Kasztanowe.
~~
Przemierzała przez gąszcze kolorowych liści. W krótkiej spódniczce, ciemnoniebieskim płaszczu i rajstopach w kolorze fuksji. Szukała spokoju. Celu. Sensu.
Oglądała każdy pojedynczy listek. Każdy kamyczek, który stanął na jej drodze. Drzewo, które spoglądało na nią z góry.
Jakaś sprytna, mała wiewiórka przebiegła jej krętą ścieżkę. Choć nie mijała żadnych ludzi, miała wrażenie, że ciągle kogoś spotyka.
Każda szyszka, kamień czy liść kogoś jej przypominały. Mrówki, uciekający w popłochu zając, tamta skoczna wiewiórka - oni wszyscy już gdzieś tam w jej życiu byli : spokojni i zwariowani, stateczni, pełni obaw, lekceważący i ci, którzy zawsze wywoływali uśmiech.
"To dziwne", pomyślała dziewczyna. Szła, zbierając do koszyczka podgrzybki i te co ładniejsze szyszki. Zza żółto - czerwonych koron drzew, przyświecało jej późno jesienne słońce.
Rozumiała, że nie może się cofnąć.
Nie było już żadnego kroku w tył.
Wiedziała jednak, że nie musi się bać.
Że na końcu ścieżki, czeka ją nagroda.
Jej szczęście.
Niebo wysłało jej słoneczny uśmiech.
Otuliło promieniami, by mimo chłodu, nie zmarzła, docierając w spokoju do samego końca.
Aż wreszcie - ujrzała je.
Kasztanowe.
Pełne harmonii i ciepła, ciemnobrązowe oczy.
Obejmowały ją, mówiąc, że już nigdy nie będzie musiała się bać.
Że będą z nią i przy niej, już na zawsze.
Że obiecują pomagać i chronić, póki wieczna ciemność ich nie rozłączy.
I ona to widziała.
Znalazła swój spokój.
W tych niczym niezmąconych, mądrych oczach.
Swój sens
- w tych dwóch, splecionych, kochających się ciałach.
Widziała i zrozumiała również wreszcie cel swej podróży.
Nie samo dojście do jej końca miało być ważne.
Choć już nie sama musiała stawiać jej czoła.
Oddała się zatem podmuchom wiatru i zakołysała w jesiennym tańcu.
Wzięła głęboki oddech, musnęła twarz stojącą wprost przed nią i znowu spojrzała.
W te oczy, te oczy jesienne.
Kasztanowe.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz