziś jednak stwierdziliśmy, iż takie wypady doprowadzają nas do tego, że więcej uruchamiamy wtedy czterech kół niż naszych dwóch nóżek, toteż w dniu dzisiejszym zrobiliśmy wyjątek i obraliśmy drogę: ku stargardzkiemu centrum.


Andrzej nareszcie odnalazł deser, który może jeść bez popijania go wódką (dla niewtajemniczonych: A. jest uczulony na jajko i najszybszym lekarstwem na jego śladowe ilości jest właśnie nadmieniony alkohol). Niestety nie pamiętam nazwy tej kawiarnio-lodziarni, w której ów deser został zakupiony ale gdyby ktoś chciał skosztować słodkiego, wegetariańskiego mixu, to owo miejsce mieści się dokładnie tam, gdzie widać - czyli niedaleko kościoła, na ul. Piłsudskiego.

Jako, że A. chciał również napić się kawy, a akurat na naszej drodze znajdowała się kawiarnia, do której już od dawna chciałam zajrzeć, wybraliśmy się do Tajemniczego Ogrodu.

Wnętrze kawiarni zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Gdybym miała być właścicielem jakiegokolwiek lokalu, wyglądałby dokładnie tak, jak ten. Delikatny, nieprzekombinowany, w starym stylu - czyli dokładnie moje klimaty. Czułam się tak, jakbym nagle odnalazła się w innej epoce.
Mojej epoce.



'




Nie tylko wystrój okazał się być tutaj na wysokim poziomie. Mrożona kawa z syropem karmelowym była bardzo dobra, natomiast Andrzej zdecydowanie potwierdził, że wypił tutaj najlepsze w Stargardzie americano.

Tajemniczy Ogród to nie tylko kawiarnia. W swojej ofercie lokal ma również dania obiadowe - makarony, pizze, dania mięsne, przystawki. Jest w czym wybierać :).

Wyszliśmy bardzo zadowoleni, a nasze dobre humory spowodowały, że przeszliśmy się jeszcze kawałeczek dalej, aż do przepięknie rozciągających się pozostałości stargardzkich murów. Nie omieszkałam wykorzystać tak dobrego światła i zrobiłam (a raczej A. uczynił) kilka ujęć.






Cieszę się, że wybraliśmy dzisiaj spacer po Stargardzie z kilku powodów: po pierwsze, przekonałam się, jak świetną kawiarnię mamy w centrum miasta; po drugie: nareszcie więcej chodziłam niż jeździłam, przy okazji zauważając zmiany zachodzące w naszej mieścinie, a po trzecie - no, nie oszukujmy się - zdjęcia to jest to, co uwielbiam (choć, przyznaję, aparat w obecnej komórce jest dość słaby).

A Wy macie jakieś swoje ulubione miejsca, do których uczęszczacie, gdy macie więcej wolnego czasu?

Podzielcie się w komentarzach!

Wasza K.

---
korolowa