To już mój 150-ty post na blogu!
Chyba nie do końca wierzyłam w swoją wytrwałość, a jednak :)
Tym razem nie będzie żadnych TOPlist z okazji okrągłej sumki postów. Chciałam napisać o czymś ważniejszym, o czymś, co jest nieodłącznym elementem naszego życia. O rozstaniach (i powrotach).
foto: bit.ly/Yrdalf
Z pewnością wielu z Was w pierwszej chwili przyszły na myśl rozstania w związkach. Gdy rozstajemy się z kimś, zakańczamy jakąś znajomość, pozostawiając po sobie smutek i łzy. Czasami cierpienie jest boleśniejsze niż niejedna rana fizyczna. Niekiedy uda nam się rozstać w zgodzie i nawet bez większego uszczerbku - być może każdej ze stron zerwanie wyjdzie wtedy na dobre? - jednak chyba zawsze pozostaje jakaś pustka i tęsknota za tą osobą, choćby z uwagi na wspomnienia, które mogą łączyć dwie ludzkie istoty.
Rozstania mogą być również chwilowe, tak jak moje dzisiaj, gdy ktoś musi wyjechać na jakiś czas, a Ty zostajesz sam/sama w pustym domu czekając, aż ta druga osoba wróci. Wszelkiego rodzaju wycieczki czy inne sprawy typu 'have to do and have to go' powodują chwilowe rozstanie, które - na szczęście! - zazwyczaj w znanym nam czasie, się kończy. Gorzej jest,gdy 'have to do' się przedłuża, a czas realizacji planów jest bliżej nieznany. Wtedy najlepiej jest sobie tak zorganizować czas, by za dużo nie myśleć (w końcu prędzej czy później i tak wróci!) i imać się różnych rzeczy: rozwijać swoje zainteresowania, spotykać z przyjaciółmi, a nawet sprzątać. Choć tak naprawdę, ta niby prosta rada jest dobrą receptą na każde rozstanie, nie tylko te chwilowe.
Tak jak, nazwijmy to, wakacyjne rozstanie daje nam nadzieję na rychłe zobaczenie się z drugą osobą
(nieważne, czy z partnerem, mamą czy ulubioną ciocią mieszkającą kilka bloków od Twojej ulicy) tak są rozstania, z których nie ma już powrotu.
I to nieprawda, że można się na nie jakoś przygotować, gdy już przeczuwa się najgorsze. NIGDY nie jest się przygotowanym. Nigdy się nie chce dać odejść. Akurat w tym wypadku niemal każdy jest egoistą. Nie chcemy dać odejść bliskim, robimy wszystko, aby byli z nami jak najdłużej, co jest odruchem pozytywnym, jednak wiemy, że ... że czasami nie ma ucieczki. Że lepiej jest rozstać się bez zadawania bólu, przedłużania męki. Pogodzić się z tym? Wierzcie mi, bo to przeżyłam - niemożliwe. Przynajmniej nie na początku. Potrzeba czasu, by chociaż oswoić się z nową sytuacją. Gdy ktoś bliski odchodzi na zawsze, już nic nigdy nie będzie takie samo. Na szczęście, czas jednak w jakimś stopniu leczy rany i pomaga przystosować się do nowego życia.
Jest jeszcze jeden rodzaj rozstań - ten, gdy kończymy jakiś etap w swoim życiu. Na przykład wyjeżdżamy na studia, opuszczając domowe gniazdo. Kończymy edukację, gubiąc gdzieś większość klasowych znajomych (chyba, że jest ktoś, kto utrzymuje kontakty z wszystkimi, to gratuluję i podziwiam). Pozostawiamy za sobą pewien obszar - budynek, ludzi... ale też i pewne nawyki, których w danym czasie się pozbyliśmy... często swoją naiwność i łatwowierność... Wszystko to, co było związane z danym etapem - zamykamy, otwierając furtkę do kolejnego rozdziału życia.
Tutaj trailer z pewnego filmu, traktujący o jednym z powyżej wymienienonych rodzajów rozstań... idealny na doła. Polecam.
---
korolowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz