Polub mnie na FB :)

środa, 9 czerwca 2021

Emocjonalne domino - krótka recenzja filmu "Ojciec" Floriana Zellera.

Spośród seriali oraz filmów obejrzanych przeze mnie na przestrzeni mniej więcej roku, mogłabym wyróżnić zaledwie kilka pozycji:  dokument "My Friend Octopus" P. Ehrlich i J. Reeda, niedościgniony w kwestii thrillerów psychologicznych "Broadchurch" C. Chibnaila ("Mare of Eastown" i |Undoing" się nawet, imho, nie umywają) , przecudowny i sentymentalny "Ania, nie Anna" oraz "The Father" F. Zellera.

I właśnie o tym ostatnim chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć.

Tytułowy ojciec to starszy pan, który zaczyna odczuwać skutki upływającego czasu. Nie rozpoznaje już własnej córki, myląc ją z inną osobą. Choroba mocno miesza mu w głowie -  plączą mu się fakty, osoby, wydarzenia, a nawet miejsca, w których przebywa. Widać, że czuje się zagubiony. Ten cały mętlik i dezorientacja powodują u niego narastającą, wewnętrzną frustrację. Napięcie, które rodzi się pomiędzy nim a innymi osobami oraz brak merytorycznego dialogu, doprowadzają do wielu nieporozumień, kłótni, a czasem nawet ogromnych awantur i wybuchów gniewu. 

Film ten pięknie pokazuje przede wszystkim problem wzajemnego zrozumienia i kontroli nad własnymi emocjami. A. Hopkins wspaniale odtworzył rolę ojca, który chce móc robić więcej niż jest w stanie obecnie udźwignąć. Który chce pamiętać, ale zapomina. Który chce być szanowanym i podziwianym - choć nawet nie wie, co się wokół niego dzieje. Który z jednej strony chce dalej czuć, że posiada kontrolę nad swoim życiem - choć już od jakiegoś czasu to właśnie jego trzeba kontrolować.

Kolejnym ważnym aspektem tego dzieła jest relacja mężczyzny z córką (graną przez O. Colman, która,  notabene, odtwarza jedną z ważniejszych postaci w  "Broadchurch"). Niemal nieustannie próbuje on pokazać swoją "władzę" nad nią - że jest mądrzejszy, zabawniejszy, bardziej pewny siebie. Zapomina jednocześnie o jeszcze jednej, niezwykle istotnej rzeczy - że teraz nie ona od niego, lecz on od niej, będzie coraz bardziej zależny.

Film ten, choć horrorem nie jest, miejscami przyprawia wręcz o gęsią skórkę. Dlaczego? 

Ponieważ traktuje o relacjach, które wydarzają się tu i teraz, w tej chwili. W Polsce, Norwegii, Kanadzie, Australii czy Azji. Te problemy dotykają każdego. I często stanowią temat tabu.

Bo trudno jest o tym mówić.

Bo często nie wyobrażamy sobie powiedzieć choćby złego słowa (d)o naszych najbliższych. Zwłaszcza tych, którzy zawsze zapewniali nam wikt i opierunek.

I choć celem filmu było zapewne - przede wszystkim - ukazać świat z perspektywy starszego człowieka i jego zmagań z rzeczywistością, nie sposób pominąć kwestię relacji, które nas kształtują. Relacji rodzic- dziecko. Sposób, w jaki byliśmy wychowywani i jakie mieliśmy relacje ze swoimi rodzicami, w ogromnym stopniu wpływa na to, jakimi później stajemy się ludźmi. Czy gdyby tytułowy ojciec był bardziej (słownie) powściągliwy  w stosunku do swojej córki, czy gdyby kiedyś jej nie zdominował - czy byłaby teraz taka wycofana? Czy może bardziej starałaby się pracować nad ich wspólną więzią, zamiast szukać kolejnych opiekunek?

I to właśnie stanowi niezwykłą wartość filmu - ta mnogość pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. Interpretacje zależne od własnych doświadczeń. Emocje, których jest wręcz cała paleta - a które, jak sam obraz pokazuje - potrafią nami sterować niczym marionetkami. Tylko jak się nie wzruszać, nie płakać, nie kochać i nie cierpieć, gdy nieustannie wpływamy na siebie nawzajem, tworząc ciąg niekończącego się, emocjonalnego domina?

--

korolowa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz