Polub mnie na FB :)

niedziela, 10 lutego 2013

Ma prawo poznać biologicznego ojca?

Wiele szumu zrobiła ostatnio wokół siebie niejaka Sarah P. 21-letnia Niemka dowiedziała się bowiem 4 lata temu, że mężczyzna, który przez całe życie ją wychowywał, nie jest jej biologicznym ojcem, a ona sama została poczęta z nasienia z  próbówki. Sara niemal od razu postanowiła, że musi poznać swojego biologicznego tatę. W tym celu młoda kobieta udała się do kliniki niepłodności w Essen.

Tutaj spotkała opór ze strony jej koordynatora. Szef placówki obiecał bowiem wszystkim dawcom całkowitą anonimowość. Nie ma mowy o podaniu szerszych informacji.

A jednak! Niemka wygrała  w końcu sprawę sądową z ową placówką, a właściwie jej szefem, o odtajnienie poufnych informacji. Koordynator odpowiada tylko, że prędzej pójdzie do więzienia, niż wyjawi nazwiska i adresy tych, którzy tak na jego zapewnieniach o anonimowości polegali.

                                                                                  (zdjęcie i artykuł  bit.ly/USttN4)

I tu się zaczyna problem moralno-prawny.
Z jednej strony mamy instytucję, która ma szczytny cel, polegający jednak na 100%-owej anonimowości. Co by się stało, gdyby jednak dane na temat dawców przestały być anonimowe? Na pewno radykalnie zmniejszyłaby się liczba chętnych dawców, a  co za tym idzie, byłoby mniej szczęśliwie upieczonych mam i tatusiów.

Z drugiej strony, każdy ma prawo do poznania własnych rodziców. Po to, by ich chociaż zobaczyć, żeby im coś powiedzieć, po to by dowiedzieć się...kim się naprawdę jest.

Idee te są niestety sprzeczne, a w takiej sytuacji prawdopodobnie złoty środek nie istnieje.

Dlatego czasami ktoś musi zadać sobie pytanie: czy poznanie mojego biologicznego ojca jest dla mnie aż tak ważne, że może zrewolucjonizować całe moje życie?
Tego, tak naprawdę,nigdy do końca nie wiadomo.

Pewne jest zaś, ze gdyby nie ten anonimowy dawca, jej nie było by na świecie, a przez wszczętą przez z nią sprawę, prawdopodobnie wiele par już niedługo nigdy nie będzie mogło się doczekać swojej małej pociechy, jaką i ona kiedyś dla swoich była.

---
korolowa

11 komentarzy:

  1. Według mnie rodzicielstwo to nie jest biologia - to kwestia wychowania, bycia przy dziecku. Dla mnie ojcem tej dziewczyny jest mężczyzna, który cieszył się, że przyszła na świat, który przy niej był, który ją zna. Nie do końca rozumiem taką chęć poznania biologicznego rodzica - po co? Żeby się dowiedzieć, jakie ma geny? Jakim jest człowiekiem? Może dlatego trudno mi to pojąć, bo nie jestem dzieckiem narodzonym z in vitro. Nie wiem.

    Co do anonimowości - według mnie to powinna być kwestia wyboru dawcy. Jeżeli nie chce być anonimowy (ostatnio czytałam artykuł o takim), to wtedy nie musi, ale jeżeli ktoś zastrzega sobie anonimowość, to według mnie powinna być ta umowa dotrzymana - nawet jeżeli prosi o nią dziecko poczęte z jego nasienia. Przecież ten mężczyzna może mieć własną rodzinę, już nie wspominając o tym, że mógł być wielokrotnym dawcom i co? Teraz zjedzie się do niego nagle siódemka "niby" dzieci? Anonimowość to bardzo ważna zasada. Tak sądzę. I jak zacznie się ją łamać, to wtedy takich przypadków będzie pewnie coraz więcej, bo jak nie można było, to części ludzi pewnie nawet nie kusiło - a teraz zacznie.

    Najbardziej zaś mi w tym wszystkim szkoda rodziców - tych którzy wychowali, matki, która urodziła - bo oni na tym najbardziej ucierpią. Mnie by bardzo zabolało, jakby moja hipotetyczna córka chciała szukać biologicznych rodziców. Trochę tak, jakbym ja jej nie wystarczała, jakby nie traktowała mnie jako prawdziwego rodzica, pomimo tego, że ją wychowywałam itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, nie rozwinęłam tego, ale myślę, że ten facet, który dał nasienie, już dawno mógł nawet o tym zapomnieć. Pewnie jest już ustatkowany i ma rodzinę, po co teraz mieszać i to rozbijać?

      Poza tym, mężczyzna godzący się na metodę in vitro dla swojej żony ukazuje naprawdę niezwykłe poświęcenie - nie każdy chciałby przecież dziecko z nie swojego nasienia.

      Dziewczyna całe życie wychowywana była przez swoich rodziców, którzy, obydwoje, traktowali i traktują ją jak swoją własną córkę, a nie jak kogokolwiek innego. Tamten facet, gdyby nie chciał, nie musiał oddawać nasienia, ale chciał, aby właśnie tacy rodzice jak oni mieli szansę na własne dziecko. WŁASNE, ale nie JEGO.

      Po co więc teraz robić problemy, zarówno tym rodzicom, którzy całe życie ją wychowywali i kochali, jak i temu facetowi?

      Dlatego zgadzam się z Twoimi poglądami na ten temat w całej rozciągłości, niemniej nigdy nie wiemy, jak my byśmy się zachowały, będąc w sytuacji tej Niemki.



      Usuń
  2. pominęłaś jedną sprawę - kiedy nie znasz swego ojca nie znasz również jego rodziny - zawsze istnieje szansa nieświadomego związania się z kimś spokrewnionym, bratem, a nawet z własnym ojcem, co może być tragiczne w skutkach. Nie zna się tez historii chorób tej rodziny - co ma wpływ na nasze zdrowie. Sprawa jest bardzo skomplikowana i etycznie, i prawnie. pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym akurat nie pomyślałam. Co do brata, to jeszcze nie byłoby tak źle ( w końcu każde z nich ma tylko po połowie jego genów); spotkać się z ojcem -mało, ale jednak zawsze prawdopodobne.

      No i rzeczywiście poznanie chorób rodziny to bardzo ważna sprawa, dzięki temu można się w jakiś sposób uchronić czy zabezpieczać na przyszłość.

      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. A to nie jest tak, że w klinice przeprowadza się wywiad dotyczący chorób itd. z dawcą? I że te wszystkie informacje są zapisane?

      Usuń
  3. W tym wypadku brat byłby jak kuzyn - syn/córka rodzeństwa rodzica (jak ja i A.) co jest wciąż objęte ogromnym ryzykiem. A skoro ojciec był dawcą - może mieć bardzo dużo potomków... no i trzeba dodać resztę jego rodziny. z tego co pamiętam, "kontakty" dozwolone są od 3. lub 4. stopnia pokrewieństwa. Nie bez powodu dzieci mają prawo znać swych rodziców :)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to wszystko prawda.
      Jak wiele przychodzi na myśl dopiero, gdy kolejna osoba o czymś napisze.

      Dziękuję za podzielenie się swoimi spostrzeżeniami! :)

      Usuń
  4. Temat strasznie kontrowersyjny, nie ma chyba możliwości, by i wilk był syty i owca cała...mam nadzieję, że powstanie (czy to w Niemczech, czy w Polsce, choć u nas jeszcze takiej sprawy nie było) jakiś odpowiedni przepis prawny, który będzie to wszystko regulował...
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, ponieważ ani to nie jest fair dla tych instytucji ani dla dzieci z próbówek oraz ich rodzin.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Myślę że to nie jest prawidłowo z jej strony. Jej prawdziwy ojciec to ten mężczyzna który ją wychowywał całe życie. Ten człowiek dbał o nią jak prawdziwy ojciec, a to jest trochę obraźliwe z jej strony ze teraz traktuję biologicznego ojca jak ważną osobę - on jest przecież całkiem obcą osobą. Z drugiej strony trudno dla nasz ją osądzać jak sami znamy naszych biologicznych rodziców.

    Ale poza tym, jeśli dawca spermy chce być ananimowy to jest jego prawo. Jeśli dzieci wrócą za 5, 10, lub 20 lat i chcą cie spotkać, albo coś dostać od ciebie (pieniądze, zieme), możliwe ze nie będziemy mieć tyle chętnych na dotacje spermy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Niestety dziewczyna uznała, że ma prawo znać dawcę nasienia, bo tylko w ten sposób można go tak naprawdę nazwać.

      Jedynie, co powinni zmienić, to zostawić ważne informacje dotyczące zdrowia - jego grupę krwi; czy chorował na raka, pił alkohol itp., takie najważniejsze info po to, by dziewczyna nie musiała mieć kiedykolwiek żadnego pretekstu do spotkania się z nim, a jak wiadomo, zdrowie jest jednak najważniejsze.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń