Polub mnie na FB :)

środa, 2 marca 2016

Spotkanie w Nowym Jorku (bo "ci, co odchodzą, wciąż z nami są...")

Cholera, tak sobie czasem myślę. Jak to jest, że kiedyś wydawało mi się, że nic zaskakującego w życiu mnie spotkać nie może. Jeszcze dziesięć lat temu miałam przy sobie rodziców. Jeszcze dziesięć lat temu nie wiedziałam, że za kilka lat stracę najważniejszą w moim życiu osobę. Jeszcze kilka lat temu nie wiedziałam, że od tamtej pory moje życie tak diametralnie się zmieni ... i zacznie coraz bardziej zaskakiwać.

I pomyśleć, że właśnie teraz jestem w Nowym Jorku. To znaczy, zostały mi już niespełna dwa tygodnie pobytu. Kilkanaście dni temu zdarzyło się jednak coś, czego  w życiu bym się nie spodziewała.

Wyobraź sobie, że, jak co wieczór, siadasz sobie spokojnie z laptopem na kolanach (co, btw, nie jest zbyt zdrowe - ale kto się o to naprawdę martwi?). Leniwie scrollujesz fejsa, przeglądasz ostatnie wiadomości. Masz zamiar odpocząć i cieszyć się wieczorną labą spędzoną u boku narzeczonego. Oczywiście, zerkasz również na e-maila, aby sprawdzić, czy nie przyszły czasem jakieś rachunki do opłacenia. I wtedy widzisz TO. "TO" wygląda jak scam, zaczyna się bowiem od powitania Cię Twoim własnym imieniem...ale, zaraz, że jak to...że wita Cię w Nowym Jorku?

Patrzysz więc zdumiona na nadawcę e-maila  - i na treść - znów na adres - na treść - jeszcze kilka razy. I nie możesz uwierzyć.
To nie jest scam. I nie wygląda na żart.
No niemożliwe. Po prostu - niemożliwe.
A jednak.
Miałam już jedną taką dziwną historię z dalekim kuzynem od strony Taty, Artemem. A teraz - teraz odzywa się ktoś powiązany z Mamą. Nie z rodziny, ale również bardzo bliska jej niegdyś osoba. Jak zdążyliście się domyślić - tak, mieszkająca właśnie w Nowym Jorku. I - jak wynikało z treści e-maila - bardzo chciała się spotkać. Poznać mnie. I porozmawiać.


Być może czytacie czasami takie powieści, że ktoś spotkał kogoś w jakimś niespodziewanym miejscu, albo, że po latach pewna - mniej lub bardziej znana, ale w jakimś stopniu -znacząca osoba, odzywa się nagle do tej drugiej. Wyobraźcie sobie zatem połączenie tych dwóch wydarzeń, takie współmierne zgranie. Niemożliwe? A jednak.


I spotykacie się w tym miejscu, z osobą.  Witacie się z nią tak, jakbyście znali ją od dawna...choć, tak naprawdę, łączy Was właściwie jeden wspólny mianownik, jedna, wspaniała osoba, której już nie ma.

Naturalnie, osoba ta bardzo często zostaje nadmieniona w Waszej konwersacji. Masz wrażenie, że właśnie wróciłeś/aś do przeszłości, choć tak naprawdę, jesteś od niej oddalony o dwa kroki stumilowe.

Słońce świeci jak szalone, na tafli jeziora widać odbicia drzew, a Wy dalej w tym jesteście. W cieple chwili. W tym niesamowitym momencie, gdy przeszłość łączy się z teraźniejszością, z tym pięknym tu i teraz. Dawno nie czułeś/aś się tak błogo. Tak swobodnie. Pogoda idealnie współgra z Twoim nastrojem. W powietrzu wyczuwasz wiosnę. Aż chce się żyć. I jednocześnie wspominać tych, których już nie ma.


Tyle wspomnień i historii do przekazania, doświadczeń i zwyczajnych faktów. Całe życie w jednej pigułce, a nawet mniej. Bardzo oczyszczające przeżycie. I cholernie inspirujące.


Życie lubi mi pisać różne scenariusze. Dziękuję mu jednak za tę jego przewrotność. Nie zawsze pozytywną, jednak w tym przypadku - jakże zaskakująco miłą. Za to, że miałam możliwość poznać kogoś, kto był kiedyś mojej Mamie bardzo bliski. I dzięki komu mogłam ją jeszcze lepiej poznać, a do tego przyjemnie spędzić czas. Nie wiem, co jeszcze mogłabym w tym momencie dodać. 
Po prostu: dziękuję.




"Ci, co odchodzą, wciąż z nami są. I żyją sobie obok nas.
Patrzą z miłością na nasze dni.
I czasem się śmieją przez łzy."

R. Rynkowski


---
korolowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz