Nie pytam o rybki ani o kanarki, tylko o zwierzaki, które można przytulić. Pogłaskać, iść na spacer, porozmawiać.
Porozmawiać? zdziwicie się zapewne.
Otóż tak. Ja ze swoim psem rozmawiałam. Oczywiście komunikacja ta nie polegała na dialogach typu 'Hej stary, co tam u ciebie? ' Nieźle, tylko daj mi już coś do żarcia bo umrę z głodu',wszak tylko podczas świąt Bożego Narodzenia zwierzęta mówią ludzkim głosem.
To, co było między nami, było dużo ważniejsze.Była to komunikacja emocjonalna. Przykładowo, kiedy byłam smutna, on podchodził do mnie i mnie wesoło zaczepiał . Kiedy płakałam, zlizywał lecące łzy (czasami udało mu się zlizać nawet z twarzy, co akurat było nieco obrzydliwe).
Był przy mnie, gdy tego potrzebowałam i ja starałam się zrekompensować mu tym samym.
Jednak nie zawsze było idealnie. Bowiem życie z psem to jak związek dwojga ludzi - razem przez wszystko przechodzimy, przeżywamy różne kryzysy. A, przede wszystkim, łączy nas więź emocjonalna. I, nie zawaham się użyć tego słowa - miłość. Tak, uważam, że można kochać zwierzę, i to tylko częściowo ma coś wspólnego z przywiązaniem. Jednak nie jest to zwykłe przywiązanie, jak do przedmiotu, np. ulubionego długopisu czy książki, które, w ostateczności można wyrzucić. O psa musisz DBAĆ. Nie można go wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji na śmietnik. To tak jakbyś wyrzucił jakiegokolwiek innego członka swojej rodziny. Stąd też mój ostatni apel o zastanowienie się przed zakupem zwierzęcia.
One również czują, nawet bardziej niż kiedyś mi się mogło zdawać.
Z moim Rokim, 2008 rok
Pamiętam gdy moja Mama zmarła. Jak nie mieliśmy czasu dla niego. Gdy dostał zaburzeń, nie do końca wytłumaczalnych. Jak jeździliśmy od weterynarza do weterynarza po to, aby mu pomóc. Fakt, nie mieliśmy już dla niego wystarczająco czasu. Mieliśmy dużo innych rzeczy na głowie i poświęcaliśmy mu niestety coraz mniej naszej uwagi. Jednak nikt, poza nami nie widział tego horroru. Horroru małego zwierzęcia. Jak w nagłym ataku wściekłości zrywał folię, która otaczała butelki wody mineralnej. Jak zakopywał mniejszy dywan pod drugi w taki sposób, że początkowo nawet nie można było go znaleźć. Jak zębami rozszarpywał z niskich regałów stare książki na strzępy.
Po kilku miesiącach walki, kuracjach tabletkami na mózg, uspokojenie i inne zaburzenia, poddaliśmy się. Nic nie pomagało, a i on, i my cierpieliśmy.
Mój Roki został uśpiony.
To była niezwykle ciężka decyzja. Nie chciałam decydować za jego życie. Nie powinnam.
Do tej pory odżywają we mnie pewne wyrzuty sumienia. Że może mogliśmy zaczekać. Spróbować u innego weterynarza. Niestety, podjęliśmy taką decyzję. Decyzję, której nigdy już się nie odwróci.
Roki, 2008 rok
Dlatego ten, kto śmie mówić, że psy nie mają uczuć, chyba nigdy w życiu nie posiadał zwierzęcia. Owszem, mają. Tylko ludzie czasem są tak ślepi, że pewnych wartościowych rzeczy, nie potrafią już teraz w ogóle dostrzegać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz