Po zbyt wczesnym przybyciu na zajęcia (zostało mi do nich jakieś 1,5 godziny) dziecku (czyli mnie) udało się dorwać do kompa. Mam tu kapitalnego Windowsa 95' i przysięgam, miażdży mojego 10'! Już nie pamiętam, kiedy klawiatura tak pięknie chodziła pod moimi palcami. Pieszczona delikatnie opuszkami palców, wspaniale wystukująca drukowane litery przed mymi oczyma, na monitorze niczym nieskazitelnej, białej kartce... wygląda po prostu cudnie.
Teraz mam tyle czasu, a niemal zero możliwości na zrobienie czegokolwiek, co powinno być zrobione.
Nie mogę wpłacić kasy, bo nie mam tyle gotówki przy sobie.
Nie mogę zrobić przelewu (znacie kogokolwiek, kto chodziłby z tymi śmiesznymi kartami uaktywniającymi przelew?)
Nie mogę dziś podbić legitymacji, bo, god damn it, po pierwsze dzisiaj dziekanat zamknięty, po drugie ani dziś, ani nie wiem kiedy, nie będzie mi tam po drodze.
MOGĘ się za to pouczyć.
Uczyłam się wczoraj, dziś w pociągu co prawda też, ale co to jest, 45 minut.
MOGŁABYM sprawdzić, co mam jutro zrobić z dzieciakami w szkole, o ile Marta wysłała mi materialy.
Ile rzeczy można by było, gdyby się mogło być w innym miejscu w tym samym czasie!
A Wy często tak macie, że, gdy macie czas, to albo nic nie ma do roboty, albo siedzicie właśnie w złym miejscu? Np., mając, tak jak ja teraz, 1,5 h do zajęć, czy wzdychali/wzdychałybyście ; 'Ach, gdybym w tym czasie był/a w domu, miał(a)bym Internet...!'
Macie tak? I jak często Wam się to zdarza?
-----
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz