Polub mnie na FB :)

środa, 22 stycznia 2020

"Psy 3: W imię zasad" - recenzja filmu.

Nie jestem wielką fanką filmów sensacyjnych. Wstyd się przyznać, ale - właśnie z tego powodu - nigdy wcześniej nie obejrzałam ani jednej części "Psów." W ostatnim czasie udało mi się jednak naprawić ten błąd i nadrobić polską klasykę kinematografii.
Dlatego, gdy tylko usłyszałam o najnowszej produkcji Pasikowskiego, po niedługim namyśle postanowiłam sprawdzić, jakie, w porównaniu do poprzednich części, będą "Psy 3: W imię zasad."

Na seans wybrałam się dość sceptycznie nastawiona, nie spodziewając się fajerwerków, a jedynie odgrzewanych kotletów w postaci kolejnych przygód powracającego po latach bohatera.
Gdy tylko pojawiły się pierwsze sceny i moim oczom ukazał się filmowy Franz Maurer, pierwszą myślą, jaka przemknęła mi przez głowę, było: cholera, on się wcale nie zmienił.
Ten sam błysk w oku. Nonszalancki sposób bycia. Zawadiacki uśmiech. 
Jednak z każdą kolejną sceną dowiadywałam się jak bardzo się w swoim pierwszym wrażeniu pomyliłam.

Grany przez Bogusława Lindę Maurer wychodzi po 25 latach więzienia na wolność. 
Widać, że nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Po takim czasie, wiele się wszakże zmieniło. Maurer nie ma nikogo, do kogo może wrócić. Kto przyjmie go z otwartymi ramionami. Kto ugotuje mu obiad, albo chociaż zamiauczy. To wszystko stracił 25 lat temu. Pozostaje mu jedynie kolega Morawiec (Cezary Pazura), który aktualnie poszukuje syna. Franz przyłącza się do niego, bo będąc sam jak palec, twierdzi, że i tak nie ma już nic innego.


W filmie akcja jest wartka, okraszona ciekawymi, często zabawnymi dialogami, które mnie jednak trochę zbijały z tropu - miejscami nie byłam pewna, czy jestem na trzeciej części legendarnej polskiej sensacji lat dziewięćdziesiątych, czy może jednak komedii. Można by rzec, że to właściwie taki współczesny, miejscami zabawny polski western, w którym sprawiedliwość - jak zresztą było w poprzednich częściach - wymierzana jest przede wszystkim na własną rękę. 

Aktorsko imho film wypadł całkiem dobrze - zarówno starzy wyjadacze jak Linda i Pazura (Żmijewski miał tym razem zbyt małą rolę) czy młodsze pokolenie - Dorociński, Fabijański, Schuchardt - spełnili moje niewygórowane oczekiwania. Śmiem jednak twierdzić, że to właśnie świeżość, naturalność i energia tych drugich znacznie podniosły poziom filmu.

Po głębszym przemyśleniu i analizie odświeżonej postaci Maurera, dochodzę do wniosku, że Linda zagrał go najlepiej jak potrafił. Jak wycofanego,  mało już znaczącego, zagubionego w nowej rzeczywistości, dawno już dorosłego chłopca. 
Bo mimo swych sześćdziesięciu lat, Franz dalej naiwnie wierzy. Wznosi toast. Za żywych. Za martwych.

Lecz zawsze wiernych zasadom.


---
korolowa

Jeśli podobał Ci się powyższy post - udostępnij go dalej!
A jeśli chcesz podzielić się swoją opinią - zapraszam do dyskusji w komentarzach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz